Dzień po jednej z najgorszych sesji w historii Wall Street, w piątek 13. marca amerykańskie giełdy zanotowały silne zwyżki. Inwestorzy dobrze przyjęli ogłoszenie stanu wyjątkowego w USA. „Czarny czwartek” przyniósł największe spadki na nowojorskiej giełdzie od 1987 r. Następujący po nim piątek przyniósł odbicie głównych indeksów, które nasiliło się w trakcie konferencji prezydenta Trumpa. S&P500 zyskał 9,29 proc., a Nasdaq i Dow Jones odpowiednio 9,35 oraz 9,36 proc. Po raz ostatni podobne zwyżki na Wall Street obserwowaliśmy w 2008 r. Nawet jednak dzisiejsze wzrosty nie pozwoliły amerykańskiej giełdzie wrócić choćby na poziom czwartkowego otwarcia. Wydarzeniem dnia było ogłoszenie przez Donalda Trumpa stanu wyjątkowego na terenie USA. Informacja ta spotkała się z dobrym przyjęciem rynków – S&P500 ruszył z 2573 pkt. do 2711 pkt. Mimo to w skali całego tygodnia S&P jest na minusie o 8,8 proc., Nasdaq o 8,2 proc., a Dow Jones o 10,4 proc. To i tak sytuacja lepsza niż w Polsce, gdzie WIG20 w ciągu ostatnich 5 dni stracił aż 22,6 proc. Słowa prezydenta USA poruszyły także rynkiem ropy naftowej. W obliczu saudyjsko-rosyjskiej wojny cenowej, Donald Trump zapowiedział, że Stany Zjednoczone będą kupować surowiec, aby zwiększyć rezerwy strategiczne. W odpowiedzi, notowania ropy WTI momentalnie wzrosły w rejon 34 dolarów.

 

Kontrakty futures na indeks S&P 500 zapowiadają kolejny trudny tydzień i spadają o około 5 proc., po piątkowym odbiciu na Wall Street. Europejskie kontrakty załamały się. Podczas gdy Fed i inne banki centralne zintensyfikowały działania na rzecz stabilizacji rynków kapitałowych, inwestorzy reagują również na szybkie pogorszenie się światowej koniunktury. Amerykańskie giganty Nike i Apple ogłosiły masowe zamykanie sklepów, a prezes Fed Jerome Powell oznajmił, że wzrost w następnym kwartale będzie wyjątkowo słaby. Z kolei japońskie akcje zakończyły poniedziałkową sesję spadkami, a jen japoński zyskał po decyzji Fedu. Inwestorzy stracili początkowy entuzjazm po tym, jak Bank Japonii zdecydował się przyspieszyć zakupy aktywów, przynajmniej na jakiś czas. BoJ podjął dziś decyzję o dalszym luzowaniu podczas gdy Fed obniżył kluczową stopę procentową o pełny punkt procentowy do prawie zera. Dodatkowo Rezerwa Federalna zwiększy skup obligacji o 700 miliardów dolarów. Australijskie akcje spadły o prawie 10 proc., najwięcej od 1992 r., nawet po tym, jak Bank Rezerw Australii oznajmił, że jest gotowy do zakupu obligacji po raz pierwszy – ogłoszenie, które spowodowało ogromny spadek rentowności. Z kolei waluta Nowej Zelandii uległa gwałtownej deprecjacji po obniżce stóp procentowych.  Mimo kolejnej bezprecedensowej, w odniesieniu do terminu, obniżki stóp przez Fed, amerykańskie giełdy dziś ponownie runęły. Na otwarciu handlu na rynku kasowym indeks Dow Jones IA tracił 9,7 proc. Wskaźnik S&P500 zniżkował o 8,1 proc. zaś technologiczny Nasdaq spadał o 6,1 proc. Doprowadziło to do włączenia bezpieczników i wstrzymania handlu na 15 minut.

 

Przez świat przetacza się kolejna fala obniżek stóp procentowych. Mimo to złoty rozpoczął poniedziałek od dalszego osłabienia. Kurs euro szybko zbliża się do granicy 4,40 zł. W niedzielę wieczorem na nadzwyczajną i nieco desperacką decyzję zdobyła się amerykańska Rezerwa Federalna, ścinając stopę funduszy federalnych od razu do zera i uruchamiając potężny program skupu aktywów (QE) za 700 mld dolarów.  W ślad za Fedem poszły banki centralne Nowej Zelandii i Korei Płd. Ponadto największe banki centralne świata ogłosiły uruchomienie linii swapowych, dzięki którym na światowych rynkach nie powinno zabraknąć dostępu do dolara. Nawet podczas apogeum kryzysu finansowego w 2008 roku takie działania były w stanie – przynajmniej na krótki czas – uspokoić uczestników rynków finansowych. Ale tym razem jest inaczej. W poniedziałek rano inwestorzy nadal wyprzedawali akcje, a spadki na rynkach azjatyckich sięgały od -3 do nawet -9 proc. Rezerwa Federalna podjęła także działania mające wesprzeć banki – zdecydowała o obniżeniu do zera stopy rezerw obowiązkowych , a także zaoferowała 3-miesięczne pożyczki o niskim oprocentowaniu (0,25 proc.). Dodatkowo administracja Donalda Trumpa wyasygnowała aż 50 mld dolarów na walkę z korona wirusem (taka kwota z funduszy federalnych była możliwa dzięki ogłoszeniu przed weekendem stanu wyjątkowego w USA). Mimo tych informacji dolar za bardzo nie stracił, co pokazuje, jak duże napięcie jest wciąż na rynkach (co dobrze widać po kolejnym fatalnym otwarciu się rynków akcji), gdyż inwestorzy nie są pewni w którą stronę potoczy się pandemia COVID-19.

 

Globalna wyprzedaż ryzykownych aktywów nie ominęła też polskiego złotego. Dziś rano kurs euro rósł o 2,5 grosza, osiągając poziom 4,3944 zł. Tak drogiego euro nie widzieliśmy od końcówki października, gdy rynek bał się o kondycję polskich banków w związku z orzeczeniem TSUE w sprawie kredytów „frankowych”. Od połowy lutego kurs EUR/PLN poszedł w górę o ok. 15 groszy. Frank szwajcarski po zwyżce o 3,3 grosza kosztował ponad 4,16 zł, czyli najwięcej od grudnia 2016 roku. Względem euro helwecka waluta była notowana blisko najmocniejszych poziomów od lipca 2015. Po całym tygodniu silnych wzrostów malał za to kurs dolara. W poniedziałek rano „zielony” był wyceniany na niespełna 3,93 zł, a więc o ponad grosz niżej niż w piątek wieczorem. Piątkowe straty odrabiał za to funt brytyjski, za którego w poniedziałek rano trzeba było zapłacić 4,8546 zł, czyli o 3,5 grosza więcej niż przed weekendem. Otwarcie sesji na rynkach akcji za oceanem zbiegło się z gwałtownym osłabieniem złotego. Kurs euro podskoczył o około 4 grosze do 4,42 zł, dolar kosztuje 3,96 zł (+3 grosze), a frank podrożał o ponad 6 groszy do 4,19 zł.

 

Nie tylko banki centralne zakasały rękawy. Również rządy wielu państw starają się spowolnić pandemię, gdy liczba infekcji poza Chinami przewyższyła ilość zachorowań w epicentrum. W Nowym Jorku i Los Angeles ograniczono pracę restauracji i barów, które oferują jedynie jedzenie na wynos i w dostawie. Tymczasem rośnie panika na rynkach finansowych, gdyż inwestorzy zareagowali na gwałtownie narastający problem ekonomiczny wynikający z ataku koronawirusa i dzisiejszy szokujący ruch Rezerwy Federalnej mający na celu złagodzenie polityki monetarnej.  Chiny poinformowały w poniedziałek, że produkcja i sprzedaż detaliczna spadły w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Ropa naftowa zaczęła podążać na południe po tym komunikacie. – W normalnych okolicznościach tak duża reakcja polityczna oznaczałaby ogromne wsparcie dla ryzykownych aktywów i gospodarczego ożywienia. Jednak rozmiar szoku staje się wykładniczy, a rynki słusznie zastanawiają się, co jeszcze mogą zrobić banki centralne i wyceniają ich coraz mniejszą zdolność i skuteczność w łagodzeniu narastającego ryzyka wywołanego przez koronawirusa – napisał w notatce Jason Daw, strateg z Societe Generale. Ruchy decydentów wynikają z największej przeceny na rynkach finansowych od czasu globalnego kryzysu finansowego i wzrostu ryzyka recesji w głównych gospodarkach. W weekend USA rozszerzyły swój zakaz podróżowania na więcej krajów, a liczba przypadków wciąż rośnie w Europie, podczas gdy linie lotnicze podejmują drastyczne środki, aby zapobiec załamaniu w transporcie powietrznym.

 

Francuski urząd antymonopolowy nałożył 1,1 mld euro kary na Apple, donosi Reuters. Amerykański producent iPhone’ów został ukarany za zachowanie niezgodne z zasadami wolnorynkowymi. Chodzi o działania dotyczące dystrybucji jego produktów. Dwaj hurtowi sprzedawcy iPhone’ów: Tech Data i Ingram Micro także zostali ukarani. Pierwszy ma zapłacić 63 mln euro, a drugi 76 mln euro, bo dokonali zmowy cenowej, donosi Reuters.

 

Lucian Grainge, prezes Universal Music Group trafił do szpitala po wykryciu u niego koronawirusa, dowiedział się nieoficjalnie Bloomberg. 60-letni Grainge trafił do uniwersyteckiego centrum medycznego Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA), twierdzi informator agencji. Amerykańskie media informują, że na jego urodzinach dwa tygodnie temu gośćmi byli m.in. szef Apple Tim Cook, szef usług Apple Eddy Cue oraz menedżer z branży muzycznej Irving Azoff.

 

Zarezerwowałeś nocleg przez serwis Airbnb, ale przez epidemię koronawirusa nie możesz lub boisz się wyjechać? Teraz zrezygnujesz z niego bezpłatnie.  Serwis Airbnb już wcześniej wprowadził bezpłatne anulowanie pobytu w Chinach, Korei Południowej, Stanach Zjednoczonych i Włoszech, a więc w krajach w największym stopniu ogarniętych epidemią koronawirusa. Teraz, ze względu na rosnące zagrożenie epidemiologiczne, procedura została rozszerzona na cały świat. Z pełnego zwrotu wpłaconej już kwoty i bezpłatnego anulowania noclegu będą mogły skorzystać osoby, które zarezerwowały przez serwis Airbnb pobyt w jakimkolwiek kraju, ale maksymalnie do 14 marca. Co ważne, rezerwacja nie dotyczy wakacyjnych planów. Pierwszy dzień zarezerwowanego noclegu musi mieć miejsce pomiędzy 14 marca a 14 kwietnia. Bezpłatna rezerwacja to ukłon w stronę turystów. Na drugim biegunie są jednak wynajmujący mieszkania. Choć serwis nie wprowadził jeszcze mechanizmów, z których mogliby skorzystać wynajmujący, jak informują przedstawiciele Airbnb, obecnie trwają prace nad wprowadzeniem rozwiązania, które będzie rekompensowało straty wynikające z ograniczenia ruchu turystycznego.

 

Ryanair odwołał 80 proc. lotów do maja i nie wyklucza całkowitego uziemienia swojej floty w związku z pandemią koronawirusa, donosi The Guardian. – Jeśli chodzi o kwiecień i maj, Ryanair oczekuje obecnie redukcji zdolności przewozowych o nawet 80 proc. i nie można wykluczyć całkowitego uziemienia floty – głosi oświadczenie spółki wydane w poniedziałek. – Linia podjęła natychmiastowe działania zmierzające do redukcji koszów działalności i poprawy stanu gotówki – dodaje.

Opracował: Sławek Sobczak