Pat na Wall Street

Środowe wystąpienie prezesa Rezerwy Federalnej zasadniczo było pozbawione nowych akcentów. Indeksy na Wall Street zakończyły dzień neutralnie, choć wcześniej usiłowały kontynuować wtorkowe odbicie. – Nie próbujemy wywołać i sądzę, że nie musimy wywoływać, recesji – powiedział Jerome Powell przesłuchującym go senatorom z Komisji Bankowej. Był w tym tak samo wiarygodny jak wtedy, gdy rok temu wmawiał nam, że inflacja jest „przejściowa”. Teraz kierownictwo Rezerwy Federalnej wydaje się być zdeterminowane, by zdławić najwyższą od 40 lat inflację CPI w Stanach Zjednoczonych, nawet jeśli kosztem będzie recesja i wzrost bezrobocia. Tymczasem jest całkiem możliwe, że recesja w największej gospodarce świata rozpoczęła się już pół roku temu, tyle że jeszcze nie mamy jej oficjalnego potwierdzenia w danych. Przypomnijmy, że w I kwartale PKB Stanów Zjednoczonych był realnie niższy niż kwartał wcześniej, a model Fedu z Atlanty obecnie wskazuje, że w II kw. annualizowana dynamika wyniesie…. 0,0 proc. Dwa z rzędu kwartały spadku PKB ekonomiści nazywają „techniczną recesją”. Posiadacze akcji raczej nie są zachwyceni z takiego ustawienia parametrów makroekonomicznych. Rosnącym (choć wciąż bardzo niskim!) stopom procentowym w USA towarzyszy bardzo wysoka inflacja oraz mocne spowolnienie wzrostu gospodarczego. Widać to już w danych o aktywności przemysłowej (ISM, Phili Fed, etc.) oraz sprzedaży detalicznej, która w maju już nawet w ujęciu nominalnym była niższa niż w kwietniu.

W takich warunkach trudno wykrzesać dłuższe odbicie nawet na tak silnie wyprzedanym rynku. Przypomnijmy, że od początku roku S&P500 jest w plecy o 21 proc.. Jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie w ciągu następnych 6 sesji, będzie to najgorsze od roku 1932 pierwsze półrocze na amerykańskim rynku akcji. W środę Wall Street nie było w stanie kontynuować wtorkowego odbicia. S&P500 zakończył dzień 0,13 proc. pod kreską, choć w trakcie dnia zyskiwał już prawie 1 proc. Podobnie jak Nasdaq, który finiszował z wynikiem 11 053,08 pkt., czyli 0,15 proc. poniżej poziomu z wtorkowego zamknięcia. Dow Jones oddał 0,15 proc., schodząc do 30 488,13punktów.

Amerykańskim indeksom ciążyły mocno taniejące spółki naftowe. Akcje Exxona przeceniono o niemal 4 proc., a Chevrona o 4,2 proc. To reakcja na coraz głębszą przecenę ropy naftowej, która w Ameryce potaniała o prawie 4 proc. i w trakcie dnia osiągnęła najniższe notowania od 11 maja. To akurat cieszy wszystkich poza akcjonariuszami spółek energetycznych. Kurs takiego Exxona od czerwcowego szczytu spadł już o 16 proc., choć wciąż jest o 47,5 proc. wyższy, niż był na początku roku. W ślad za ropą naftową mocno spadały też rentowności amerykańskich obligacji skarbowych. Rentowność 10-letnich Treasuries poszła w dół aż o 16 pb., schodząc do poziomu 3,145 proc. Jak na ten rynek ruch o ponad 10 pb. w ciągu dnia to bardzo duża zmiana. Spadek rentowności sygnalizuje wzrost ceny rynkowej obligacji. Zmiany o podobnej skali odnotowano na całej długości krzywej terminowej w USA.

 

Amerykańska waluta się wzmacnia, recesja coraz bliżej…

Rynki przyjęły wczorajsze zeznanie Jerome’a ​​Powella z pewnym niepokojem. Przewodniczący Fed stwierdził, że stromy cykl zaostrzania monetarnego prawdopodobnie spowoduje „bardzo trudne” lądowanie dla amerykańskiej gospodarki. Pogląd ten nie był szczególnie zaskakujący, ale inwestorzy byli dotychczas przyzwyczajeni do bardziej optymistycznej postawy Fed, gdy Bank odnosił się do perspektyw wzrostu. Niektórzy mogą postrzegać wszelkie zmiany w retoryce wzrostu jako oznakę większego niż oczekiwano spowolnienia. Dolar znalazł się wczoraj pod pewną presją po komentarzach Powella, ale na tym etapie eksperci z ING Banku nie dostrzegają podstaw dla wystąpienia szerokiego trendu spadkowego „greenbacka”. Indeks dolara (DXY) odbija w czwartek do 104,65, w okolice wieloletnich maksimów.

Obawy przed spowolnieniem gospodarczym w USA z pewnością nie są większe niż w przypadku spowolnienia w strefie euro czy Chinach i w ocenie analityków ING Banku jest mało prawdopodobne, aby wywołało to znaczący odpływ kapitału od dolara. Podczas gdy dolar odnotowuje mniejsze wsparcie ze strony rynku obligacji (wczoraj spadły rentowności), wstrząsy na rynku akcji prawdopodobnie zapobiegną znacznemu spadkowi pozycji długich na USD. – W związku z tym naszym bazowym argumentem jest ustabilizowanie się dolara w pobliżu obecnych poziomów do końca weekendu. Indeks dolara (DXY) może znaleźć dobre wsparcie wokół minimów 103,50 z zeszłego tygodnia – napisano w raporcie. Gdzie indziej w G10, wytchnienie na rynku obligacji pomogło japońskiemu jenowi przeprowadzić mini-wzrost. – Nie wydaje się to trwałą siłą napędową ożywienia jena na tym etapie i ryzyko dalszych wzrostów dla USD/JPY (chyba że władze japońskie wdrożą interwencję walutową) pozostaje namacalne – dodano.

Wysokie ceny energii nadal przemawiają przeciwko znacznemu zmniejszeniu się różnicy oczekiwań wzrostu w strefie euro i USA, co jest jednym z czynników (wraz z różnicą w polityce pieniężnej), który powinien utrzymać presję spadkową na EUR/USD przynajmniej do końca lata, podkreślają eksperci z ING. – Poza dużymi niespodziankami w odczytach PMI lub ze strony komentarzy członków EBC, EUR/USD powinien w dużej mierze pozostać pod wpływem czynników zewnętrznych i dynamiki USD. Wszelkie próby wzrostu powinny być ograniczone przez poziom oporu 1,06 – podsumowano.