Niezły horror przeżyła grupa 47 turystów z Hoffman Estates w Meksyku. Przybyli oni do Cabo San Lucas na ślub strażaka Toma Mangiamelego, przyjaciele i rodzina przeżyli w minioną sobotę cudowną uroczystość w luksusowym hotelu. Resort zagwarantował wszystko poza jednym – pogodą.

W niedzielę rejon zaatakował huragan Odile, żywioł przybrał niezwykle niebezpieczną postać. Sztorm kategorii 3. oznacza już śmiertelne niebezpieczeństwo i przekonała się o tym na własnej skórze grupa 16 strażaków z Hoffman Estatesz żonami i rodzina pary młodych. Już pierwszy atak huraganowego wiatru pozrywał linie elektryczne, oceaniczna woda zalała wszystko włącznie z generatorami prądu luksusowego hotelu Riu Palace Cabo San Lucas. Przestały działać telefony, nawet komórkowe. Amerykanie przez trzy dni przeżyli w ośrodku bez wody, prądu i jedzenia. Dzielni strażacy skonstruowali system do spłukiwania toalet, niektórzy z nich to byli wojskowi po misjach w Iraku i Afganistanie. Mimo to po powrocie przyznali, że lekko nie było.

Kierownictwo hotelu w momencie zagrożenia zniknęło, a pracownicy rozkradli co się dało. Zabarykadowanymi w hotelu turystami nie zajęło się wojsko czy policja, a Meksyk – gdzie trwa regularna wojna sił rządowych z kartelami narkotykowymi – to jeden z najniebezpieczniejszych krajów na świecie. Po trzech dniach spędzonych w zniszczonym resorcie, gdzie opędzali się od miejscowych bandytów, udało im się dostać na lotnisko i w końcu powiadomili o sytuacji rodziny i przyjaciół.

Dzięki córce jednego ze strażaków, 19-letniej Amandzie Pearson sprawą zainteresowali się senatorzy Dick Durbin oraz Mark Kirk i część pechowych “ślubowników” już jest w domu, a część do niego zmierza.

Nigdy nie byłem w Meksyku, ani na Jamajce tudzież Dominikanie. Z jednego powodu: na St. Barths czy Anguilli gdzie bywałem, taka sytuacja jak powyżej, nigdy by się nie zdarzyła. A poza tym, kto lata na Karaiby we wrześniu?

Sławomir Sobczak

meritum.us

foto: nydailynews.com