Nasdaq Composite i S&P500 ustanowiły nowe rekordy wszech czasów. Rynek dyskontuje coraz więcej dobrych wiadomości, choć takimi zapewne nie będą wyniki spółek za czwarty kwartał. Indeks S&P500 poszedł w górę o 0,70 proc., finiszując z wynikiem 3288,13 pkt., kolejny już raz historyczny szczyt poprawiając w samej końcówce notowań. Nasdaq Composte znów wypadł najlepiej i zyskawszy 1,04 proc. osiągnął wysokość 9 273,93 pkt. Do „rekordowania” nie dołączył Dow Jones, który po zwyżce o zaledwie 0,29 proc. pozostał poniżej 29 000 punktów. Rynek w dalszym ciągu hołubił swych ulubieńców. Akcje Apple’a podrożały o 2,1 proc., Microsoftu o 1,2 proc., a Facebooka o 1,8 proc. Jak widać „generałowie hossy” wciąż mają się świetnie i nadal torują giełdowym indeksom drogę na północ. Tak na marginesie, Alphabet (dawny Google) już niedługo może stać się kolejną spółką o kapitalizacji przekraczającej bilion dolarów, dołączając do Apple’a i Microsoftu. Następny w kolejce jest Amazon.

Od kilku tygodni w rynkowych komentarzach brzmi ta sama śpiewka. Że ceny akcji rosną, bo inwestorzy są pełni optymizmu w związku z podpisaniem „fazy pierwszej” porozumienia handlowego między USA a Chinami. Równocześnie rynek przygotowuje się na konfrontację z rzeczywistością. Już we wtorek w Ameryce rusza sezon publikacji wyników za czwarty kwartał. Analitycy są sceptyczni i spodziewają się blisko 5-procentowego spadku zysków (rok do roku) przypadających na indeks S&P500. Byłby to więc kolejny kwartał „wynikowej recesji” na amerykańskim rynku akcji. W roku 2019 amerykański biznes – oględnie rzecz ujmując – nie zachwycał wynikami. Zyski były zbliżone do tych sprzed roku, ale korporacyjne marże zaczęły się kurczyć. Mimo to ceny akcji cały czas rosły. W rezultacie S&P500 wyceniany jest na przeszło 24-krotność zysków spółek za ostatnie cztery kwartały. Nawet jeśli spojrzymy na c/z bazujący na oczekiwanych wynikach za 2020 rok, to relacja ta wynosi ok. 18,5. Czyli wciąż dużo jak na historyczne standardy.

Pięć miesięcy spędzili Chińczycy na “czarnej liście” Amerykanów, oskarżeni o “manipulacje walutowe”. W przeddzień podpisania umowy handlowej “pierwszej fazy” przez prezydenta Trumpa i wicepremiera Liu Departament Skarbu oficjalnie zdjął z Chin łatkę manipulatora.  O ile sierpniowe, formalne określenie Państwa Środka mianem “manipulatora walutowego” było sporym zaskoczeniem – Chiny nie spełniły kryteriów, którymi do tamtej pory kierował się Departament Skarbu, oraz nie była to pora publikacji okresowego raportu dot. głównych partnerów handlowych USA – to poniedziałkowa decyzja była oczekiwana. Biały Dom i Zhongnanhai wynegocjowały wstępną umowę handlową, która ma zostać podpisana 15 stycznia. Ze wstępnych informacji publikowanych przez Amerykanów wynika, że porozumienie będzie również obejmowało kwestię kursu chińskiej waluty. Konikiem Donalda Trumpa i jego najbliższych współpracowników jest deficyt dwustronny w handlu z Państwem Środka. Prezydent USA wielokrotnie powtarzał, że wynika on ze sztucznego zaniżania wartości juana przez Pekin. Nie jest to jednak prawda – główne źródła przewagi konkurencyjnej przedsiębiorstw działających za Murem leżą gdzie indziej, m.in. w rozbudowanych łańcuchach produkcji oraz licznej i taniej (nie z powodu kursu walutowego) sile roboczej.  W ostatnich latach chińskie władze częściej starały się zahamować osłabienie “czerwonego” (napędzane przez czynniki rynkowe), niż powstrzymywały jego umocnienie. Na tym polega bowiem paradoks – Amerykanie nadają łatkę “manipulatora walutowego” nie władzom tych krajów, które intensywnie wpływają na wycenę swojej waluty, ale tych, które celowo ją osłabiają. Samo miano nie wiąże się bezpośrednio z żadnymi sankcjami, np. dodatkowymi cłami.

Wtorkowe przedpołudnie na rynku walutowym nie przynosi szczególnie mocnej zmiany kursów głównych walut. Dolar i euro zachowują się stabilnie, frank nieco drożeje, a funt tanieje. W południe kurs euro na rynku Forex wynosił 4,2335 zł. To poziom zbliżony do wczorajszych wskazań. W dłuższym horyzoncie euro jest jednak wyraźnie tańsze niż pod koniec ubiegłego roku (ponad 4,30 na koniec listopada i 4,25 zł na koniec grudnia). Kurs dolara stabilizuje się w okolicach 3,80 zł. Amerykańska waluta zachowuje także wartość względem euro – kurs EUR/USD kształtuje się od tygodnia na poziomie 1,1125 – 1,1150 USD. Największą przeceną charakteryzuje się dziś kurs funta brytyjskiego. Notowania waluty Wielkiej Brytanii spadły dziś rano z 4,9375 zł do 4,925 zł. Tym samym funt jest najtańszy od pierwszej połowy listopada 2019 r.  Lustrzanym odbiciem dla taniejącego funta jest dziś drożejący frank. W przededniu piątej rocznicy „frankogeddonu”, helwecka waluta zyskuje 0,2 proc. co przekłada się na wzrost kursu franka do 3,923 zł.

Według prezesa instytutu badań energetycznych, ceny ropy naftowej mogą spaść do 40 dolarów  za baryłkę, jeśli dojdzie do upadku reżimu w Teheranie. W ten sposób Johannes Benigni, prezes JBC Energy, odniósł się do rosnącego napięcia politycznego w samym Iranie i do trwających od trzech dni demonstracji po ogłoszeniu przez tamtejszy rząd, że jego wojsko jest odpowiedzialne za zestrzelenie ukraińskiego samolotu pasażerskiego. Benigni podkreślił w wywiadzie dla CNBC, że protestujący skandowali hasła „….kłamią, że naszym wrogiem jest Ameryka, tymczasem nasz wróg jest tutaj”. To może, w opinii Benigniego świadczyć o determinacji części irańskiego społeczeństwa i chęci doprowadzenia do demokratycznych zmian.

 

Chińskie firmy pierwszy raz w historii uzyskały w USA w ubiegłym roku więcej patentów niż firmy z Niemiec. Głównie dzięki Huawei Technologies Co. Największy chiński telekom wszedł do pierwszej dziesiątki pod względem zdobytych w USA patentów. Uzyskał ich 2418. Niewiele mniej, 2177 zarejestrowała inna chińska firma, produkujący wyświetlacze BOE Technology Group. Dzięki temu Chiny przesunęły się na trzecie miejsce pod względem zdobytych w USA patentów. Wyprzedziły je tylko Japonia i Korea Południowa. Pierwszy raz Chiny wyprzedziły w zestawieniu Niemcy, które znalazły się na czwartym miejscu.

 

Szef Tesli Elon Musk zbliżył się do uzyskania transzy opcji wartości 346 mln dolarów  przysługującej mu w ramach pakietu wynagrodzenia, donosi Reuters. Musk nie otrzymuje wynagrodzenia ani premii, ale tylko opcje na akcje Tesli po spełnieniu wskazanych w kontrakcie warunków.  Elon Musk w 2018 r. zarobił 2,28 miliarda dolarów, w tym 56,3 tys. dol. pensji oraz ponad 2,2 mld dol. w postaci opcji na akcje spółki – wynika z rankingu “New York Times”.  Uwzględniono w nim CEO 200 firm notowanych na giełdach w USA i posiadających co najmniej miliard przychodów rocznie.  Musk zarobił najwięcej z prezesów firm giełdowych w USA – więcej niż szefowie Disneya, Oracle, Facebooka, Bank of America i wielu innych firm. Chociaż tak naprawdę jego faktyczne wynagrodzenie było bliskie zeru. Drugi na liście David M. Zaslav, CEO medialnego giganta Discovery, zarobił… 129 milionów dol.   Podobnie jak w przypadku Muska, na kwotę tę składają się głównie opcje na akcje. Łącznie CEO Tesli zarobił w 2018 r. tyle, co 65 kolejnych CEO z rankingu “New York Times”. W maju poznamy raport za 2019 rok.

 

Fighter Conor McGregor 18 stycznia wraca do rywalizacji sportowej i zarabiania wielkich pieniędzy. Irlandczyk zdradził, że za pojedynek z Donaldem Cerrone zarobi około 80 milionów dolarów! “Notorious” otrzyma poza gażą również procent ze sprzedaży PPV z gali nie tylko ze Stanów Zjednoczonych, ale także Australii, Kanady i Wielkiej Brytanii.  Conor McGregor walczy dla UFC od 2013 roku. 31-latek to były mistrz wagi piórkowej oraz lekkiej. W największej organizacji MMA na świecie kontrowersyjny Irlandczyk zwyciężył 9 z 11 pojedynków, w większości przez nokaut.

Opracował: Sławek Sobczak