Demokraci  – specjaliści od wprowadzania nowych podatków

W ostatnich tygodniach niektórzy amerykańscy politycy zaczęli proponować wprowadzenie specjalnego podatku od nadzwyczajnych zysków. Na początku bieżącego marca senatorowie Sheldon Whitehouse i Elizabeth Warren ogłosili, że pracują nad nowym podatkiem, który ma zostać nałożony na koncerny naftowe. Z kolei wczoraj Bernie Sanders zaproponował, aby nałożyć specjalny podatek na wszelkie amerykańskie korporacje, których przychody przekraczają 500 milionów dolarów. W ramach zaproponowanego przez niego rozwiązania firmy płaciłyby obecną 21-procentową stawkę podatku CIT od zysków, których wielkość nie przekracza tych odnotowywanych przez przedsiębiorstwa przed pandemią. Z kolei zyski powyżej tego poziomu musiałaby być praktycznie w całości przekazane państwu, gdyż byłyby one opodatkowane 95-procentową stawką.

Gdyby jego propozycja weszła w życie, Chevron, amerykańska korporacja z branży energetycznej, musiałaby zapłacić dodatkowe 12,9 mld dolarów w podatkach. Z kolei JP Morgan Chase & Co., jeden z największych holdingów finansowych na świecie, byłby winien Departamentowi Skarbu Stanów Zjednoczonych dodatkowe 18,8 mld dolarów. Jak wskazują redaktorzy portalu Bloomberg, propozycja Sandersa raczej na pewno nie przejdzie przez Kongres Stanów Zjednoczonych. Co prawda Demokraci mają tam większość, ale wielu z nich jest sceptycznie nastawiona do podnoszenia podatków wielkim korporacjom.

Jak wynika z dokumentu, do którego dotarli dziennikarze CNBC Joe Biden zaproponuje dziś wprowadzenie minimalnego podatku dochodowego dla miliarderów (Billionaire Minimum Income Tax). Jeśli propozycja prezydenta wejdzie w życie, gospodarstwa domowe, o majątku szacowanym na ponad 100 milionów dolarów, będą musiały płacić federalny PIT, którego wartość nie jest niższa od 20 proc. ich łącznych dochodów. Co warto zaznaczyć, dotychczas najbogatsi Amerykanie płacili relatywnie mniejszy podatek dochodowy. Z analizy przygotowanej wspólnie przez Radę Doradców Ekonomicznych oraz Urząd Zarządzania i Budżetu (OMB) wynika, iż 400 najbogatszych rodzin w Ameryce (każda z majątkiem ponad 2 mld dolarów) płaciło federalny podatek dochodowy w średniej wysokości 8,2 proc. w latach 2010-2018. Z kolei w analizowanym okresie przeciętny amerykański podatnik oddał rządowi federalnemu 13,3 proc. swoich dochodów. Ta dysproporcja wynika głównie z tego, iż dotychczas Amerykanie nie musieli płacić podatku dochodowego od niezrealizowanego dochodu. Oznacza to, że choćby zyski z niesprzedanych akcji nie wliczały się do dochodu, od którego następnie naliczano podatek. Jednakże to się zmieni, jeśli podatek zaproponowany przez prezydenta USA zostanie uchwalony.

Nowy podatek jest częścią ustawy budżetowej Bidena na rok 2023. Z raportu opublikowanego przez Biały Dom wynika, że jeśli jego propozycja wejdzie w życie, deficyt budżetowy USA spadnie łącznie o 1,3 biliona dolarów w ciągu następnej dekady. Jednakże prawdopodobne jest, iż nowy podatek nie przejdzie przez Kongres Stanów Zjednoczonych. Demokraci już w zeszłym roku zaproponowali wprowadzenie podatku od niezrealizowanych zysków kapitałowych najbogatszych Amerykanów. Jednakże projekt nie został przyjęty.

Ropa tanieje!

Cena ropy Brent w poniedziałek rano spada o blisko 3 proc., gdy pandemia w Chinach ulega nasileniu i lockdown wprowadzony został w kolejnym z wielkich chińskich miast, a Ukraina wyraża gotowość do rozmów pokojowych z Rosją. Co więcej, pod koniec zeszłego tygodnia Unia Europejska finalnie zadecydowała o nieprowadzaniu embarga na rosyjską ropę.  – Większość wzrostu cen ropy to kwestia oczekiwań. – powiedział Theophanis Matsopoulos, analityk rynku naftowego. – Oczekiwań dotyczących zakłóceń w dostawach ropy oraz oczekiwań, że świat przestanie kupować ropę od Rosji. Żadne z tych dwóch oczekiwań się nie spełni. Sankcje to nie to samo, co embargo. UE nie będzie współpracować z Ameryką w kwestii ograniczenia importu rosyjskiej ropy. Nie stać ich na to. Rosja w 2021 roku była drugim największym eksporterem ropy naftowej z wynikiem 4,7 mln baryłek dziennie, tuż za Arabią Saudyjską. Pomimo informacji o wprowadzeniu lockdownu w Szanghaju, 26 milionowym chińskim mieście, prezes King Operating Operation, Jay R. Young, jest przekonany, że popyt na ropę będzie wzrastał w tym roku, co wywoła dalszy rajd cen surowca. – Globalny popyt rośnie w miarę wychodzenia z pandemii i zbliżania się do sezonu wakacyjnego. – powiedział Young. – Tymczasem podaż nie nadąża za nim z wielu powodów, w tym z powodu ograniczenia przez administrację Bidena liczby wierceń na terenach państwowych w USA. – Wszystkie sygnały wskazują na to, że ropa i gaz na świecie będą znacznie droższe. – dodał.  – Spadek produkcji jest niefortunnym efektem ubocznym zamykania i ponownego uruchamiania platform wiertniczych, zmniejsza to ich efektywność. Mimo to liczby są zachęcające, ale potrzeba czasu, aby produkcja wzrosła do poziomu, który spowodowałby dalszy spadek cen. – zaznaczył Thomas Westwater, analityk DailyFX.

Stany Zjednoczone rozważają kolejne uwolnienie ropy ze strategicznych rezerw, które mogłoby być większe niż sprzedaż 30 mln baryłek wcześniej w tym miesiącu, jak podał Reuters w oparciu o anonimowe źródło. Według danych firmy Baker Hughes, liczba platform wiertniczych w USA wzrosła z 519 do 670 w tygodniu kończącym się 25 marca. To najwyższy poziom od kwietnia 2020 r., choć produkcja ropy na jedną platformę wiertniczą spadła. Cena ropy naftowej Brent notowanej na giełdzie ICE spada o 2,8 proc. do 116 dol. za baryłkę. Jeszcze na początku tego miesiąca, ropa Brent wyceniana była chwilowo nawet po 138 dol. za baryłkę.

 

Uratuje nas ryż?

Ceny podstawowego składnika diety połowy ludności świata pozostają – na całe szczęście – na niskim poziomie. Javier Blas w opinii dla serwisu Bloomberg pisze, że to krytyczny moment, jeśli chodzi o ceny żywności. Kryzysy często powstają latami. Zwykle jednak jedno wydarzenie staje się punktem zapalnym, od którego naprawdę zaczyna się panika. W przypadku światowego kryzysu finansowego był to upadek banku Lehman Brothers. W przypadku kryzysu żywnościowego w latach 2007-2008 bodźcem było wprowadzenie przez Wietnam zakazu eksportu ryżu. Importerzy wpadli w panikę i w ciągu kilku dni ceny ryżu wzrosły dwukrotnie. Wkrótce potem doszło do zamieszek na tle żywnościowym – od Dakaru po Bangladesz – przypomina Javier Blas w opinii dla serwisu Bloomberg. Świat ponownie stoi w obliczu krytycznego momentu, jeśli chodzi o ceny żywności. Rosyjska inwazja na Ukrainę zachwiała jednym z najważniejszych producentów żywności na świecie, podnosząc ceny pszenicy do rekordowo wysokiego poziomu. Ceny oleju roślinnego i kukurydzy również gwałtownie wzrosły. To zrozumiałe, że kraje importujące żywność mają powody do niepokoju. Na szczęście tym razem ryżu jest wystarczająco dużo, aby jego ceny pozostały na niskim poziomie.

Ryż ma kluczowe znaczenie, ponieważ jest podstawowym składnikiem diety połowy ludności świata – w tym około miliarda niedożywionych ludzi żyjących w Azji i Afryce Zachodniej. Największe zamieszki wywołane brakiem żywności podczas kryzysu w latach 2007-2008 nie były spowodowane ceną chleba, ale miski ryżu. Obecnie ryż jest wszystkim, co stoi między nami a pełnym kryzysem żywnościowym. Świat nie uniknie ogromnej inflacji cen żywności, która będzie bardzo bolesna dla krajów importujących żywność, takich jak Egipt, Turcja czy Indonezja. Głód będzie narastał. Nawet kraje rozwinięte odnotują gwałtowne podwyżki cen w supermarketach. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa, ceny żywności już skoczyły do rekordowego poziomu.

Świat jest dziś w lepszym położeniu, ponieważ rządy krajów azjatyckich wyciągnęły wnioski z poprzedniego skoku cen i przez ostatnie półtorej dekady wspierały krajowe uprawy ryżu. Od 2007 r. każdego roku światowa produkcja przewyższała popyt, co doprowadziło do ogromnego wzrostu światowych zapasów tego zboża. Według amerykańskiego Departamentu Rolnictwa, w sezonie zbiorów 2021-22 światowe zapasy ryżu wzrosną do rekordowej ilości 190,5 miliona ton metrycznych, czyli o ponad 150 proc. w porównaniu z 75,4 miliona ton tuż przed poprzednim kryzysem. Niewielkie zmiany w eksporcie i imporcie ryżu mają ogromny wpływ na ceny. Podczas gdy światowa produkcja ryżu w ostatnim sezonie zbiorów wyniosła 509,6 mln ton, światowy handel stanowił zaledwie 9,9 proc. tej wielkości, czyli około 50,6 mln ton. Dla porównania, w ubiegłym roku ponad 25 proc. światowej produkcji pszenicy było przedmiotem handlu. Obecnie cena ryżu wynosi około 405 dolarów za tonę, co oznacza spadek z poziomu 410 dolarów przed inwazją Rosji na Ukrainę prawie miesiąc temu. Jeśli świat ma uniknąć pełnego kryzysu żywnościowego, ceny ryżu muszą pozostać na dotychczasowym poziomie. Pomóc w tym powinny obfite światowe zapasy, ale trzy czynniki mogą jeszcze spowodować wzrost cen. Na pierwszy z nich nikt nie ma wpływu: zła pogoda, a zwłaszcza słaby monsun azjatycki. Na razie wstępne prognozy wskazują, że pora deszczowa w Indiach w 2022 r. może być normalna.