Pierwsze reakcje po wyemitowaniu fabularyzowanego filmu dokumentalnego “Krym. Droga do ojczyzny” są zgodne z oczekiwaniami, to znaczy olbrzymia większość Rosjan ogłupiona propagandą Kremla z zadowoleniem i satysfakcją przyjęła historię pojawienia się w marcu 2014 r. „uprzejmych ludzi”, którzy wraz z „zielonymi ludzikami” przejęli władzę podczas „krymskiej wiosny” – jak nazywany jest tam okres sfabrykowanych wyborów. Krym stał się kawałkiem Rosji, która zaraz potem sprowokowała wojnę o Donbas i Mariupol. Reżyser Andriej Kondraszow – etatowy pracownik kanału telewizyjnego „Rossija” – rozmawia w filmie z prezydentem Władimirem Putinem, który po raz pierwszy otwarcie przyznał, iż to Federacja Rosyjska stała za działaniami tajemniczych sił i oskarżył USA i Unię Europejską o wywołanie kijowskiego Majdanu.

Niespodzianki więc nie ma, zostaje natomiast pytanie: Gdzie jesteś prezydencie Putin? Tajemnicze zniknięcie Władimira Władimirowicza od tygodnia nie pojawiającego się publicznie  jest tematem dociekań mediów na całym świecie. Pogłoski są przeróżne: Putin ma raka, Putin miał wylew, Putina zdmuchnęła koalicja oligarchów i generalicji pozbawiona po wprowadzeniu zachodnich sankcji majątków i przywilejów. Hashtag „#Putin umarł” robi oszałamiająca karierę na Twitterze w samej Rosji, teorii konspiracyjnych jest zresztą więcej. Dmitrij Pieskow, rzecznik prezydenta Rosji dwoi się i troi, robiąc wszystko by nie porównywać sytuacji do słynnych zniknięć Borysa Jelcyna, który – jak dziś wiemy – miał alkoholowe ciągi i przepadał by nie pokazywać się światu po wprowadzeniu do organizmu wanny „elementu baśniowego w szarej rzeczywistości”, choć czasem zdarzało mu się, jak doskonale pamiętamy, zatańczyć czy podyrygować orkiestrą. Właściwie każdy scenariusz jest możliwy, w końcu dowcip, że ostatnimi słowy niejednego rewolucjonisty były: „Towarzysze! Nie strzelajcie!” Złośliwi twierdzą, że Breżniew przeziębił się w… lodówce, niektórzy „znawcy tematu” przysięgają, że Leonid zmarł wskutek powikłań po operacji poszerzenia klatki piersiowej gdyż nie mieściły się już na piersi kolejne medale. Faktem jest, iż jedynym odznaczeniem jakiego w kraju nie dostał był tytuł „Matka Bohaterka”, który przyznawano za urodzenie co najmniej 10 dzieci. Lonia miał też zbierać dowcipy o sobie, uzbierał ponoć dwa i pół łagra…

Wracając do rzeczywistości to może ona mocno zaskrzeczeć jeśli choć trochę prawdy jest w doniesieniach kół zbliżonych (choć nie zbadano jak blisko) do Kremla, że władza knuje właśnie przeciwko własnemu narodowi ewentualnie przygotowuje wojnę totalną z Ukrainą. Na pewno w szeregach wojskowych i służb bezpieczeństwa panuje gorączkowa atmosfera po zabójstwie Niemcowa, kruchy jest też rozejm na wschodzie Ukrainy. Andriej Iłłarianow, były doradca Władimira Putina d/s gospodarczych  głośno opowiada o „spisku generałów”, politolog rosyjski Dmitrij Orieszkin przysięga, iż walka buldogów na Kremlu trwa w najlepsze. Jutro powinniśmy się przekonać czy teorie spiskowe mają rację bytu, dojść ma bowiem w Petersburgu do spotkania Putina z prezydentem Kirgizji. Co prawda jedna z telewizji już fragment wspólnych rozmów pokazała, ale w Rosji nie takie rzeczy już widzieli, w końcu za niejednym pierwszym sekretarzem KPZR jeździła ekipa z zapasowymi akumulatorami…

A co, jeśli spełniłby się czarny (dla świata może niekoniecznie) scenariusz? W Rosji nie ma instytucji  wiceprezydenta, władzę na Kremlu przejmuje premier, w tym przypadku były prezydent Dmitrij Miedwiediew. Do takiej sytuacji doprowadził Jelcyn w 1993 roku gdy doszło w Moskwie do zamachu stanu, a Putin przejmując „tron” sześć lat później zapisów konstytucyjnych nie zmienił. Następca władzę wykonawczą może sprawować jedynie 90 dni, do czasu nowych wyborów. Jeśli choroba Putina (zakładając tę wersję wydarzeń) nie była długa i nie zdążył przygotować następcy Miedwiediew ma duże szanse na pozostanie na co najmniej jedną kadencję. Dobrze znany w kraju oraz za granicą i choć nikt nie ma złudzeń, kto naprawdę rządzi Rosją od 16 lat, to miał w końcu dostęp do „atomowej” walizki i jakoś w temacie bezpieczeństwa na świecie nie zaszalał. Gorzej jeśli Putina usunęli osobnicy jeszcze bardziej psychopatyczni, może wówczas dojść do sytuacji, w której modlić się zaczniemy o powrót byłego pułkownika KGB do władzy. Chyba że przyszedł czas na rządzącego imperium rosyjskim (prezydenta/cara/I sekretarza – dla większości Rosjan to obojętne, oni boją się najbardziej tylko zmiany władzy) mężczyzną słusznego wzrostu, przez ostatnich 100 lat krajem dowodzili bowiem ludzie o nieimponujących warunkach fizycznych: Lenin i Stalin mierzyli po 164 cm wzrostu, Miedwiediew ma centymetr mniej.

Chruszczow mógł pochwalić się tylko 160 cm, Putin jest od Nikity Siergiejewicza wyższy ponoć o 10 cm. Amerykańscy przywódcy pod tym względem przewyższają radziecko-rosyjskich, obecny gospodarz Białego Domu mierzy 187 cm. Nie idzie to w parze z rozumem niestety, czego dowód dał  Barack Obama trzy lata temu w Seulu gdy w rozmowie o tarczy antyrakietowej z wówczas z ustępującym prezydentem FR Miedwiediewem mówił szeptem słyszanym przez wszystkich o elastyczności i swobodzie ruchów w czasie drugiej kadencji. Do czego reset z Rosją Obamy doprowadził widzimy dziś i na Ukrainie oraz na wojnie koalicji z ISIS.

Może więc lepiej jak Putin wyleczy chory kręgosłup, a w Stanach Zjednoczonych wybierzemy mniej „elastycznego” prezydenta?

Sławomir Sobczak

meritum.us