Straty na światowych giełdach

Dow Jones stracił w poniedziałek 2,1 proc., najwięcej od października. S&P500 spadł o 1,6 proc., a Nasdaq zniżkował o 1,1 proc. W ich przypadku to największe jednodniowe spadki od połowy maja. Amerykańskie rynki akcji rozpoczęły tydzień przeceną, a jako jej główny powód wskazywany był strach, że rosnąca szybko w ostatnim czasie liczba zakażeń wariantem delta koronawirusa spowoduje przywrócenie ograniczeń i hamowanie gospodarki. Nie brakowało jednak głosów, że tak duża przecena nie miała uzasadnienia. Marko Kolanovic, główny strateg JP Morgan przekonywał, że nie ma ryzyka kolejnego lockdownu i kiedy tylko osłabnie strach przed wariantem delta, znów popularna stanie się „gra reflacyjna”. W poniedziałek jednak nasilenie obaw spowodowało największy od czerwca ubiegłego roku wzrost cen obligacji. Rentowność „dziesięciolatek” USA spadła do poziomu z lutego. Rynek skorygował jednocześnie ocenę prawdopodobieństwa podwyżki stóp przez Fed w grudniu 2022 roku do 58 proc. Niespełna tydzień temu, pod danych wskazujących wysoką inflację w lipcu, szacował je na 90 proc.

Negatywne nastroje na rynkach były widoczne na większości parkietów giełdowych na całym świecie. Pierwsza sesja azjatycka w tym tygodniu wyznaczyła kierunek innym ośrodkom handlu w poniedziałek. „Delta” tłumi optymizm gospodarczy. Na FX widoczne jest umocnienie walut zaliczanych do bezpiecznych – CHF oraz JPY. Pod duża presją znajdowały się natomiast waluty emerging markets oraz surowce. To był kolejny kiepski dzień dla złotego.

 

Koniec euforii na rynkach?

Amerykański indeks S&P 500 jest napompowany do czerwoności po ponad dekadzie hossy, która przyniosła zwyżkę o ponad 530 proc. Pomimo trudnej sytuacji gospodarczej i panującego kryzysu wywołanego pandemią, benchmark zyskał niemal 100 proc. od dołka z marca 2020 roku. Zdaniem Jima Cramera, prowadzącego znany w USA program “Mad Money”, rynkowa euforia zmierza ku końcowi z uwagi na to, że Wall Street zostało opętane przez nieokiełznaną spekulację. Wall Street czeka nurkowanie aż do dna, jak barwnie ujął to Jim Cramer, prowadzący legendarny już program Mad Money. Jego zdaniem, rynkową euforię czeka nagły koniec. – Po tym, gdy spekulanci zostaną wywiani… a akcje, które już są zdołowane zaczną zyskiwać, wtedy możemy znaleźć dno, które można rozegrać. – stwierdził Jim Cramer. – Jesteśmy blisko, ale spekulanci jeszcze się nie wykruszyli. Taką szansą na wyrzucenie z rynku była poniedziałkowa przecena na amerykańskim indeksie S&P 500, który opadł o 1,59 proc. w trzeciej spadkowej sesji z rzędu. Natomiast Dow Jones Industrial Average osunął się w dół o ponad 2 proc. notując najsilniejszy jednodniowy spadek od października 2020 roku.

Cramer uważa, że to nie jest już czas na inwestycje w akcje “growth”, które przeważnie cechują się wysoką zmiennością. Jego zdaniem, inwestorzy powinni szukać tanich akcji, które już zaliczyły sporą korektę o 10-20 proc. Co więcej, zachęca on do kupienia choć jednej akcji spółki bankowej do swojego portfela po tym, gdy notowania walorów z tego sektora doznały zniżki mimo świetnych wyników finansowych. – Sądzę, że warto spoglądać na to, jak spekulanci zostaną zdewastowani, gdy spółki, które ucierpiały na pandemii zaczną mocno wzrastać, a duże spółki przemysłowe będą zaliczać dno. Spółki kolejowe, lotnicze oprócz Boeinga… i te związane z infrastrukturą: to ma teraz dużo sensu, gdy ich notowania są nisko. Są naprawdę nisko. – podkreślił ponownie Jim Cramer.

Prowadzący “Mad Money” wymienił także sześć czynników, które jego zdaniem wskazują na koniec euforii na rynkach i są oznakami niepowstrzymanej spekulacji. Są to: zbyt duża liczba debiutów, jednodniowe pompowanie meme-stocks, duże wzrostu małych spółek, trudna sytuacja na rynku krypto, przecena na ropie oraz nieuzasadnienie wysoki wskaźnik ceny do przychodów dla wielu spółek. Cramer zaznaczył jednak, że w przypadku ropy już możemy mieć do czynienia z ucieczką spekulantów. Spora przecena w poniedziałek, gdy ropa potaniała o ponad 7,5 proc. mogła wytrzepać kapitał szukający szybkich zysków z bardzo zmiennego rynku.  – Korekta notowań ropy to tak naprawdę dobre wieści dla szerokiego rynku… To oznacza niższe koszty dla wszystkich. – dodał Cramer.

 

Krótka recesja amerykańska

Recesja w USA wywołana przez lockdown trwała zaledwie dwa miesiące, kończąc się najniższym punktem osiągniętym w kwietniu 2020 r. po rozpoczęciu gwałtownego spadku aktywności gospodarczej w marcu zeszłego roku, ogłosił w poniedziałek amerykański Komitet Datowania Cyklu Biznesowego. Dolar drożeje we wtorek, a jego indeks oscyluje blisko tegorocznego maksimum 93,40.  Komitet, grupa makroekonomistów, którzy wyznaczają daty rozpoczęcia i zakończenia cykli koniunkturalnych w USA, stwierdził, że ​​od tamtego momentu kraj jeszcze nie wrócił do normalnej zdolności operacyjnej, wskaźniki zarówno miejsc pracy, jak i produkcji „wskazują wyraźnie na kwiecień 2020 r. jako dołek koniunktury”, z odbiciem rozpoczynającym się w maju. Około 22 miliony miejsc pracy zniknęło z list płac firm w marcu i kwietniu 2020 roku. To wydarzenie wywołało zaniepokojenie nowym kryzysem i skłoniło Kongres i Biały Dom do zatwierdzenia pierwszego z kilku ogromnych pakietów pomocowych, aby utrzymać firmy i gospodarstwa domowe przy życiu. Wyznaczenie daty zakończenia recesji ma znaczenie historyczne, ale ma również znaczenie dla badań nad dynamiką cykli koniunkturalnych i, w tym przypadku, nad przebiegiem tej historycznej reakcji politycznej.

Ogłoszenie Komitetu sprawia, że dwumiesięczna ​​pandemiczna recesja jest zdecydowanie najkrótsza w historii, zaledwie jedna trzecia tego, co półroczne spowolnienie na początku 1980 roku i jedna czwarta recesji, która nastąpiła po upadku bańki technologicznej w 2001. Podkreśla to wciąż otwartą debatę na temat tego, jak szybko gospodarka USA wróci do normy i co to będzie oznaczać dla rynków. Mierząc według produkcji, gospodarka mogła już wrócić na prostą. Mierząc zatrudnieniem droga jest wciąż długa, a największe blizny gospodarcze mogą spowodować niższe płace i mniej wykształceni pracownicy. – Zatrudnienie osiągnęło wyraźne minimum w kwietniu, po czym nastąpiło silne odbicie w ciągu następnych kilku miesięcy, a następnie ustabilizowało się w bardziej stopniowym wzroście, przy jednoczesnym wzroście dochodów – podała komisja w oświadczeniu.