Rynek pracy rozczarował  i …

Po fatalnym rozczarowaniu z amerykańskiego rynku pracy S&P500 oraz Dow Jones poprawiły rekordy wszech czasów. Była to czysta emanacja starej zasady, że im gorzej z gospodarką, tym lepiej dla rynku akcji. Jak w każdy pierwszy piątek miesiąca wydarzeniem dnia na rynkach finansowych była publikacja comiesięcznego raporty z amerykańskiego rynku pracy. Dane przedstawione przez Biuro Statystyki Pracy srodze rozczarowały. Ledwie 266 tys. nowych etatów to nieco ponad jedna czwarta tego, czego oczekiwali ekonomiści. Zmaterializowało się więc ryzyko, przed którym ostrzegaliśmy w czwartek: zasiłki w USA są tak hojne, że Amerykanom nie chce się wracać do pracy. Wall Street jednak z zadowoleniem przyjęła takie rozstrzygnięcie. Albowiem utrzymujący się stan niepełnego zatrudnienia stanowi idealny pretekst dla Rezerwy Federalnej, aby utrzymywać stopy procentowe na zerze i „drukować” setki miliardów dolarów w ramach QE. To właśnie brak „normalnej” alternatywy na rynku długu umożliwia podtrzymywanie bardzo wyśrubowanych wycen amerykańskich akcji. To stary schemat, który tak często obserwowaliśmy w latach 2010-18. To dlatego po bardzo rozczarowujących danych z realnej gospodarki, nowojorskie indeksy pobiły historyczne rekordy. Dow Jones poszedł w górę o 0,66 proc., finiszując z wynikiem 34 777,76 punktów. S&P500 zyskawszy 0,74 proc. ustanowił nowy rekord na poziomie 4 232,60 pkt. Nasdaq urósł najwięcej, zwyżkując 0,88 proc. jednak nie ustanowił nowego szczytu.

Utrzymywanie niemal zerowych stóp procentowych sprzyja wycenom tzw. spółek wzrostowych – w tym także modnych spółek technologicznych. Odnotujmy przy tym, że rynek długu nie zareagował przesadnie negatywnie. Rentowność 10-letnich obligacji rządu USA pozostała praktycznie bez zmian na poziomie 1,58 proc. – Jeden odczyt nie zmienia trendu, ale zdejmuje trochę presji z przegrzewającej się gospodarki oraz oddala ryzyko inflacji dramatycznie wyższej. A to zmniejsza presję na Fed, aby przedwcześnie rozmawiać o ograniczeniu QE – tak sytuację skomentował Larry Adam, główny zarządzający w Raymond James. Ekonomiści głównego nurtu wciąż wierzą, że nie jest możliwa wysoka inflacja bez „przegrzanego” rynku pracy. Wszyscy już dążyli zapomnieć o dekadzie lat 70-tych, gdy niskiemu wzrostowi gospodarczemu i rosnącemu bezrobociu towarzyszyła bardzo wysoka, momentami przekraczająca 10 proc. inflacja cenowa.

 

Burzliwy weekend dogecoina

Spadki i wzrosty cen łączono z wystąpieniami Elona Muska. W teorii zdecentralizowany dogecoin kręci się w ostatnim czasie głównie wokół jednej osoby. 8 maja Elon Musk wystąpił w popularnym programie „Saturday Night Live”. Wśród licznych wątków poruszonych przez założyciela Tesli znalazł się również dogecoin. – Nie mogę się doczekać na mój prezent na Dzień Matki. – Mam nadzieję, że to nie dogecoin – powiedziała obecna w programie matka Muska. – Tak, to dogecoin – odpowiedział główny bohater wieczoru.

Dogecoin „wystąpił” także w innej scence, w której Musk odgrywał rolę specjalisty do spraw finansów. Towarzyszący mu aktorzy wciąż zadawali jedno pytanie – czym właściwie jest dogecoin? – Kryptowaluty to rodzaj cyfrowego pieniądza, który nie jest kontrolowany przez władze centralne, lecz jest zdecentralizowany dzięki wykorzystaniu technologii blockchain. W ostatnim czasie rosną ceny kryptowalut takich jak bitcoin, ethereum czy – przede wszystkim – dogecoin – powiedział Musk. Entuzjastom kryptowalut z pewnością spodobał się fragment, w którym sceniczny partner Muska wyciągnął papierowego dolara. Zapytany o to, jak ma się kryptowaluta do fizycznego pieniądza, miliarder oświadczył, że dogecoin jest „tak samo realny”. – Dogecoin to przyszłość walut. To niepowstrzymany wehikuł finansowy, który przejmie kontrolę nad światem – dodał Musk. Puenta kryptowalutowej scenki mogła spodobać się sympatykom wirtualnych walut nieco mniej. „Czyli dogecoin to szwindel?” – zapytytano Muska. „Tak” – oświadczył miliarder.

Przed sobotnim programem notowania dogecoina zdecydowanie rosły. Szczyt przypadł właśnie 8 maja – jeden dogecoin kosztował wówczas 0,74 USD. Oznaczało to zwyżkę o 23 proc. względem piątku, gdy ukazał się nasz artykuł „Dogecoin święci triumfy. Mem warty miliardy dolarów”. Jak to z kryptowalutami bywa, karta szybko się odwróciła. Po emisji programu z Elonem Muskiem dogecoin spadł poniżej 0,5 USD czyli o 32 proc. od szczytu. Z odsieczą kryptowalucie przyszedł jednak nie kto inny jak sam założyciel Tesli. – W przyszłym roku SpaceX wystrzeli na księżyc satelitę Doge-1. To pierwsza misja opłacona w Doge, pierwsza kryptowaluta w kosmosie i pierwszy mem w kosmosie. Na Księżyc! – napisał Musk na Twitterze w nocy z niedzieli na poniedziałek czasu polskiego. „Dogefather”, jak sam o sobie mawia Musk, pomógł wyhamować spadki. W poniedziałek nad ranem jeden dogecoin kosztuje 0,53 USD. To nadal o 28 proc. mniej od szczytu, jednak powody do zmartwień mają głównie ci, którzy niedawno zaangażowali swój kapitał w tę kryptowalutę. Dla porównania bowiem jeszcze tydzień temu dogecoin kosztował 0,4 USD, zaś miesiąc temu było to 0,06 USD. Od początku roku dogecoin wciąż może pochwalić się astronomicznym wzrostem o 11 320 proc.