Astronomiczne ceny nośników energii

Ceny gazu po kilku dniach przerwy powróciły do bicia rekordów. W Europie najpilniej obserwowany w branży kontrakt holenderski podrożał o 11 proc., a kontrakty amerykańskie poszły w górę o ponad 10 proc. W USA za część wzrostu notowań odpowiada przeskok kontraktu traktowanego jako punkt odniesienia z tego z dostawą w październiku na ten listopadowy, który już wcześniej był nieco droższy. W nocy naszego czasu gaz w USA podrożał o kolejne 5 proc. Tego samego dnia największy na świecie koncern chemiczny – niemiecki BASF poinformował, że znacząco ogranicza produkcję amoniaku w swoich fabrykach w Niemczech i w Belgii z powodu zbyt wysokich cen gazu. Branża chemiczna jest obecnie jedną z najbardziej narażonych na straty z powodu dużego udziału gazu w kosztach produkcji nawozów i składników potrzebnych do ich produkcji (takich jak np. amoniak). We Francji z kolei państwowy regulator zgodził się na wzrost taryf na gaz dla gospodarstw domowych o 12,6 proc. od 1 października. Przyczyna problemów z cenami gazu jest wszędzie ta sama – niskie zapasy i obawa o to, że może to oznaczać jeszcze większe problemy i jeszcze większy wzrost popytu w czasie nadchodzącej zimy.

Oprócz gazu na wartości zyskują też akcje producentów tego surowca. Na przykład notowania Gazpromu są dziś na giełdzie rosyjskiej najwyżej od 2008 r., a na nowojorskiej najwyżej od 2013 r. Od początku roku akcje rosyjskiej firmy podrożały o 65 proc.  Dzięki rosnącym wycenom także innych spółek wydobywczych, których w Rosji jest dość sporo, indeks giełdy moskiewskiej MOEX w poniedziałek osiągnął poziom najwyższy w swojej historii. Nie jest to jednak coś nadzwyczajnego, zrobił to już ósmy raz w tym miesiącu.

Obok gazu drożeje też ropa naftowa. Cena baryłki ropy Brent przekroczyła dziś barierę 80 dolarów i utrzymuje się powyżej tego najwyższego od 2018 r. poziomu. Zapasy ropy maleją, a jej podaż nie może sprostać popytowi – informują maklerzy. Tymczasem analitycy z Goldman Sachs prognozują, że do końca roku cena wzrośnie do 90 dolarów, a średnia cena w latach 2022 i 2023 będzie w okolicach 70 dolarów, czyli wyraźnie wyżej niż prognozowano dotychczas. Goldman tłumaczy, że przewaga globalnego popytu nad podażą jest w tej chwili znacznie większa, niż się spodziewali. Co ważne, zdaniem amerykańskiego banku ceny ropy po przejściowym spadku w 2022 roku (spowodowanym wzrostem wydobycia w USA i w krajach OPEC), pod koniec 2023 znów będą rosnąć i dojdą ponownie do 85 dolarów za baryłkę, ponieważ generalnie na świecie wzrosną koszty wydobycia ropy.

 

Złoto zagadką dla inwestorów

Zgodnie z przypuszczeniami wrześniowe spadki notowań kontraktów terminowych na złoto i srebro zostały wykorzystane przez tzw. banki bulionowe do ograniczenia krótkich pozycji na obu metalach. O ile w przypadku złota zmiana nie była wielka, to w srebrze ruch był znaczący. W przypadku kontraktów na złoto notowanych na nowojorskiej giełdzie towarowej (Comex) redukcja krótkiej pozycji w gronie „commercials” wyniosła 21,6 tys. kontraktów, a więc niespełna 10 proc. Nie udała się więc powtórka z sierpnia, gdy w ramach dziwnego, nocnego krachu udało się „wyleszczyć” dużych spekulantów i tym samym ograniczyć krótką pozycję zajmowaną przez banki bulionowe. Już wtedy spekulowano, że była to próba wyjścia z krótkich pozycji przez banki bulionowe, które prawdopodobnie zostaną zmuszone do istotnego ograniczenia handlu złotem po wejściu w życie nowych regulacji zwanych Basel III.

To, co nie wyszło w złocie, udało się na rynku kontraktów na srebro. W przypadku białego metalu ekspozycja „commercials” została zredukowana aż o 30 proc., do 28,1 tys. kontraktów. To najniższa wartość od czerwca 2019 roku. Dodajmy do  tego, że jeszcze trzy miesiące temu krótka pozycja banków bulionowych opiewała na przeszło 70 tysięcy „srebrnych” kontraktów.  Redukcja jest więc bardzo istotna. Ceny srebra znalazły się w bardzo interesującym miejscu. Po trwających od czerwca spadkach dolarowe notowania białego metalu znalazły się w pobliżu linii wsparcia wyznaczanej przez lokalne minima z września i listopada ubiegłego roku. Równocześnie z rynku terminowego zdjęty został potencjalny „nawis podażowy”, co teoretycznie byłoby sygnałem kupna. Lecz nie mamy pewności, czy „ktoś” nie musi do końca roku zamknąć całek krótkiej pozycji, do czego potrzebowałby jeszcze jednego ruchu w dół.

Jeszcze bardziej niejednoznacznie sytuacja wygląda na rynku kontraktów na złoto, gdzie zarówno długa spekulacyjna pozycja netto jak i krótka pozycja banków bulionowych utrzymują się na historycznie bardzo wysokich poziomach. Także obecny poziom notowań złota pozostaje dość daleko względem kluczowego wsparcia, jakim jest strefa 1675-1680 USD/oz. Zatem w tym ujęciu paradoksalnie na krótką metę to złoto wydaje się teraz bardziej ryzykowną inwestycją niż srebro. Warto jednak pamiętać, że historycznie to srebro cechuje się znacznie większą zmiennością notowań i w razie jakichkolwiek rynkowych perturbacji zwykle bardziej niż złoto narażone jest na głębokie spadki.