Na giełdzie paradoks, im gorzej, tym lepiej

Po słabszych niż oczekiwano danych z rynku pracy indeksy amerykańskich giełd zyskiwały w piątek na wartości.  Zamówienia w amerykańskim przemyśle spadły w kwietniu 2021 r. o 0,6 proc. w porównaniu z marcem, zdecydowanie mocniej niż oczekiwali ekonomiści, wynika z danych Departamentu Handlu. Rynek spodziewał się zniżki o 0,2 proc. wobec wzrostu o 1,4 proc. w marcu po korekcie z 1,1 proc. W kwietniu 2021 r. zamówienia na dobra trwałego użytku (liczone ogółem) w Stanach Zjednoczonych spadły o 1,3 proc. w ujęciu miesięcznym, wynika z finalnych danych Departamentu Handlu. Odczyt okazał się zgodny z medianą prognoz ekonomistów. W marcu zamówienia wzrosły o 1,3 proc.

Fed zamierza sprzedać skupowane do końca ub.r. obligacje korporacyjne. Reakcja rynku na ten komunikat była nieznaczna po stronie rentowności papierów firm. Skarbowych ruszyła przez krótki czas na północ. Zapowiadana sprzedaż ma ruszyć jeszcze tego lata, a Fed zamierza pozbyć się papierów korporacyjnych (i ETF’ów w nie inwestujących) przed końcem roku. Sama operacja ma być prowadzona delikatnie i z minimalnym wpływem na rynek. Reakcja rentowności była znikoma, co nie może dziwić wobec skali zapowiadanych transakcji. Fundusz nadzorowany przez Fed (bank rezerw nie mógł bezpośrednio kupować obligacji firm, stworzył więc wehikuł specjalnego przeznaczenia) skupił w ub.r. papiery korporacyjne za 12,7 mld dolarów. To kropla w porównaniu do operacji przeprowadzanych na papierach skarbowych, gdzie limit wydatków ustalono na 120 mld USD. Miesięcznie.

 

Dane z amerykańskiego rynku pracy rozczarowały rynek, mimo, że pokazały ożywienie. Oficjalne oczekiwania plasowały się nieco wyżej, te nieoficjalne cały czas oscylowały wokół miliona nowych miejsc pracy. Po raz kolejny złe dane są paliwem do wzrostów Wall Street. Tym samym traci dolar amerykański i zyskuje złoto. Interpretacja jest dość prosta. Gorsze dane zmniejszają ryzyko normalizacji polityki pieniężnej przez Fed, co działa pozytywnie na ryzykowne aktywa, a negatywnie na wartość nabywczą dolara amerykańskiego.

 

Koniec wakacji podatkowych dla korporacji?

Ministrowie finansów krajów G7 poparli propozycję USA, która wzywa korporacje na całym świecie do płacenia co najmniej 15 proc. podatku od zarobków. To może być przełom w opodatkowaniu takich firm jak Google, Facebook, Amazon oraz innych cyfrowych gigantów.  – Dzisiaj ministrowie finansów G-7, po latach dyskusji, osiągnęli historyczne porozumienie w sprawie zreformowania globalnego systemu podatkowego, aby dostosować go do globalnej ery cyfrowej – i, co najważniejsze, aby upewnić się, że jest to sprawiedliwe, aby właściwe firmy płaciły właściwy podatek we właściwych miejscach – ogłosił minister finansów Wielkiej Brytanii Rishi Sunak. Zgodnie z umową kraje G-7 poprą globalny minimalny podatek od osób prawnych w wysokości co najmniej 15 proc. Reformy dotkną największych firm na świecie z marżami na poziomie co najmniej 10 proc. – Zobowiązujemy się do osiągnięcia sprawiedliwego rozwiązania w zakresie alokacji praw do opodatkowania, przy czym kraje rynkowe przyznają prawa do opodatkowania co najmniej 20 proc. zysku przekraczającego 10 proc. marży dla największych i najbardziej dochodowych przedsiębiorstw międzynarodowych – oświadczyli ministrowie.  Do G7 zaliczane są Kanada, Francja, Niemcy, Włochy, Japonia, Wielka Brytania i USA. Kraje te w przyszłym tygodniu zwołają szczyt w Kornwalii.

Sekretarz Skarbu USA Janet Yellen oceniła ten ruch jako znaczący i bezprecedensowy.  – Ten globalny minimalny podatek zakończyłby wyścig do dna w opodatkowaniu przedsiębiorstw i zapewniłby sprawiedliwość klasie średniej i ludziom pracującym w USA i na całym świecie – napisała na Twitterze. Prezydent Joe Biden i jego administracja początkowo zasugerowali minimalną globalną stawkę podatkową w wysokości 21 proc., próbując zakończyć wyścig między różnymi krajami w przyciąganiu międzynarodowych przedsiębiorstw. Jednak po trudnych negocjacjach osiągnięto kompromis w sprawie ustalenia poprzeczki na 15 proc. Globalna umowa byłaby dobrą wiadomością dla krajów, które za wszelką cenę próbują odbudować swoje gospodarki po pandemicznym kryzysie. Nie będą musiały walczyć o przyciągnięcie inwestycji obietnicami podatkowymi.

Nie wiadomo jednak, jak ta kwestia zostanie oceniona w Unii Europejskiej, gdzie różne państwa członkowskie nakładają różne stawki podatku od osób prawnych i mogą w ten sposób przyciągnąć znane firmy. Na przykład stawka podatkowa w Irlandii wynosi 12,5 proc., podczas gdy we Francji może sięgać nawet 31 proc.  Najpotężniejsze gospodarki świata od jakiegoś czasu spierają się o opodatkowanie, w szczególności tzw. cyfrowych gigantów. Stany Zjednoczone za prezydentury Donalda Trumpa stanowczo sprzeciwiały się cyfrowym inicjatywom podatkowym w różnych krajach i groziły nałożeniem ceł handlowych.