Prezydent USA krótko po wyborach, w których jego partia straciła większość w Senacie, staje na czele prawdziwej rewolucji. Republikanie mu tego nie zapomną.

W orędziu telewizyjnym w nocy z czwartku na piątek Barack Obama powiedział, że przy użyciu własnych zarządzeń wprowadzi w życie zmiany w prawie imigracyjnym. Pozwolą one na zalegalizowanie pobytu w USA być może nawet połowy z mniej więcej 11 mln nielegalnych imigrantów mieszkających dziś w tym kraju.

– Bez względu na to czy nasi przodkowie przybyli do tego kraju przekraczając Atlantyk, Pacyfik, czy Rio Grande [rzekę oddzielającą USA do Meksyku], jesteśmy tutaj, bo ten kraj ich przyjął – powiedział Obama odwołując się do historii Stanów Zjednoczonych jako państwa założonego właśnie przez przybyszów z zewnątrz.

Plan Obamy przewiduje, że prawo pobytu w USA otrzymają ci nielegalni imigranci, którzy przebywają w USA od co najmniej pięciu lat, mają dzieci urodzone w USA (czyli takie, które z faktu urodzenia się na terytorium USA są obywatelami tego kraju), zgłosili się do władz imigracyjnych, nie mają przeszłości kryminalnej oraz zgłaszają się do urzędu skarbowego w celu płacenia podatków.

Plan Obamy przewiduje również kilka innych kroków, m.in. dofinansowanie straży granicznej, a także zaprzestanie w niektórych przypadkach zatrzymywania nielegalnych imigrantów podczas rutynowych kontroli drogowych.

Prezydent wprowadzi swe decyzje poprzez serię rozporządzeń. Przez ostatnie kilka lat Kongres USA pracował nad ustawą o reformie imigracyjnej, jednak z powodu różnic pomiędzy Republikanami i Demokratami, z ustawy nic nie wyszło.

Stało się tak, bo elektoraty obu partii patrzą na sprawę nielegalnej imigracji zupełnie inaczej. Demokraci generalnie są przychylni utworzeniu dla nielegalnych imigrantów, z których wielu mieszka i pracuje w USA od wielu lat, drogi do zalegalizowania pobytu.

Republikanie są generalnie temu przeciwni uważając, że nie można nagradzać ludzi za nielegalne zachowanie.

Jednak nawet wewnątrz obu partii w tej sprawie pojawiają się odmienne opinie. Część Republikanów uważa, że nielegalnym imigrantom trzeba pomóc – albo z powodów etycznych i moralnych, ale z powodów czysto politycznych. W wielu stanach USA na Południu liczba wyborców pochodzenia latynoskiego rośnie tak szybko, że ich głosy będą niedługo decydować o niemal każdym stanowisku od władz lokalnych po kongresmenów i senatorów.

Reforma imigracyjna ma więc wśród republikańskich polityków swoich gorących zwolenników. To m.in. senator z Arizony i były kandydat tej partii na prezydenta John McCain oraz były gubernator Kalifornii Arnold Schwarzenegger.

Problem w tym, że w prawyborach Partii Republikańskiej najczęściej głosują przedstawiciele konserwatywnego, nieprzychylnego reformie imigracyjnej  skrzydła tej partii. A to oznacza, że bez ich wsparcia żaden republikański kandydat nie ma praktycznie szans na zrobienie kariery w polityce. Dlatego właśnie kierownictwo Partii Republikańskiej generalnie nie chce reformy imigracyjnej.

Liderzy Republikanów po dzisiejszym orędziu Obamy zapowiedzieli, że za wszelką cenę spróbują zablokować reformę. Mogą to zrobić na kilka sposobów – po pierwsze idąc do sądu ze skargą na nielegalny charakter rozporządzeń Obamy. Taki proces jest już w fazie przygotowawczej.

Po drugie Republikanie spróbują blokować finansowanie budżetowe dla instytucji państwowych biorących udział we wprowadzaniu reformy w życie. To może doprowadzić, nie pierwszy raz, do paraliżu całej administracji rządowej.

Bartosz Węglarczyk

rp.pl

fot: Sławomir Sobczak

meritum.us