Wtorek przyniósł  umiarkowane  zmiany nowojorskich indeksów.

Odnotujmy jednak, że była to trzecia wzrostowa sesja z rzędu, co w tym roku zdarzyło się po raz pierwszy. Po mocnym piątkowym odbiciu i solidnej zwyżce w poniedziałek wtorkowa sesja wyglądała blado, choć dzięki danej końcówce udało się ją zakończyć na plusie. Dow Jones urósł o 0,77 proc. kończąc dzień na poziomie 35 403,86 pkt. S&P500 zyskał 0,68 proc., finiszując z wynikiem 4 546,35 pkt. Nasdaq wzrósł o 0,75 proc. i zatrzymał się na wysokości 14 346 pkt. Trwa zatem odreagowanie po najsilniejszej korekcie od marca 2020. Pomimo znakomitej końcówki w całym styczniu S&P500 spadł o 5,3 proc., a Nasdaq zaliczył tąpnięcie o niemal 9 proc.  W dalszym ciągu trzy główne amerykańskie indeksy znajdują się niedaleko ustanowionych w listopadzie historycznych szczytów. Nadal też wyceny akcji pozostają bardzo wysokie, z indeksem S&P500 wycenianym na niemal 20-krotność oczekiwanych tegorocznych zysków spółek.

Nad amerykańskim rynkiem akcji zbierają się jednak ciemne chmury. Nad przewartościowanym rynkiem wisi perspektywa zakończenia programu skupu obligacji (QE) już za miesiąc oraz prawdopodobnie kilka podwyżek stóp procentowych do końca grudnia. Historycznie zacieśnienie polityki monetarnej prze Fed na ogół prowadziło do spadków na Wall Street, choć rzadko kiedy rozpoczynały się one wraz z pierwszą podwyżką stóp. – To będzie rok, w którym Fed wycofa swoje wsparcie. Rynki nie będą już dłużej na sterydach i możemy przejść fazę detoksu – skwitował Anu Gaggar z Commonwealth Financial Network.

Na odcinku makroekonomicznym warto odnotować statystyki dotyczące liczby aktywnych ofert pracy, która w grudniu sięgnęła niemal 11 milionów. To już o 4,6 mln więcej od liczby osób aktywnie poszukujących pracy (czyli bezrobotnych). Taka sytuacja świadczy o tym, jak napięty jest amerykański rynek pracy i jak bardzo prawdopodobny jest rozkręcenie się spirali płacowo-cenowej, na co musi reagować Rezerwa Federalna zaostrzając (czy też raczej normalizując) politykę pieniężną. Nie zaskoczyły za to dane z przemysłu. Wskaźnik ISM zgodnie z oczekiwaniami obniżył się w styczniu do 57,6 pkt. wobec 58,8 pkt odnotowanych w grudniu. Taki odczyt wciąż sygnalizuje dynamiczny wzrost aktywności w sektorze wytwórczym, któremu jednak towarzyszy bardzo silna presja cenowa. Wśród największych spółek pozytywnie wyróżniały się drożejące o 6,5 proc,. walory Exxon Mobil. Naftowy gigant zaraportował najwyższe od 7 lat wyniki kwartalne, przebijając przy tym oczekiwania większości analityków. Po przeciwnej stronie rynku znalazły się zniżkujące o przeszło 4 proc. notowania AT&T. Dawny telekomunikacyjny monopolista ogłosił redukcje dywidendy niemal o połowę. Za to o 14 proc. zwyżkowały akcje UPS po tym, jak kurierska firma zaprezentowała lepsze od oczekiwań wyniki kwartalne, a zarząd podniósł dywidendę o 49 proc.  Zdrożało 20 z 30 blue chipów ze Średniej Przemysłowej Dow Jones. Najmocniej rosły kursy naftowej spółki Chevron (2,6 proc.), koncernu chemicznego Dow Inc. (3,5 proc.) i Boeinga (4,0 proc.). Po przeciwnej stronie tabeli znalazły się Coca-Cola, Johnson & Johnson (po -0,8 proc.) i medyczny ubezpieczyciel UnitedHealth Group (-1,1 proc.). Zdrożało ponad 70 proc. spółek z indeksu Nasdaq 100 i taki sam odsetek wchodzących w skład szerokiego indeksu Nasdaq Composite. Spośród tych o największej kapitalizacji najmocniej drożały papiery odrabiającego straty po niedawnej przecenie Netflixa (7,0 proc.), a także PayPal (2,2 proc.) oraz Alphabet (1,7 proc.). Staniały akcje m.in. Microsoftu (-0,7 proc.) i Tesli (-0,6 proc.).

Angielskie sankcje pomogą Ukrainie?

Sankcje na rosyjskich oligarchów, których nałożenie rozważa rząd Wielkiej Brytanii, mają uderzyć w Rosję, w związku z napiętą sytuacją na granicy. Nie od dziś wiadomo, że inwestorzy rosyjscy szczególnie upodobali sobie Londyn. Przez lata obowiązywania luźnych regulacji, rosyjscy oligarchowie inwestowali w Londynie. Dzięki programowi wizowemu mającemu na celu przyciągnięcie kapitału również wielu przedstawicieli kluczowych rosyjskich sektorów osiedliło się na Wyspach. Jednak obecnie rząd grozi sankcjami wobec najbogatszych obywateli Federacji Rosyjskiej.  Według brytyjskich źródeł większość oligarchów dorobiła się fortuny po upadku ZSRR i sprywatyzowaniu przedsiębiorstw państwowych. W Londynie znaleźli bankierów oraz prawników, którzy pomogli im inwestować w brytyjskie firmy i nieruchomości.

Według autorów brytyjskiego raportu parlamentarnego Londyn stał się „pralnią brudnych pieniędzy”, a biznesmeni pochodzenia rosyjskiego blisko związanych z Putinem przez lata byli akceptowani ze względu na swój majątek. Zgodnie z zapowiedziami, wkrótce może się to zmienić z uwagi na napiętą sytuację pomiędzy Moskwą a Kijowem. Na podstawie raportu National Economic Crime Centre przytaczanego przez CNN, pranie brudnych pieniędzy kosztuje Wielką Brytanię ponad 100 miliardów funtów. Ostatnio organizacja Transparency International zidentyfikowała natomiast nieruchomość o wartości ponad 1 miliarda funtów kupioną najprawdopodobniej przez Rosjanina.  Wiele osób związanych z Ukrainą ma nadzieję na stanowcze działania podejmowane przez rząd w Wielkiej Brytanii. Londyn rzeczywiście może zagrozić oligarchom ze względu na ustawę z 2018 roku umożliwiającą wydawanie nakazów majątkowych, na podstawie których osoba zainteresowana musi wskazać, w jaki sposób kupiła aktywa. Jeśli niemożliwe jest wskazanie źródła pochodzenia funduszy, majątek może zostać skonfiskowany.