Giganci naprawdę wielcy

Wartość pięciu największych spółek z branży Big Tech rynek szacuje na blisko 10 bilionów dolarów. To blisko jedna czwarta łącznej kapitalizacji rynkowej całego indeksu S&P 500 szacowanej na 41,8 biliona dolarów. Być może na tej liście już niedługo pojawią się nowe spółki. Stawkę w elitarny klub najdroższych firm otwierają Microsoft oraz Apple, każdy wart ok. 2,5 biliona dolarów. Kapitalizacja Google Alphabet jeszcze nie przekroczyła 2 bilionów dolarów, podczas gdy Amazon jest wyceniany na 1,7 biliona dolarów. Granicę 1 biliona dolarów niedawno przekroczyła Tesla. Obecnie wycena spółki stworzonej przez Elona Muska wynosi około 1,25 biliona dolarów.  Największe szanse na dołączenie do powyższego grona ma Meta Platforms, gigant mediów społecznościowych, wcześniej znany jako Facebook. Jej obecna wartość rynkowa wynosi około 930 miliardów dolarów. Również inni giganci technologiczni, tacy jak lider branży produkcji chipów Nvidia i chiński Tencent zbliżają się do wartości rynkowej bilionów dolarów. Bardzo możliwe jest, że już wkrótce zarówno spółka Zuckerberga jak i pozostałe „mniejsze” osiągną wartość co najmniej 2 biliony dolarów, a Microsoft i Apple przebiją poziom 3 bilionów dolarów. Rosnąca rynkową wartość wielu czołowych firm technologii napędzają stale rosnące zyski. Przypomina to trochę boom inwestycyjny z lat 90. i z początku 2000 roku, który zakończył się pęknięciem bańki spekulacyjnej, załamaniem rynku i ogromnymi stratami.

„Rajd na Tesli przypomina sytuację Cisco w 2000 roku, która wyznaczył szczyt bańki w 2000 roku.”-w listopadowym raporcie pisze Mike O’Rourke, główny strateg rynkowy w JonesTrading. Akcje Cisco wzrosły o około 50 proc. w pierwszych trzech miesiącach 2000 roku. Według analityków z Credit Suisse spółka miała być pierwszą na świecie firmą, której wartość przekroczy biliona dolarów. Tak się jednak nie stało, a aktualna wycena Cisco wynosi około 240 miliardów dolarów. Paradoksalnie nie sztuką jest dostać się na sam szczyt, tylko się na nim utrzymać, co pokazuje również przykład innego lidera rynku kapitałowego z lat 90. Intela. Po kilku chudszych latach jego obecna wartość jest daleka od rekordowej wyceny z początku lat 2000. Czy to samo spotka Microsoft, Apple, Amazon, Alphabet, czy Teslę trudno w tej chwili przewidzieć.

Amerykańskim rynkiem finansowym może zachwiać rosnąca inflacja. Ceny towarów konsumpcyjnych w Stanach Zjednoczonych wzrosły przede wszystkim z powodu ograniczeń w łańcuchu dostaw i podwyżek płac. Wrześniowe dane pokazały największy do 30 lat wzrost inflacji o 5,4 proc. rdr związany przede wszystkim z podwyżkami cen w sklepie spożywczych i kosztami paliw. Ale nawet tak zwany bazowy indeks cen konsumpcyjnych, który nie obejmuje zmiennych kosztów żywności i energii, wzrósł w ciągu ostatnich 12 miesięcy o 4 proc. Więcej danych o inflacji pojawi się w środę, kiedy rząd federalny opublikuje raport o indeksie cen towarów i usług konsumenckich za październik. Ekonomiści prognozują nieznaczny wzrost od poziomów wrześniowych. Na bazie wartości CPI rynek będzie starał się oszacować jaki wpływ na wydatki konsumentów tuż przed świętami będą miały podwyżki cen. Najnowsze dane o inflacji staną się również podstawą do podwyższenia lub obniżenie przez Fed stóp procentowych w 2022 roku. A to z pewnością znajdzie swoje odzwierciedlenie w decyzjach inwestorów.

Bezrobocie rekordowo niskie. Naprawdę?

W amerykańskim stanie Kalifornia stopa bezrobocia, według oficjalnych statystyk, wynosi „jedynie” 7,5 proc. Jednak, jak wynika z najnowszej analizy przeprowadzonej przez badaczy z Ludwig Institute for Shared Economic Prosperity (LISEP), problem ze znalezieniem pracy ma tam aż 25,7 proc. aktywnych zawodowo. Dysproporcja między oficjalnymi statystykami, a wynikaniami badań jest głównie spowodowana przyjęciem przez rządowe agencje nieodpowiedniej definicji bezrobocia.   Gdy na początku zeszłego roku wybuchła pandemia, w wielu państwach bezrobocie urosło do niespotykanych rozmiarów. W Stanach Zjednoczonych w maju 2020 roku stopa bezrobocia osiągnęła zawrotne 14,7 proc. Jednak od tamtego czasu zaczęła ona spadać, a we wrześniu bieżącego roku wynosiła już 5,2 proc. Zdawać się może, że kryzys związany z pandemią przeminął, a zdecydowana większość z tych, którzy chcą mieć pracę, jest zatrudniona. Jednak, jak wskazuje przewodniczący LISEP Gene Ludwig, nadal miliony amerykanów nie może znaleźć pracy, choć nie jest to widoczne w statystykach.

Jak informuje portal CalMatters, W Stanach Zjednoczonych Bureau of Labor Statistics definiuje osobę zatrudnioną, jako taką, która pracuje przynajmniej 1 godzinę podczas tygodniowego okresu badania. Jak twierdzi Ludwig, definicja ta na kilka sposobów maskuje faktyczny poziom bezrobocia. Po pierwsze uznaje ona ludzi pracujących na część etatu, jako zatrudnionych, niezależnie od tego, czy zostali oni pośrednio zmuszeni do wybrania takiej formy zatrudnienia. Miliony mieszkańców Stanów Zjednoczonych obecnie poszukuje pracy na pełen etat, jednak nie mogą oni jej znaleźć, więc zmuszeni są pracować jedynie kilka godzin w tygodniu. Według autorów opisanego badania, osoby te są funkcjonalnie bezrobotne. Chcą one zacząć pracować na pełny etat, ale nie są w stanie, aktywnie poszukują pracy i są gotowi do jej podjęcia.

Co warto zaznaczyć badacze podczas przeprowadzania swoich analizy, uznali ludzi zarabiających ze swojej, nawet pełnoetatowej, pracy poniżej 20 000 dolarów rocznie za funkcjonalnie bezrobotnych. Stwierdzili oni, że ludzie, którzy zarabiają tak mało, iż żyją w stanie ubóstwa, nie mogą zostać uznani ze zatrudnionych. Po przyjęciu takowych założeń autorom badania wyszło, że w stanie Kalifornia, w którym oficjalnie żyje 1,4 miliona ludzi bezrobotnych, funkcjonalnie bezrobotnych jest 4,8 milionów ludzi. Oznacza to, że we wspomnianym stanie stopa bezrobocia zamiast 7,5%, realnie wynosi 25,7 proc. Jak zaznacza wielu amerykańskich ekonomistów, należy jak najszybciej zmienić sposób obliczania stopy bezrobocia.