Dobre nastroje wśród inwestorów

Inwestorzy z Wall Street przyjęli za dobrą monetę najnowsze dane o inflacji cenowej w USA. S&P 500 oraz średnia przemysłowa Dow Jonesa kolejny raz poprawiły rekordy wszech czasów. Oficjalne dane rządowego Biura Statystyki Pracy pokazała, że  proc. i tym samym utrzymała się na najwyższym poziomie od 13 lat. Jednakże uczestnicy rynków woleli patrzeć na pozytywne aspekty tych danych. Po pierwsze, inflacja miesięczna (mdm) obniżyła się z 0,9 proc. w czerwcu do 0,5 proc. w lipcu, co w finansowych mediach zinterpretowano jako zapowiedź inflacyjnego piku. Niższa niż w czerwcu była też tzw. inflacja bazowa, czyli wskaźnik pomijający ceny żywności, paliw i energii. Medialna narracja wspierała oficjalną wersję Rezerwy Federalnej o „przejawionym” charakterze postcovidowej inflacji. Co prawda to w mojej ocenie argumentacja mocno naciągana, ale nie zmienia to faktu, że póki co rynek ją „kupił”. Świadczy o tym osłabienie dolara wobec euro oraz lekki spadek rentowności amerykańskich obligacji skarbowych. Wzrosły natomiast notowania złota.

Pozytywnie reagowała też Wall Street. Dow Jones poszedł w górę o 0,62 proc., wspinając się na wysokość 35 484,97 pkt. i drugą sesję z rzędu poprawił historyczne maksimum. Podobnie jak S&P500, który jednak zyskał tylko 0,25 proc., na zamknięciu osiągając wartość 4 447,70 pkt. Drugą sesję z rzędu pod kreską zakończył za to Nasdaq, który przez większość środowej sesji walczył o odrobienie początkowych strat. Ostatecznie to się nie udało i Nasdaq Composite stracił 0,16 proc., cofając się do poziomu 14 765,14 pkt.

Reakcją rynku był spadek wartości dolara, co sprzyjało notowaniom surowców. Spadły także rentowności obligacji skarbowych, z wyjątkiem „trzydziestolatek”. „Jastrzębie” wypowiedzi szefa Fed w Dallas i szefowej Fed w Kansas City o potrzebie szybkiego rozpoczęcia przez bank centralny redukcji zakupów obligacji zostały uznane za potwierdzenie poprawiającego się stanu gospodarki. Podobnie jak w piątek, kiedy optymizm wzrósł po danych o rynku pracy w lipcu, a także we wtorek, kiedy wzrosty wywołało przyjęcie w Senacie ustawy o inwestycjach w infrastrukturę, popytem cieszyły się głównie akcje spółek „value”, a taniały wzrostowych. Tymczasem New York Stock Exchange zapowiedziała, że wstęp na parkiet będą miały tylko osoby zaszczepione przeciwko COVID-19, dowiedział się nieoficjalnie Bloomberg.

W oczekiwaniu na sympozjum w Jackson Hole

Po raz pierwszy od czterech miesięcy dane na temat cen konsumpcyjnych w USA nie zaskoczyły na plus. Wszyscy Ci, którzy grali pod mocnego dolara mogli czuć się rozczarowani. Obóz dolarowych byków po ostatnim raporcie NFP był bardzo silny. Teraz być może wkradło się zwątpienie o dalszą aprecjację USD.  Na rynku mówi się przede wszystkim o tym, że inflacja w Stanach Zjednoczonych osiągnęła już swój szczyt. Mówi się tak dlatego, że główna dynamika pozostała na niezmienionym poziomie, a na początku lat 90 oraz w 2008 roku inflacja nie przekroczyła znacząco i na długo okolic 6 proc. Natomiast ważniejszy jest lekki spadek inflacji bazowej, która osunęła się do 4,3 proc. r/r z poziomu 4,5 proc. r/r. Nie jest to duża zmiana, ale pokazuje, że możemy mieć do czynienia z faktycznym szczytem. Z drugiej strony przed nami możliwa większa presja na wzrost cen ze strony rynku pracy, który wydaje się być w coraz lepszym stanie. Pomijając ostatnie świetne dane dotyczące zmiany zatrudnienia za lipiec, wystarczy wspomnieć o tym, że liczba otwartych wakatów przekracza poziom 10 mln. Skoro wakaty nie są wypełniane, istnieje szansa, że płace w dalszym ciągu będą rosnąć.

Już niedługo oczy inwestorów zwrócą się na coroczne sympozjum bankierów centralnych w Jackson Hole, które odbędzie się w dniach 26-28 sierpnia. W poprzednich latach szefowie Fedu wykorzystywali to spotkanie, aby oznajmić światu zmiany w polityce monetarnej. Możliwe, że tegoroczne w Jackson Hole przyniesie sugestię ograniczenia programu skupu aktywów (QE) przez Rezerwę Federalną.