Inflacja CPI w Stanach Zjednoczonych wyniosła w styczniu 0,5 proc. mdm i 2,1 proc. rdr – poinformowało amerykańskie Biuro Statystyki Pracy (BLS). Publikacja danych z Ameryki wstrząsnęła zarówno rynkiem walutowym, jak i giełdowymi indeksami. Ekonomiści spodziewali się odczytu na poziomie 0,3 proc. mdm i 1,9 proc. rdr. W grudniu koszty życia w USA według BLS zwiększyły się o 0,2 proc. mdm i 2,1 proc. rdr. Wyższa od oczekiwań okazała się także tzw. inflacja bazowa (czyli wskaźnik po wyłączeniu cen żywności i energii), która wyniosła 0,3 proc. mdm i 1,8 proc. rdr. W styczniu w Stanach Zjednoczonych wyraźnie podrożały paliwa – benzyna była droższa o 8,5 proc. niż rok wcześniej, a olej napędowy podrożał aż o 22,5 proc. Ale to nie tylko paliwa napędzały wzrost kosztów życia, potocznie (lecz błędnie) utożsamiany z inflacją. Koszty związane z mieszkaniem wzrosły o 3,2 proc., usługi transportowe podrożały o 3,2 proc., a medyczne o 2,0 proc. Pozostałe usługi były o 2,6 proc. droższe niż przed rokiem. Od kilku miesięcy inwestorzy bacznie przyglądają się danym o amerykańskiej inflacji CPI. To praktycznie ostatni czynnik, który powstrzymuje decydentów z Rezerwy Federalnej przed bardziej zdecydowanymi podwyżkami stóp procentowych. Fakt, że inflacja CPI utrzymuje się powyżej celu 2-procentowego celu inflacyjnego, a inflacja bazowa się do niego zbliża, zwiększa zatem oczekiwania na wzrost stóp procentowych w Ameryce. Po publikacji danych o inflacji CPI dolar wyraźnie umocnił się względem euro. Raport o wyższej od oczekiwań inflacji CPI zbiegł się w czasie z publikacją statystyk sprzedaży detalicznej w USA. Te dane także mocno rozczarowały inwestorów. Sprzedaż detaliczna zmalała w styczniu o 0,3 proc. mdm, podczas gdy ekonomiści spodziewali się wzrostu o 0,2 proc. mdm. Bardzo mocno w dół zrewidowano też rezultaty za grudzień: z 0,4 proc. mdm do 0,0 proc. mdm.

Na koniec 2017 roku długi Amerykanów przekroczyły historyczny szczyt z trzeciego kwartału 2008 roku – poinformowała nowojorska Rezerwa Federalna. Na rynku nie widać zaniepokojenia takim stanem rzeczy. 13 150 000 000 000 dolarów. To łączne zadłużenie Amerykanów z tytułu kredytów hipotecznych, kart kredytowych, pożyczek studenckich czy długów na zakup auta. Ta astronomiczna kwota $13,15 bilionów  (13 150 miliardów dolarów) okazała się o $473 mld  wyższa od poprzedniego rekordu z III kw. 2008 roku (12,68 bln ). Jednakże o ile w 2009 roku zadłużenie gospodarstw domowych w USA wynosiło 87 proc. produktu krajowego brutto, to obecnie relacja ta wynosi 67 proc. Od dołka z II kw. 2013 roku długi amerykańskich gospodarstw domowych zwiększyły się o 17,9 proc. Tylko w 2017 roku długi Amerykanów urosły o 572 mld dolarów. Równocześnie stopa oszczędności w USA spadła w pobliże 2 proc. – najniższego poziomu od dekady. Przeszło 2/3 zadłużeniowego balastu stanowiły kredyty hipoteczne, opiewające na łączną kwotę 8,88 bilionów dolarów. Czyli o 139 mld dolarów więcej niż kwartał wcześniej. Do tego trzeba dołożyć $444 mld salda pożyczek zaciągniętych pod zastaw nieruchomości. Drugą pod względem ciężaru kulą u nogi amerykańskiego konsumenta stanowią kredyty studenckie opiewające na $1,38 bln. Sporo – bo ponad 1,22 bln dolarów – ważą także pożyczki na zakup samochodów. Do tego jeszcze nieco ponad bilion odnawialnego kredytu konsumpcyjnego – czyli głównie długów z tytułu kart kredytowych. Mimo że długi Amerykanów wyrównały kryzysowy rekord, to ich spłacalność jest generalnie taka sama lub nawet lepsza niż przed bankructwem Lehman Brothers. Z wyjątkiem coraz bardziej kłopotliwych kredytów studenckich (gdzie ponad 10 proc. pożyczek ma opóźnienie w spłacie przekraczające 90 dni) sytuacja wygląda dość dobrze (aczkolwiek wyraźnie psuje się portfel “samochodowy”). Trzeba jednak wziąć poprawkę na fakt, że stopy procentowe w Stanach Zjednoczonych nadal są bardzo niskie, a stopa bezrobocia utrzymuje się na najniższym poziomie od 17 lat. Gdy dobra koniunktura się skończy, a koszty kredytu wzrosną, Amerykę czeka kolejny kredytowy kac.

W ostatnim czasie światełko dla Bitcoina przygasło. Cały rynek kryptowalut pogrążył się w czerwieni. Bitcoin, przez niemal cały 2017 rok znajdował się w trendzie wzrostowym, który był przerywany małymi korektami. Kulminacja wzrostów przypadła na trzy ostatnie miesiące poprzedniego roku, gdzie mieliśmy hurraoptymizm zakończony spektakularną wyprzedażą. Jeszcze 18 grudnia 2017 roku notowania Bitcoina osiągnęły zdumiewający poziom 19 388 dolarów, co jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia. Gdzie znalazły się teraz? Na poziomie $ 8700 USD, wyprzedaż sięgnęła ponad 50 procent. Po tak dużej przecenie z pewnością możemy powiedzieć, że kolejna bańka spekulacyjna pękła. Czy jedna z najpopularniejszych kryptowalut powróci na swoje dawne poziomy? Niestety jest to mało prawdopodobny scenariusz, ponieważ zabraknie kupujących, który sparzyli się nabywając Bitcoina powyżej 15 000 dolarów, mamy do czynienia z cyklem emocjonalnym – od euforii do rozpaczy. Dziś celem sprzedających jest poziom $6000, po jego przebiciu podaż będzie chciała przetestować kolejny psychologiczny poziom – 5000 dolarów.  Na dzień dzisiejszy bazowym scenariuszem pozostanie dalsza wyprzedaż bitcoina…

Bańki spekulacyjne na rynkach finansowych w różnych miejscach na świecie mogą być bardziej niebezpieczne od poprzednich. – Obawy o stan obecnych nierównowag finansowych na świecie są uzasadnione i jeśli ich skutki byłyby inne od tych z 2008 roku, to dlatego, że stanowią większe zagrożenie – pisze w OMFIF Desmond Lachman z American Enterprise Institute. Istniejące nierównowagi na rynkach aktywów finansowych są znacznie bardziej rozpowszechnione niż w okresie poprzedzającym kryzys finansowy z 2008 r., kiedy ograniczały się głównie do amerykańskiego rynku mieszkaniowego i kredytowego. Teraz można je znaleźć w niemal każdej części światowej gospodarki. Niestandardowa polityka pieniężna prowadzona w ostatnich latach przez największe banki centralne doprowadziła do powstania i utrzymywania się środowiska niskich stóp procentowych i niespotykanej dotąd globalnej bańki na rynku obligacji rządowych. Lachman wskazuje, że wyceny akcji na świecie osiągnęły poziom, który był notowany jedynie trzykrotnie w dwudziestym wieku (w latach 20. w Stanach Zjednoczonych, w 1991 r. w Japonii i w 2000 r. również w USA). Tempo wzrostu cen aktywów po ostatnim kryzysie finansowym jest szybsze niż stopień poprawy cyklu koniunkturalnego. Dzieje się to w warunkach niskiej zmienności na rynkach finansowych. Bańki cenowe na rynku mieszkaniowym występują w największych gospodarkach, m.in. w Australii, Kanadzie, Chinach, czy też Wielkiej Brytanii. Sprawę pogarsza również wysoki poziom długu na poziomie globalnym, który jest wyższy niż przed kryzysem z 2008 roku. Największe ryzyko geopolityczne, które może mieć wpływ na alokację aktywów w skali globalnej, jest związane głównie z rozmowami handlowymi USA z Meksykiem, Kanadą (NAFTA) i Chinami, postępowaniem Korei Północnej oraz możliwą eskalacją konfliktu między Arabią Saudyjską i Iranem.

Z okazji Chińskiego Nowego Roku zawsze o tej samej porze miliony Chińczyków jadą do swoich rodzinnych domów. Fabryki i biura w Państwie Środka będą zamknięte przez tydzień, w czasie którego Chińczycy odwiedzą swoje rodziny lub wyjadą w celach turystycznych. Przemieszczanie się Chińczyków w tym okresie jest największą migracją na ziemi, jaka odbywa się regularnie raz na rok. Do pociągów może wsiąść prawie 400 mln osób. Dzięki bardzo sprawnej rozbudowie sieci kolei dużych prędkości doświadczenie to stanie się o wiele przyjemniejsze niż jest obecnie. Chiny już dziś dysponują najdłuższą na świecie siecią kolei dużych prędkości – ponad 25 tys. km. Mimo tego Państwo Środka zamierza wpompować dodatkowe 3,5 bln juanów (556 mld dol.) w powiększenie tej sieci o 18 proc. w ciągu następnych dwóch lat. Wówczas łączna długość całej sieci kolejowej ma wynieść 150 tys. km (łącznie z siecią dużych prędkości). Duża część tych pieniędzy zostanie przeznaczona na rozszerzenie sieci szybkiej kolei na zachód, obejmując również tereny, które w przeszłości były trudno dostępne. Co ciekawe, prawie dekadę temu sieć szybkich kolei w Chinach prawie nie istniała. Do prawdziwej eksplozji rozwoju tego typu transportu doszło w latach 2013-2017. Najwyższa prędkość, z jaką porusza się chińska szybka kolej, to 250 km/h. Przy tej prędkości pokonanie dystansu na górzystym terenie zajmuje ¼ czasu, jaki potrzebuje do pokonania tego samego dystansu regularna kolej. Koszt najtańszego biletu na szybką kolej wynosi 263 juany – i stanowi połowę tego, ile koszt biletu lotniczego w jedną stronę.

Opracował: Sławek Sobczak