Pomimo bardzo solidnych wyników kwartalnych przedstawionych przez wielkie spółki technologiczne piątkowa sesja na Wall Street przyniosła umiarkowane spadki giełdowych indeksów. Rynek bardzo ostro zareagował na rezultaty przedstawione przez Twittera. Rynek znów pokazał, jak bardzo potrafi być przewrotny. Akcje Apple’a przeceniono w piątek o 1,5 proc., mimo że spółka zaprezentowała rewelacyjne wyniki za I kwartał: przychody wzrosły o 54 proc., a zysk na akcję o 40 proc. przebił rynkowy konsensus. Apple zapowiedział na ten rok skup akcji własnych za 90 mld dolarów. Także zyski osiągnięte przez Alphabet zmiażdżyły oczekiwania analityków, a mimo to akcje właściciela Google’a potaniały o 1,6 proc. Ponad kreską nie utrzymały się nawet notowania walorów Amazona, który także zaraportował fantastyczne wyniki finansowe, przekraczając oczekiwania rynkowych analityków o 66 proc. Słaba postawa technologicznych gigantów określanych akronimem FAANG skutkowała spadkami nowojorskich indeksów, które dzień wcześniej już kolejny raz w tym roku poprawiły historyczne rekordy. W piątek Dow Jones stracił 0,54 proc., schodząc poniżej 34 000 punktów. S&P500 poszedł w dół o 0,72 proc., kończąc tydzień na wysokości 4 181,23 pkt. Nasdaq po spadku o 0,85 proc., osiągnął wartość 13 962,68 pkt.

Istne „cuda” działy się też na froncie makroekonomicznym. Za sprawą wypłaty zasiłków z pakietu stymulacyjnego prezydenta Bidena dochody Amerykanów w marcu były aż o 21,1 proc. wyższe niż w lutym (gdy spadły o 7 proc. mdm). Rekordowe 34 proc. dochodów amerykańskich gospodarstw domowych pochodziło od rządu, co rzecz jasna jest z jednej strony zjawiskiem jednorazowym, lecz z drugiej pokazuje postęp socjalizmu w Stanach Zjednoczonych. To właśnie potężna stymulacja fiskalna (czyli wydawanie pożyczonych pieniędzy) stoi za niewidzianym od 30 lat boomem w gospodarce USA.

Przejawem tego ostatniego był kwietniowy odczyt koniunktury w regionie Chicago. Lokalny wskaźnik PMI poszybował na wysokość 72,1 punktów . Po raz ostatni taka wartość tego wskaźnika obserwowano za rządów Ronalda Reagana, w grudniu 1983 roku. To sygnał, że amerykański sektor wytwórczy nie nadąża z zaspokojeniem popytu zgłaszanego przez konsumentów, którym rząd federalny wręcz wpycha pieniądze do kieszeni.

Udanego dnia nie mieli za to akcjonariusze Twittera, którego wartość rynkowa spadła o 15 proc. W ten sposób rynek zareagował na prognozy zarządu spółki dotyczące przychodów na bieżący kwartał. Twitter boryka się też ze zwalniającym tempem przyrostu użytkowników. Do tej pory wyniki za I kwartał opublikowały 303 spółki tworzących indeks S&P500. Aż 87 proc. przebiła oczekiwania analityków, a łączny wzrost EPS-u (tj. zysku na akcję) dla indeksu S&P500 przewiduje się na 46 proc.

 

Holding Berkshire Hathaway, którego akcjonariuszem i prezesem jest Warren Buffett, od dłuższego czasu inwestuje w mobilne domy. Buffett to osoba, której raczej nie trzeba szerzej przedstawiać. Podobna sytuacja dotyczy również holdingu inwestycyjnego Berkshire Hathaway, który pod względem kapitalizacji zajmuje aktualnie dziesiąte miejsce na świecie. Warto bliżej przyjrzeć się temu tematowi, który jest związany z ważnym zjawiskiem społecznym. Mowa o trudnych warunkach mieszkaniowych niezamożnych osób w USA. W Stanach Zjednoczonych mniej więcej co dwudziesta osoba żyje w mobilnym domu. Tym zbiorczym pojęciem bywają określane nie tylko przyczepy kempingowe. Warto również pamiętać o domach kontenerowych oraz tanich domach prefabrykowanych. Niektóre domy kontenerowe zachowały jeszcze możliwość dość łatwego przewozu, podczas gdy tanie domy prefabrykowane cechują się szybkim czasem budowy wynoszącym kilka dni. Nowe modele domów mobilnych wyglądają o wiele lepiej i są bardziej wygodne niż te sprzed 30-40 lat. Nie zmienia to jednak faktu, że w USA nadal postrzega się je jako substandard mieszkaniowy. Innym problemem pozostaje energochłonność części wspomnianych domów oraz ich niższy poziom bezpieczeństwa, który daje znać o sobie np. podczas tornad.

Mieszkańcy domów mobilnych z USA niekoniecznie są osobami najbiedniejszymi. W tej grupie liczącej około 17 milionów osób znajdziemy również emerytów, nauczycieli albo pracowników umysłowych niższego szczebla, którzy ze względu na posiadanie jakiejkolwiek zdolności kredytowej postanowili znaleźć kompromisowe rozwiązanie między najmem i drogim tradycyjnym domem. Niemniej jednak zamieszkanie w osiedlach domów mobilnych (tzw. trailer parks) jest dość stygmatyzujące i stanowi raczej przykrą konieczność, a nie wybór. Chodzi przede zwłaszcza o te osiedla, gdzie domy są już stare i zaniedbane. Firmy Buffetta razem z mobilnymi domami oferują cały pakiet usług (np. wyposażeniowych, ubezpieczeniowych oraz kredytowych) świadczonych przez inne przedsiębiorstwa należące do holdingu Berkshire Hathaway. To właśnie kredyty na mobilne domy wzbudzają szczególne kontrowersje w Stanach Zjednoczonych. Wątpliwości odnośnie działalności kredytowej spółek powiązanych z Berkshire Hathaway były na tyle duże, że polityki kredytodawców publicznie bronił sam Warren Buffett. Oskarżenia związane z wysokim oprocentowaniem kredytów na mobilne domy (sięgającym nawet 15 proc. w 2013 r.) można częściowo odeprzeć argumentami dotyczącymi większego ryzyka kredytowego. Sytuacja wygląda inaczej w przypadku oskarżeń o nieetyczną sprzedaż wspomnianych kredytów przez doradców. Ze specyfiką mobilnych domów jest związana jeszcze jedna kwestia, o której boleśnie przekonali się kredytobiorcy. Mianowicie takie domy szybko tracą na wartości, co utrudnia refinansowanie kredytu. Amerykańskie media przytaczają przykłady osób, które kupiły używany mobilny dom, płacąc 60-70 tysięcy dolarów, a pięć lat później mogły go sprzedać np. za mniej więcej 50-60 proc. początkowej ceny (mimo braku spadkowego trendu na całym rynku domów).

Doniesienia z USA sugerują, że wizja drogiego kredytu i szybkiej utraty wartości lokum nadal nie odstrasza osób, którym marzą się tanie cztery kąty. W minionym roku za przeciętny, nowy dom mobilny z USA trzeba było zapłacić około 90 tysięcy dolarów. Ta cena nie uwzględnia kosztu małej działki, która jest własna lub dzierżawiona od właściciela trailer parku. Typowy właściciel mobilnego domu z dochodem na poziomie 50-60 proc. krajowej średniej nie ma jednak dużego wyboru, bo przeciętna cena tradycyjnego amerykańskiego domu w 2020 r. zbliżyła się już do rekordowych 350 tysięcy dolarów.