Polacy biedakami Europy

Pod względem “bogactwa narodowego” lokujemy się pod koniec drugiej dziesiątki w Europie. Lepiej od Polski wypada m.in. kilka krajów naszego regionu. Pierwsza trójka najbardziej zamożnych społeczeństw w Europie to Irlandczycy, Austriacy oraz Duńczycy (którym po piętach depczą Holendrzy). Na piątym miejscu plasują się Niemcy, a po nich Belgowie, Finowie, Szwedzi i Brytyjczycy. Pierwszą dziesiątkę zamykają Francuzi. Polska pod względem zamożności plasuje się na 19. miejscu w Europie i wcale nie wypada najlepiej na tle państw regionu. Zamożniejsi od nas są Czesi (13. miejsce), Litwini (16.), Estończycy (17.) i Słowacy (18.). Tuż za nami plasują się Węgrzy, a stawkę zamykają Rumuni i Bułgarzy (24. i 25. miejsce; ranking nie uwzględnia Cypru, Luksemburga i Malty).  To wyniki, do których doszedł think tank Warsaw Enterprise Institute na podstawie stworzonego przez siebie Wskaźnika Bogactwa Narodów. WBN będzie dziś oficjalnie prezentowany po raz pierwszy. WEI policzył wskaźnik również dla danych za 2015 r. Okazuje się, że w ciągu pięciu lat nasz kraj zyskał w europejskiej stawce trzy oczka.

Nasze miejsce wynika z dwóch rzeczy. Po pierwsze Polacy (jako obywatele) nie są bardzo bogaci. Po drugie Polska (jako kraj), nawet jeśli sporo wydaje na finansowanie różnych obszarów, to nie zawsze nakłady te dają odpowiednią stopę zwrotu. Przykładem jest szkolnictwo wyższe. Przeznaczamy na nie więcej niż Czesi (jesteśmy krajem z większym budżetem), ale jesteśmy w tyle, jeśli idzie o efekty (ich uniwersytety są w podobnej lidze, co nasze). Duńczycy i Austriacy za podobne kwoty osiągają o wiele lepsze efekty pod postacią miejsc uczelni w rankingach międzynarodowych.

Sztuka nowoczesna – sztuką dla inwestorów

Memy – jak wszyscy wiemy – cieszą się ogromną popularnością. Przeciętny internauta widzi w nich śmieszne obrazki ironicznie odnoszące się do różnych aspektów życia – od żartów z celebrytów po komentowanie sytuacji politycznych. Okazuje się jednak, że można na nich zarobić ogromne pieniądze.  Zoë Roth, obecnie studentka ostatniego roku studiów w Karolinie Północnej, planuje przeznaczyć dochód z tegorocznej aukcji NFT na spłatę kredytów studenckich i datki na cele charytatywne. Jej prawdziwe imię i nazwisko może nie być znane szerszej publiczności, ale ci, którzy regularnie surfują po instagramowych kontach z memami, doskonale wiedzą, kim jest “disaster girl”.  Roth sprzedała oryginalną kopię swojego słynnego zdjęcia-mema jako niewymienialny token, czyli NFT, za 180 Ethereum, co stanowi wartość ok. 1,9 mln złotych.

To jednak nie pierwszy przypadek mema, który został sprzedany w formie NFT za tak ogromne pieniądze. W rzeczywistości, zanim niewymienialne tokeny przedarły się do głównego nurtu, były obiektami pożądania wśród krytpowalutowych magnatów, którzy często z nadmiaru bitcoinów na koncie nie wiedzieli już, co robić ze swoją fortuną.  Pierwszym artystą cyfrowym, który spieniężył mem, jest Chris Torres. Twórca ukochanego przez internet Nyana Cat pikselowego kota, zostawiającego za sobą tęczową smugę, sprzedał swojego pupila w formie NFT za ponad 2 mln złotych.

Rynek praw własności do sztuki cyfrowej znany jako NFT eksploduje. Wszystkie tokeny, w tym dopiero co sprzedany mem „Disaster Girl”, są oznaczone unikalnym fragmentem kodu cyfrowego potwierdzającym autentyczność pierwszej wersji dzieła – nawet jeśli jest ono memem, do którego dostęp ma każdy internauta na całym świecie. Trzeba jednak zaznaczyć, że obrazki i grafiki, które widzimy na ekranach swoich smartfonów lub laptopów, są jedynie kopią zdjęcia. Te oryginalne sprzedawane w formie NFT są przechowywane w łańcuchu bloków, rozproszonym systemie księgi, który stanowi podstawę Bitcoina i innych kryptowalut. I choć na pierwszy rzut oka mogą wydawać się jedynie kolorowymi obrazkami możliwymi do pobrania z internetu, w rzeczywistości są dziełami grafików, którzy jeszcze do niedawna nie mieli jak spieniężać swojej cyfrowej sztuki.  NFT, jako narzędzie do certyfikowania prac, rozwiązuje ten problem, a artyści tworzący na digitalowym płótnie w końcu mogą bez problemu sprzedawać swoje dzieła. Co więcej, z każdą kolejną zmianą właściciela dostają na swoje konto 10 proc. wartości transakcji. Takie rozwiązanie jest możliwe dzięki specjalnym platformom, na których wystawiane są prace konkretnych twórców. Tak więc zarabiają oni na swoich pracach, nawet gdy przestaną być ich właścicielami.