Środa bez przełomu na parkietach

Indeks S&P 500 osiągnął kolejny rekordowy poziom, a Nasdaq Composite spadł w trakcie niespokojnej środowej sesji na Wall Street. Inwestorzy bacznie obserwowali wyniki czołowych banków, a także analizowali kolejne komentarze szefa Fed na temat inflacji. Prezes Fed zgodnie z oczekiwaniami powtarzał w Kongresie swoją mantrę, coraz bardziej oderwaną od rzeczywistości. To osłabiło nieznacznie dolara, ale przede wszystkim przełożyło się na wzrost cen złota. Czwartek zaczynamy od solidnych danych z Chin. „Inflacja nie jest przejściowa, a skup aktywów należy natychmiast ograniczyć!” – gdyby takie słowa padły z ust Jerome Powella, na rynkach mielibyśmy prawdziwy kataklizm. Jednak wypowiedział je Steven Mnuchin – sekretarz skarbu w administracji Trumpa. Choć oczywiście Mnuchin ma rację, dziwnym trafem zebrało mu się na szczerość dopiero teraz, gdy nie piastuje już urzędu – za czasu jego kadencji słynne było wręcz jego zdjęcie z telefonem, nawiązujące do nieustannych prób wpływania (oczywiście pozytywnego) na nastroje rynkowe – coś, co dziś robi Powell, ignorując wszelkie symptomy ostrzegawcze. Wniosek, iż trzeba prowadzić politykę taką jak w szczycie kryzysu bo zatrudnienie nadal jest o kilka milionów mniejsze podczas gdy firmy nie mogą znaleźć pracowników (przebywających na dobrze płatnym bezrobotnym) jest oczywiście absurdalny i rynki to wiedzą. To jak gra, do momentu, aż ktoś powie „sprawdzam”. Warto zwrócić uwagę, że rentowności obligacji są już niżej niż przed publikacją danych o inflacji we wtorek, a to pomaga w odbiciu cen złota oraz osłabia kurs dolara, choć tu konkurencja dla niego jest mocno wybiórcza.

Amerykańska gospodarka rozwinęła się od końca maja do lipca w stopniu umiarkowanym lub silnym – wynika z opublikowanej w środę Beżowej Księgi Fed. Raport oparto na informacjach zebranych wśród firm przez 12 regionalnych banków wchodzących w skład Systemu Rezerwy Federalnej do 2 lipca. Stwierdzono, że ponadprzeciętny wzrost wykazywały takie sektory jak transport, turystyka, produkcja i usługi niefinansowe. Zwrócono również uwagę na mniej optymistyczne sygnały płynące z rynku, w tym zakłócenia w łańcuchach dostaw.

 

Rośnie strach przed bańką na rynku realnościowym

Rosnące ceny mieszkań na całym świecie stają się kluczowym testem dla banków centralnych i ich zdolności kontrolowania wsparcia kryzysowego. Wspomnienie o globalnym kryzysie finansowym, który został wywołany przez krach na rynku mieszkaniowym, wciąż jeszcze jest świeże w umysłach decydentów. W obecnej sytuacji głównym dylematem do rozważań dla banków centralnych jest to, jak utrzymać kontrolę nad gwałtownie  rosnącymi cenami nieruchomości. Ożywienie gospodarcze powoduje, że niektóre banki centralne już dyskutują o spowolnieniu zakupów aktywów i podnoszeniu stóp procentowych. Zbyt powolne wycofywanie bodźców stymulacyjnych grozi dalszą inflacją na rynku nieruchomości i wzrostem obaw o stabilność finansową w dłuższej perspektywie. Zbyt szybkie wycofywanie się wzbudzi niepokój rynków i obniży ceny nieruchomości, zagrażając ożywieniu gospodarczemu po pandemii Covid-19. Urzędnicy Rezerwy Federalnej, którzy opowiadają się za ograniczeniem programu skupu obligacji, podali rosnące ceny domów jako jeden z powodów, aby to zrobić. W szczególności uważnie przyglądają się zakupom papierów wartościowych zabezpieczonych hipoteką przez Fed. Niektórzy obawiają się, że to właśnie skup tych aktywów podsyca popyt na nieruchomości na i tak gorącym już rynku.

W nadchodzącym tygodniu banki centralne w Nowej Zelandii, Korei Południowej i Kanadzie spotykają się, aby ustalić politykę dalszego działania. Nowozelandzcy politycy walczą z najgorętszym rynkiem nieruchomości na świecie, zgodnie z globalnym rankingiem Bloomberg Economics. Bank centralny, który obradował w środę, otrzymał kolejne narzędzie do rozwiązania tego problemu, a jego prognozy dotyczące oficjalnej stopy gotówkowej pokazują, że zacznie ona rosnąć w drugiej połowie 2022 r.Bank Korei w zeszłym miesiącu ostrzegł, że ceny nieruchomości są „znacznie zawyżone”, a ciężar spłaty zadłużenia gospodarstw domowych  rośnie. Jednak pogłębiająca się epidemia wirusa może być bardziej palącym problemem na najbliższym spotkaniu politycznym w Seulu.

W swojej największej strategicznej refleksji od czasu utworzenia euro, Europejski Bank Centralny podniósł w tym miesiącu swój cel inflacyjny, a w ukłonie w stronę presji mieszkaniowej urzędnicy zaczną uwzględniać koszty mieszkań zajmowanych przez właścicieli w swoich uzupełniających miarach inflacji. Bank Anglii w zeszłym miesiącu wskazywał na zaniepokojenie brytyjskim rynkiem mieszkaniowym. Norges Bank jest kolejnym organem, który zasygnalizował, że martwi się wpływem bardzo niskich stóp na rynek mieszkaniowy i ryzykiem narastania nierównowagi finansowej.

Bank Rozrachunków Międzynarodowych wykorzystał swój roczny raport opublikowany w zeszłym miesiącu, aby ostrzec, że ceny mieszkań wzrosły w czasie pandemii bardziej gwałtownie, niż sugerowałyby to dane fundamentalne, zwiększając podatność sektora na ryzyko w przypadku wzrostu kosztów finansowania zewnętrznego. Według Kazuo Momma, który był odpowiedzialny za politykę pieniężną w Banku Japonii, w erze pandemii wycofanie się ze wsparcia gospodarki będzie stopniowe w przypadku większości banków centralnych. Jednak kluczowym wyzwaniem będzie to, jak to zrobić bez szkody dla posiadaczy kredytów hipotecznych. „Polityka pieniężna jest tępym narzędziem” – powiedział Momma, który obecnie pracuje jako ekonomista w Instytucie Badawczym Mizuho. „Jeśli jest używana do pewnych konkretnych celów, takich jak ograniczanie działań na rynku mieszkaniowym, może to prowadzić do innych problemów, takich jak nadmierne ożywienie gospodarcze”.

Jednak bezczynność niesie ze sobą inne ryzyko. Analiza przeprowadzona przez Bloomberg Economics pokazuje, że na rynkach mieszkaniowych pojawiają się już ostrzeżenia o bańkach w stylu 2008 r., które podsycają sygnały o nierównowadze finansowej i pogłębiających się nierównościach. W oparciu o kluczowe wskaźniki wykorzystywane w panelu Bloomberg Economics, który koncentruje się na krajach członkowskich Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, państwami z najbardziej zagrożonymi rynkami mieszkaniowymi na świecie są Nowa Zelandia, Kanada i Szwecja. Wielka Brytania i Stany Zjednoczone również znajdują się na szczycie rankingów ryzyka.

Ponieważ wiele gospodarek wciąż zmaga się z wirusem lub powolnym wzrostem akcji kredytowej, bankierzy centralni mogą szukać alternatyw dla podwyżek stóp procentowych. Jednak takie środki nie gwarantują powodzenia, ponieważ inne czynniki, takie jak nieodpowiednia podaż lub rządowa polityka podatkowa, są również ważnymi zmiennymi w przypadku rynku nieruchomości. I chociaż z banków centralnych wciąż płyną tanie pieniądze, takie środki prawdopodobnie będą miały trudności z ograniczeniem cen.

Innym scenariuszem jest to, że ceny mieszkań osiągną naturalny poziom. Na przykład ceny domów w Wielkiej Brytanii spadły po raz pierwszy od pięciu miesięcy w czerwcu, co oznacza, że ​​rynek nieruchomości mógł stracić impet, ponieważ ulga podatkowa miała wygasnąć. Nie widać tego jednak w Stanach Zjednoczonych, gdzie popyt na nieruchomości pozostaje silny pomimo rekordowo wysokich cen. Sprzedaż mieszkań wzrosła w maju we wszystkich regionach USA, przy czym największy wzrost odnotowały regiony północno-wschodnie i zachodnie. Choć bankom centralnym nie będzie łatwo poradzić sobie z boomem mieszkaniowym, to może nie być za późno, by odeprzeć kolejny kryzys. Popyt na własność w porównaniu z zakupami spekulacyjnymi pozostaje silnym motorem wzrostu. „Jeśli ceny domów rosną z powodu zmiany podaży w stosunku do popytu, która wywołała pandemia z powodu większej liczby prac zdalnych i osób chcących więcej przestrzeni, może to nie wywołać kryzysu w taki sam sposób, jak poprzednie boomy mieszkaniowe” – powiedział James Pomeroy ekonomisty HSBC Holdings Plc.