Oszuści koncentrują się na przelewach

Najnowszy raport UK Finance o przestępstwach finansowych w Wielkiej Brytanii wskazuje na istotne zmiany w zainteresowaniach oszustów. Po raz pierwszy skala wyłudzeń opartych na przelewach była większa niż oszustw bazujących na kartach płatniczych. APP, czyli Authorized Push Payment – taką nazwę noszą przestępstwa, w których oszuści nakłaniają swoje ofiary do przesłania im pieniędzy. Przestępcy nie muszą łamać zabezpieczeń, wykradać danych dostępowych i poszukiwać zaawansowanych technicznie narzędzi – wystarczy odpowiednia „przynęta”, a konsument sam wysyła środki.

Z najnowszego raportu UK Finance, branżowej organizacji sektora finansowego w Wielkiej Brytanii, wynika, że w I połowie 2021 r. po raz pierwszy w historii tego typu oszustwa przyniosły większe straty niż przestępstwa z użyciem kart płatniczych. Straty brutto (bez uwzględnienia odzyskanych środków) w kategorii oszustw kartowych oszacowano na 261,7 mln funtów, podczas gdy przestępstwa „przelewowe” – na 355,3 mln funtów. Analitycy UK Finance zwracają uwagę, że oszustwa typu APP coraz częściej bazują na wykorzystaniu internetu. 70 proc. przypadków tego rodzaju ma swój początek na platformach społecznościowych (fałszywe posty i strony), w wyszukiwarkach (podstawione reklamy) i podrobionych serwisach. Popularnością nadal cieszą się różne odmiany metody „na wnuczka” – podszywanie się pod instytucje rządowe, finansowe, a także ochrony zdrowia.

Dynamika wzrostu liczby przypadków oszustw APP wyniosła 60 proc. (I poł. 2021 r. kontra I poł. 2020 r.). Dwucyfrowy był także wzrost wartości wyłudzeń (71 proc.), jak również, co można uznać za dowód rosnącej skuteczności banków w ochronie klientów, wartości środków zwróconych ofiarom (83 proc.). Równie szybko rosną wskaźniki dotyczące nieautoryzowanych transakcji zlecanych przez oszustów w imieniu klientów w kanałach bankowości elektronicznej (internet, telefon, aplikacje mobilne). Liczba przypadków wzrosła w tym okresie o 68 proc., a wartość strat brutto – o 67 proc. W przypadku nieautoryzowanych transakcji kartowych dynamika wartości była ujemna (-9 proc. rdr), a liczby przypadków stosunkowo niska (+7 proc.). W raporcie zwrócono uwagę na znaczenie wprowadzenia nowych reguł potwierdzania transakcji w sieci. Przypomnijmy, że wymagania dotyczące tzw. silnego uwierzytelnienia w operacjach online, stały się obowiązujące z końcem 2020 r.

Szwajcarzy niezadowoleni z franka

Szwajcarski Bank Narodowy utrzymał skrajnie łagodny kurs w polityce monetarnej. Szwajcarzy deklarują też gotowość do prowadzenia interwencji walutowych mających na celu osłabienie franka. Stopa oprocentowania depozytów w SNB pozostała bez zmian i wynosi -0,75 proc. Taki stan utrzymuje się w Szwajcarii od stycznia 2015 r. Żaden inny kraj na świecie nie ma tak niskiej krótkoterminowej stopy procentowej. – SNB utrzymuje ekspansywną politykę monetarną mającą na celu zapewnienie stabilności cen oraz wsparcie szwajcarskiej gospodarki w zwalczeniu negatywnych skutków pandemii – czytamy w komunikacie. Przypomnijmy, że w czerwcu 2019 roku bank centralny Szwajcarii zastąpił docelowy przedział dla stawki Libor 3M własną stopą procentową (nazwaną „stopą polityki monetarnej”). Stopa ta również została utrzymana bez zmian na poziomie -0,75 proc.

Jak dodano w komunikacie, zdaniem szwajcarskich władz monetarnych, „frank pozostaje wysoko wyceniany”. Z tego powodu bank centralny nie wyklucza interwencji walutowych, „jeżeli będzie to konieczne dla powstrzymania aprecjacyjnej presji na franka”. Tego typu sformułowania w komunikatach SNB utrzymują się od wielu kwartałów, ale Szwajcarzy sprzedawali franki na rynku tylko wtedy, gdy notowania pary EUR/CHF schodził poniżej 1,08 euro za jednego franka. Od ponad trzech miesięcy mamy do czynienia z tendencją do umacniania się helweckiej waluty euro. Od marca kurs EUR/CHF obniżył się z 1,11 w pobliże właśnie 1,08 franka za jedno euro. Zważywszy na osłabienie się złotego względem euro, w rezultacie na polskim rynku walutowym notowania franka dotarły do 4,26 zł.

W najnowszym komunikacie SNB znalazły się także zaktualizowane prognozy dotyczące inflacji. Zdaniem banku centralnego, w bieżącym roku inflacja wyniesie 0,5 proc., w przyszłym 0,7 proc., a w 2023 r. 0,6 proc. Pod tym względem Szwajcaria wyraźnie różni się od wielu innych rozwiniętych państw (w tym samych USA), gdzie dało się zauważyć wyraźną presję inflacyjną. Z drugiej strony należy przypomnieć, że w ubiegłym roku Helweci notowali deflację (-0,7 proc. w skali całego roku), a zatem startowali z innego punktu niż większość świata. Rynkowy konsensus zakłada, że stopy procentowe w Szwajcarii z pewnością nie wzrosną przed 2024 r. Szwajcarzy przede wszystkim zwracać będą uwagę na działania Europejskiego Banku Centralnego, który ewidentnie nie spieszy się z zacieśnianiem warunków prowadzonej przez siebie polityki. Póki co bierna pozostaje także amerykańska Rezerwa Federalna, choć na wczorajszym posiedzeniu zasygnalizowała, że pierwsze podwyżki stóp mogą nastąpić nawet w 2022 r. Wbrew wcześniejszym doniesieniom, dzisiejsze posiedzenie gremium decydującego o szwajcarskich stopach procentowych prowadził prezes SNB Thomas Jordan. 58-letni ekonomista przeszedł w ubiegłym miesiącu operację kardiologiczną i spekulowano, że we wrześniu tymczasowo zastąpi go wiceprezes Fritz Zurbruegg. Thomas Jordan kieruje SNB od 2012 r.

Puste półki w angielskich sklepach

Szeregi pustych półek, kolejki tworzone jeszcze przed otwarciem sklepów i informacja o tym, że najbliższa dostawa będzie za dwa dni – to nie Polska środek lat 80. ani nie zeszłoroczny szczyt pandemii COVID-19. To Wielka Brytania w środę, 22 września, 2021 roku. Co się stało?  Brytyjczycy kupują, co tylko znajdą w sklepach spożywczych. Znów m.in. w Tesco półki zaczęły straszyć pustkami. I niestety będzie jeszcze gorzej. W związku z tym, jak donosi “Daily Mail“, szefowie Tesco zwrócili się o pomoc do rządu.  Spożywczy gigant na Wyspach poinformował, że brakuje mu około 800 kierowców, którzy mogliby zapewnić ciągłość dostaw. Nowych nie sposób zdobyć, mimo proponowanego bonusu w wysokości 1000 funtów (który nota bene oferują już od lipca). Ci, którzy do tej pory zatrudniał, ze względu m.in. na brexit i COVID-19 wrócili “na kontynent”. Z wyliczeń wynika, że na przeprowadzkę zdecydowało się około 14 tys. kierowców. W Anglii zdecydowało się zostać jedynie 600. – W związku z tym ostrzegamy, że nasi klienci mogą napotkać na problemy w kupieniu części produktów – zaznacza Andrew Woolfenden, dyrektor ds. dystrybucji i dostaw w Tesco. W całej branży brakuje około 100 tys. kierowców ciężarówek, stąd pustkami świecą nie tylko tescowe półki, ale i te, należące do innych sieci.

Niestety nie będzie lepiej. Kolejna fala COVID-19, która co prawda otrzymała już nazwę “pandemia niezaszczepionych,” i związany z nią powrót obostrzeń czy to w UE czy na Wyspach i jesienny sezon infekcji nałoży się na okres wzmożonych zakupów, związany ze zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia. Klienci więc w obawie, że w grudniu zabraknie ich ulubionych przysmaków, kupują “na zapas”. Co obecnie jest jedynie obawą, w grudniu może zmienić się w panikę – wyjaśniają eksperci z Tesco.  Koncerny nalegają więc na rząd, by w formie wyjątku wydał przynajmniej 10 tys. tymczasowych wiz dla osób, które chciałyby zostać kierowcami ciężarówek. Firmy zapewnią im odpowiednie kursy. Jak na razie, rząd nie przychylił się to tych próśb, uważając że można spokojnie rekrutować spośród brytyjskich bezrobotnych.  Branża transportowa rozważa więc modyfikację kursów, na przyspieszone, dla kierowców ciężarówek, licząc że w ten sposób wyjdą ze spirali bezrobocia. Jednak zdaniem ekspertów nic się nie zmieni, dopóki nie wzrosną płace i nie poprawią się warunki zatrudnienia.  Brytyjskie Stowarzyszenie Transportu Dorogowego podało, ze tego lata liczba osób posiadających prawo jazdy na samochody cieżarowe wyniosła 516 tys. Jednak najnosze dane departamentu transportu pokazują, że w 2020 roku zatrudnionych było 278 tys. kierowców, co daje jedynie połowę całkowitej liczby.