Szalone sesje na parkietach

Rynek poruszał się w rytm nierzadko sprzecznych ze sobą doniesień na temat sytuacji na Ukrainie. Dodatkowe zamieszanie siały automatyczne algorytmy inwestycyjne. Wejdą, czy nie wejdą – to pytanie od 72 godzin zadaje sobie cały inwestycyjny świat. Sugerowana przez Amerykanów inwazja Rosji na Ukrainę oznaczałaby regularną wojnę w Europie i definitywne odrzucenie zasad obowiązujących po 1945 roku. Przez cały poniedziałek rynki poruszały się tak, jak im zagrały bieżące doniesienia. Rano rysowała się szansa na deeskalację potencjalnego konfliktu po tym, jak przedstawiciel Ukrainy zasugerował możliwość wycofania się Kijowa z planów wejścia do NATO. Te doniesienia później szybko zdementowano. Potem przez media przelewała się fala komentarzy i dezinformacji. Wielu mówiło o groźbie rosyjskiego ataku, ale nic tego nie potwierdzało. Wieczorem prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w odezwie do narodu ogłosił, że „16 lutego będzie dniem napaści. Zrobimy go Dniem Zjednoczenia”.

Inwestycyjne algorytmy błędnie zinterpretowały ten komunikat i zaczęły wyprzedawać akcje. S&P500 tracił ponad 1 proc., gdy zorientowano się, że to nie tak. Zresztą co to za atak „z zaskoczenia”, skoro o jego domniemanym terminie wszystkie media trąbią od piątkowego wieczoru? W efekcie tego informacyjnego chaosu za Atlantykiem otrzymaliśmy dość zmienną i nerwową sesję. Ostatecznie Dow Jones zakończył poniedziałkowy handel ze stratą 0,49 proc. i na poziomie 34 566,17 pkt. S&P500 poszedł w dół o 0,3,8 proc., osiągając wartość 4 401,67 pkt. Nasdaq w końcówce handlu także odrobił wcześniejsze straty i finiszował z neutralnym wynikiem.

Kwestia ukraińska to jednak nie jedyny problem dla Wall Street. Znacznie poważniejszą groźbą może się okazać gwałtowne zacieśnienie polityki pieniężnej przez Rezerwę Federalną. W poniedziałek swój „jastrzębi” kurs potwierdził James Bullard. Szef Fed z St. Louis wezwał do przyspieszenia podwyżek stóp procentowych, nie bez racji zauważając, że stawką w grze jest wiarygodność banku centralnego USA. Jeśli Fed zignoruje przeszło 7-procentowa inflację CPI i nie zacznie porządnie podnosić ceny pieniądza, to grozi utratą zaufania do dolara. Jak dotąd nie potwierdziły się niedawne spekulacje, że kierownictwo Fedu może zaskoczyć rynek podwyżką stóp na niezapowiedzianym posiedzeniu. Powoli dobiega za to końca sezon raportowania wyników za IV kwartał. Jak dotąd raportami pochwaliło się prawie ¾ spółek z indeksu S&P500 i w 78 proc. zyski okazały się wyższe od rynkowego konsensusu. Równocześnie zarządy nierzadko rozczarowywały prognozami lub ostrzegały przed pogorszeniem wyników w najbliższych kwartałach.

Kassandryczne wizje analityków giełdowych

Inwestorzy w ciągu ostatnich tygodni przenieśli się w zupełnie inną rzeczywistość, gdzie odczuwalny jest strach, światowe akcje odbijają się od dna, a inwestorzy wkraczają w decydujący tydzień, który może przynieść wojnę lub konflikt regionalny w Europie, jeśli Rosji nie uda się przekonać do wycofania się z inwazji na Ukrainę. Analitycy Goldman Sachs oraz Deutsche Bank przyglądają się obecnej sytuacji na indeksie S&P500 próbując oszacować dalsze reakcje rynku. Zdecydowanie amerykańscy inwestorzy nie mają łatwego środowiska do inwestowania odkąd konflikt USA-Rosja-Ukraina wchodzi w coraz to gorętsze stadium. W ubiegły piątek inwestorzy zdawali się osiągać punkt krytyczny w związku z geopolityką, inflacją na wysokim poziomie od wielu dekad, rentownością 10-letnich obligacji na poziomie 2 proc. i obawami, że Rezerwa Federalna popełni błąd w polityce.

Analizując wykres Deutsche Banku, pochodzącym z ankiety przeprowadzonej przed piątkowym tąpnięciem, inwestorzy nie do końca wyceniali obawy związane z Ukrainą, co mogło zemścić się na wynikach – a tym samym na szybkiej ucieczce inwestorów z nieudanych transakcji.  Zestawiając kolejne dane, Deutsche Bank pokazał, w jakim punkcie 430 globalnych respondentów biorących udział w lutowej ankiecie Deutsche Bank widzi zakończenie tego roku dla akcji – czyli ledwie na plusie, ale wciąż w trendzie wzrostowym. Tymczasem analitycy Goldman Sachs opublikowali swoją własną, świeżą prognozę na koniec roku dla S&P 500, obniżając ją do 4.900 z 5.100, co nadal stanowi 11 proc. wzrost w stosunku do miejsca, w którym ceny zamknęły się w piątek.

Według analityka Davida Kostina, tło makro w tym roku jest znacznie bardziej wymagające niż w 2021 roku. Jednak nadal analitycy oczekują, że ceny akcji będą rosły wraz z zyskami i osiągną nowy rekord wszech czasów w 2022 roku. Przedstawienie tak optymistycznej wizji zachowania rynku nie powinno dziwić, w końcu w ciągu ostatnich 50 lat, środowisko rosnącego produktu krajowego brutto i stabilnych realnych rentowności doprowadziło do 16 proc. zwrotu dla S&P 500 co może powtórzyć się i obecnie. Analityk i jego zespół widzą obustronne ryzyko dla ich bazowej prognozy dla S&P 500 i zaproponowali trzy alternatywne scenariusze dla akcji poza tym bazowym poglądem wzrostów. Powyższy wykres prezentuje podejście analityków w razie widocznych zagrożeń, jakie nieść za sobą mogą dalsze decyzje FEDu. W pierwszym analitycy biorą pod uwagę, że inflacja pozostaje wysoka i skłoni Fed do dalszych podwyżek stóp procentowych, podnosząc ostateczną stopę funduszy ponad oczekiwania rynku i Goldmana. W rezultacie, “koszt kapitału własnego wzrósłby netto, a S&P 500 spadłby o 12 proc.  do poziomu 3.900.” W kolejnym analitycy zakładają, że inflacja spadnie bardziej niż oczekiwano, co przełoży się na mniejszą liczbę podwyżek stóp procentowych przez Fed, obniżenie kosztu akcji i rozpoczęcie hossy na akcjach, która doprowadziłaby S&P do poziomu 5.500, co stanowi 24 proc. wzrost w stosunku do piątkowego zamknięcia. W ostatniej natomiast Stany Zjednoczone wpadną w recesję, wywołując typowy dla recesji spadek cen o 24 proc. od szczytu do końca, który doprowadziłby S&P do poziomu 3.600.