Wypłaty dla gwiazd sportu w … kryptowalutach

Kryptowaluty wkraczają do świata sportu i mogą doprowadzić do rewolucji! Europejski szlak przeciera Paris Saint-Germain, który zatrudniając Lionela Messiego, część gaży wypłacił mu w formie pozapieniężnej. Tokeny to forma waluty, której nie emituje bank centralny, lecz klub sportowy przy użyciu technologii zapożyczonej ze świata kryptowalut. Te z kolei są wirtualnymi pieniędzmi, przechowywanymi w internetowych portfelach. Opierają się na kryptografii, czyli technice szyfrowania danych, służącej do weryfikacji transakcji i tworzenia nowych jednostek, zwanych tokenami. Kryptowaluty, a jest ich już ponad 4 tys., różnią się metodą przechowywania i obrotu. Przykładem technologii wykorzystywanej do przeprowadzania transakcji jest blockchain, inaczej łańcuch bloków. Na tej technologii opiera się m.in. bitcoin, czyli najbardziej znana kryptowaluta na świecie. 1 BTC (bitcoin) jest dziś wyceniany na ok. 43 tys. dolarów. Dla porównania, 1 token PSG kosztuje obecnie ok. 30 dolarów. I właśnie w tej jednostce część premii powitalnej otrzymał latem Lionel Messi. Argentyńczyk otrzyma za pierwszy sezon gry na Parc des Princes 30 mln euro i nawet kilka mln z tej sumy zostanie “wypłacone” w formie kryptowaluty.

Co jakiś czas w świecie sportu słychać o kłopotach podatkowych największych gwiazd. Klubowe tokeny niewiele zmienią w ich sytuacji, ale już np. bitcoin pozwala na większą anonimowość. Czy mógłby się więc stać podstawowym środkiem płatniczym? Prognozy są ostrożne, choć są już na świecie sportowcy, którzy otrzymują swoje pensje w kryptowalutach. Kryptowaluty mają zalety, o których przy tradycyjnych pieniądzach nie ma mowy. -Bitcoin jest walutą deflacyjną. Jego maksimum to 21 mln jednostek, a już “wykopano” ich ok. 18,5 mln. Jest więc dobrem rzadkim, coraz trudniej dostępnym i w przeciwieństwie do walut tradycyjnych nigdy nie będzie go więcej. Walcząc np. z kryzysem covidowym, na bardzo dużą skalę drukuje się pieniądze, wytwarzając inflację. Bitcoina nie można wydrukować. Z nim jest trochę jak z diamentami, których mamy ograniczoną ilość, do tego coraz trudniej się je wydobywa. Wartość takich dóbr będzie więc rosła.

Instagram nie dla dzieci

Facebook ogłosił w poniedziałek wstrzymanie pracy nad Instagramem dla dzieci. Media łączą ten fakt z raportem, który alarmował, jak negatywny wpływ aplikacja wywiera na młode osoby. Dane zostały ujawnione przez dziennikarzy “Wall Street Journal”. Opinia publiczna odbiera ten ruch jako odpowiedź na ujawnienie przez dziennikarzy “Wall Street Journal” raportu mówiącego o tym, iż Facebook wielokrotnie otrzymywał sygnały ws. negatywnego wpływu Instagrama na najmłodszych użytkowników. Jedna z wiadomości, do której dotarły media, miała sygnalizować: “32 proc. nastolatek twierdzi, że kiedy czują się źle ze swoim ciałem, Instagram pogarsza ich samopoczucie”. Co więcej, młode osoby miały obwiniać aplikacje za “wzrost poziomu lęku i depresji”. W jednej z wewnętrznych prezentacji Facebooka ujawniono dane mówiące o tym, że u nastolatków, którzy zgłaszali myśli samobójcze (u 13 proc. użytkowników brytyjskich i 6 proc. amerykańskich) początek tego problemu miał związek z Instagramem.

Media alarmują, że dane, które posiadał Facebook, były bagatelizowane. Firma w żaden sposób nie zareagowała, by chronić młodzież. Doniesienia ws. działań Facebooka skomentowali Lori Trahan z Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych oraz senator Richard Blumenthal. Ich zdaniem firma musi rezygnować z planów dotyczących Instagram Kids. “Pauza jest niewystarczająca” – podkreślają w wypowiedzi cytowanej przez serwis CNBC. Facebook “musi całkowicie zrezygnować z tego projektu” – oceniają. W czwartek Antigone Davis, globalna szefowa ds. bezpieczeństwa Facebooka, złoży zeznania przed podkomisją Senatu ds. Handlu zajmującą się ochroną konsumentów. W jednym ze swoich ostatnich wpisów na blogu Davis przekazała, że krytycy projektu uważają powstanie Instagram Kids za zły pomysł. “To nie o to chodzi. Dzieci są już online” – wyjaśniła. Globalna szefowa ds. bezpieczeństwa Facebooka dodała, iż wierzy w to, że dostosowanie aplikacji do wieku użytkowników rozwiąże problem. Na modyfikacje mają wpłynąć m.in. rodzice, eksperci oraz organy regulacyjne.