Amerykanie znów się zadłużają

W lutym Amerykanie powrócili do swojego sportu narodowego – czyli zadłużania się na konsumpcję. W ujęciu nominalnym poziom zadłużenia z tego tytułu powrócił do poziomu z lutego 2020 roku – ostatniego “przedcovidowego” miesiąca w USA. Zadłużenie z tytułu kredytów konsumpcyjnych w lutym zwiększyło się o 27,6 mld dolarów – poinformowała Rezerwa Federalna. To drugi największy przyrost od 10 lat i trzeci największy wzrost w historii tych statystyk. To także przyrost przeszło 5-krotnie większy od mediany prognoz ekonomistów. Lockdown z wiosny 2020 roku sprawił, że amerykański konsument zaliczył trzymiesięczny oddłużeniowy „odwyk”, redukując swoje zobowiązania łącznie o 91 mld dolarów. Lecz od maja długi gospodarstw domowych w Stanach Zjednoczonych znów rosły i po lutym powróciły do stanu sprzed 12 miesięcy – czyli poziomu 4,2 bln dolarów (1 bilion to tysiąc miliardów czyli milion milionów). A mówimy tu tylko o długach konsumpcyjnych, a więc bez uwzględnienia zadłużenia hipotecznego.

Blisko jedną czwartą tego zadłużenia stanowi debet na kartach kredytowych. Za resztę odpowiadają przede wszystkim długi z tytułu kredytów studenckich (ponad 1,7 bln USD na koniec 2020 roku) oraz pożyczek na zakup samochodu (1,2 bln USD). Ale w lutym po trzech miesiącach spadku mocno wzrósł kredyt odnawialny, czyli w warunkach amerykańskich przede wszystkim zadłużenie z tytułu kart kredytowych.

Optymiści powiedzą, że powrót do modelu zadłużania się na konsumpcję świadczy o powrocie wiary w lepszą przyszłość wśród Amerykanów. Skoro znów wydają oni pieniądze, których jeszcze nie zarobili, to przecież znak, że mają zaufanie do stanu swoich finansów i koniunktury na rynku pracy.  No i że napędzana tanim kredytem konsumpcja pociągnie za sobą wzrost produkcji, zatrudnienia i dochodu rozporządzalnego.

Sceptyk powie raczej, że Stany Zjednoczone postanowiły „zadrukować” kolejną recesję i że jedynym rozwiązaniem proponowanym w Ameryce jest pompowanie jeszcze więcej kredytu do i tak nadmiernie zadłużonej gospodarki, co w przyszłości doprowadzi do kolejnego kryzysu. Jednak póki co głos należy do optymistów. A skutkami uporczywego życia ponad stan Amerykanie będą się przejmować „później”.

 

Jak handlować nieistniejącym mięsem

Największy amerykański koncern mięsny stracił 200 mln dolarów przez ranczera, który sprzedawał mu nieistniejące bydło aby pokrywać straty z nieudanych transakcji na rynku kontraktów terminowych. Sprawa wyszła na jaw w związku z upadkiem Easterday Ranches z Pasco w stanie Waszyngton. Tyson Fresh Meats, spółka zależna koncernu Tyson Foods, przekazywała gospodarstwu miliony dolarów na zakup i hodowlę bydła, które następnie trafiało do jej rzeźni. Współpraca trwała od 2010 roku, jednak pięć lat temu Easterday zaczęło wystawiać koncernowi faktury za nieistniejące bydło, ustalił Departament Sprawiedliwości. Właściciel gospodarstwa, 49-letni obecnie Cody Easterday, wydawał uzyskane w ten sposób pieniądze na grę na rynku kontraktów terminowych na bydło i kukurydzę. Nie miał jednak szczęścia, bo przez dekadę każdy rok kończył stratą, którą w ostatnich latach pokrywał z kolejnych faktur za nieistniejące bydło, ustaliła amerykańska Komisja Handlu Kontraktami Towarowymi (CFTC). Łącznie ranczer stracił ponad 200 mln USD.