Złoty ponownie najsłabszą walutą na świecie

Zakończyły się dwudniowe przepytywania prezesa Fed w Kongresie, ale wczorajsze wystąpienie nie przyniosło nowych rewelacji i EUR/USD wrócił do punktu wyjścia. Huśtawka nastrojów nie została przerwana i pozostaje jest dominującym motywem mijającego tygodnia przy ruchach raz w górę, raz w dół na rynku akcji, dolarze czy ropie naftowej. Katalizatorów dla apetytu na ryzyko (lub jego braku) wciąż jak na lekarstwo.

W piątek dolar pozostaje silny, choć nie na szerokim rynku. Wczorajsze wystąpienie Jerome Powella w Senacie nie wniosło wiele nowego, ale rynek podchwycił wypowiedź mającego w tym roku prawo głosu w FOMC Charlesa Evansa, którego zdaniem Rezerwa nie powinna czekać z decyzją o taperingu zanim dojdzie do znaczącej poprawy na rynku pracy, co jest możliwe pod koniec roku. Z kolei James Bullard wezwał do podjęcia szybkiej decyzji dotyczącej QE, dodając, że powinno się działać mniej szablonowo. Reasumując, to pozwoliło utrzymać oczekiwania, że 28 lipca decydenci Fed teoretycznie mogą ukierunkować rynki na wrześniową dyskusję o taperingu. Dzisiaj w kalendarzu mamy dane nt. sprzedaży detalicznej za czerwiec, oraz wystąpienie wiceprezesa Fed (John Williams).

Piątkowe przedpołudnie przyniosło dalsze osłabienie polskiej waluty. Za nami drugi z rzędu tydzień słabości złotego. Po 10:00 kurs euro rośnie do 4,5885 zł, co koresponduje z maksimami wyznaczonymi w środę. Od początku tygodnia euro podrożało o 4 grosze, a na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni o ponad 8 groszy.

Ruch w górę kontynuuje także kurs dolara, który sięga 3,887 zł. Tydzień temu amerykańska waluta kosztowała 3,826 zł, zaś dwa tygodnie temu 3,80 zł. Na dyktującej warunki na rynku forex parze EUR/USD widzimy dziś stabilizację w rejonie 1,18 USD.

W piątkowy poranek obserwujemy także wzrost kursu franka szwajcarskiego. Helwecka waluta kosztuje 4,228 zł. To o 12 groszy więcej niż 5 lipca, kiedy zaczęło się silne osłabienie złotego. W przypadku kursu funta brytyjskiego obserwujemy wzrost do ponad 5,36 zł. To najwyższy poziom od kwietnia.

 

Euro w Polsce, a może od razu e-euro?

Ponad połowa Polaków chce wprowadzenia euro w Polsce.  Taką odpowiedź dało 56 proc. badanych. Natomiast pozostałe 41 proc. chce, aby Polska pozostała przy złotówkach.  Jednocześnie trzy czwarte obawia się, że przyjęcie wspólnej waluty spowodowałoby wzrost cen – wynika z badania Eurobarometru.

Tymczasem przez najbliższe dwa lata Europejski Bank Centralny (EBC) będzie analizował „kluczowe kwestie dotyczące projektowania i dystrybucji” e-euro. Dodatkowo sprawdzi, jaki wpływ na unijny rynek finansowy będzie miało wprowadzenie nowej kryptowaluty. Europa zaczęła rozpatrywać stworzenie cyfrowego euro po tym,  jak w 2019 roku Facebook ujawnił swoje plany stworzenia swojej e-waluty.

„Biorąc pod uwagę trwającą transformację cyfrową, która ma potencjał do przekształcenia krajobrazu płatniczego, a nawet całego systemu finansowego, banki centralne muszą być odważne i nadążać za tempem zmian” – napisał na swoim blogu Fabio Panetta, członek zarządu EBC.

Według Panetta EBC rozpocznie prace nad cyfrowym euro po zakończeniu wstępnego okresu przygotowawczego. Następny etap „może potrwać około trzech lat”, otwierając przed Europą możliwość wprowadzenia zdigitalizowanej waluty już w 2026 roku. Nim to jednak nastąpi, EBC będzie musiał odpowiedzieć na wiele pytań „wymagających odpowiedzi”.

Mimo wszystko eksperci EBC uważają, że ​​warto „zapewnić obywateli i firmy, że w erze cyfrowej nadal będą mieli dostęp do najbezpieczniejszej formy pieniądza, pieniądza banku centralnego,” napisała w oświadczeniu prezes Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde.

EBC jest wyraźnie zaniepokojony potencjalnymi konsekwencjami zbyt długiego oczekiwania na wprowadzenie cyfrowej waluty do powszechnego systemu finansowego. W czerwcu François Villeroy de Galhau, szef francuskiego banku centralnego zauważył, że stopniowy spadek wykorzystywania gotówki i pojawienie się nowych cyfrowych walut i tokenów może doprowadzić do tego, że pieniądze banku centralnego stracą na znaczeniu. Powołał się przy tym na przykład Chin, w których systemie finansowym od jakiegoś czasu z powodzeniem funkcjonuje e-juan.

Cyfrowe euro działałoby na podobnych zasadach, co gotówka. Zamiast płacić za towary lub usługi banknotami i monetami, Europejczycy mogliby użyć elektronicznego odpowiednika pieniędzy emitowanego przez Europejski Bank Centralny lub krajowe banki centralne. Jednak część ekspertów dość sceptycznie podchodzi do koncepcji stworzenia cyfrowego euro. Ich zdaniem większość klientów i tak już korzysta z bezgotówkowych rozliczeń i dokonuje transakcji za pomocą kart kredytowych lub debetowych albo płaci mobilnie.