Nasdaq pikuje

Środowa sesja na Wall Street przyniosła mocną przecenę akcji technologicznych gigantów, w efekcie czego Nasdaq zanurkował o prawie 3 proc. Lepiej radziły sobie spółki typowo cykliczne, które mogą skorzystać na oczekiwanej przez inwestorów reflacji. Indeks Nasdaq Composite spadł w środę o 2,7 proc., schodząc poniżej 13 000 punktów i w ten sposób wyrównując minima lutowej korekty. To już trzeci silny spadek tego indeksu w ciągu ostatniego tygodnia. Za spadki na Nasdaqu odpowiadały zniżkujące notowania „generałów” obecnej hossy, czyli spółek FANG+. Walory Apple’a przeceniono o 2,5 proc., Amazona o 2,9 proc., Alphabetu o 2,6 proc., a Microsoftu o 2,7 proc. Na Wall Street mówi się, że to trwający od listopada proces wielkiej rotacji – czyli relokowania kapitału z modnych i wysoko wycenianych „pandemicznych” spółek technologicznych w stronę bardziej tradycyjnych i niżej wycenianych branż. I to było widać w strukturze Dow Jonesa, gdzie akcje American Express i Boeinga zyskały po przeszło 2 proc. Drożały też papiery spółek przemysłowych (3M), naftowych (Exxon, Chevron) oraz banków (JP Morgan Chase). Czyli przedstawicieli tych branż, które mają skorzystać na wielkim pakiecie fiskalnym, wyższej inflacji i wyższych rynkowych długoterminowych stopach procentowych. – Dziś mamy doskonały przykład wielkiego tematu, jaki obserwujemy od kilku miesięcy. Postęp szczepień przebiega sprawnie a stan gospodarki ulega poprawie. A to wysyła w górę rentowności i oczekiwania na wyższe stopy procentowe, co uderza w spółki wzrostowe – komentował jeden z analityków cytowanych przez agencję Reuters.

Na rynku długu doszło do dalszej przeceny obligacji skarbowych. Rentowność 10-letnich Treasuries podniosłą się o ponad 5 pb., do 1,47 proc. Pod koniec lutego przekroczenie poziomu 1,50 proc. zaniepokoiło inwestorów z rynku akcji i wywołało spadki na Wall Street. Akurat w środe dane napływające z gospodarki USA nie zachwyciły. Wskaźnik ISM mierzący koniunkturę w sektorze usług nieoczekiwanie spadł w lutym do 55,3 pkt.  z 58,7 pkt. w styczniu i oczekiwań na poziomie 58,7 pkt. Taki wynik sygnalizuje spowolnienie ożywienia w sektorze usługowym. Mizernie wypadł też raport ADP, według którego w lutym sektor prywatny utworzył tylko 117 tys. nowych etatów. Ekonomiści spodziewali się odczytu na poziomie +177 tys.

Amerykański indeks technologiczny Nasdaq przechodził podczas środowej sesji handlowej kolejną korektę, która spowodowała pokonanie istotniejszego wsparcia. Benchmark spada do dwumiesięcznego minimum, podczas gdy w dalszym ciągu rentowności obligacji amerykańskich rosną. Benchmarkowa rentowność wspomnianych obligacji zbliżyła się do 1,5 proc., przy czym papiery dłużne wyceniały pięcioletnie oczekiwania inflacyjne na najwyższym poziomie od 2008 roku.  W ostatnich dniach zdecydowanie można powiedzieć, że rynek amerykański przechodzi nerwowy okres. Z jednej strony inwestorzy ani myślą pozostawiać indeks samopas i widać zaangażowanie w najbardziej popularne spółki technologiczne, takie jak Facebook, Amazon czy Apple, z drugiej zaś nerwowość przede wszystkim wywołuje rynek obligacji skarbowych Stanów Zjednoczonych. Ten cały czas znajduje się w tendencji wzrostowej, zbliżając się do poziomu rentowności 1,5 procent.  Wczorajsza sesja spowodowała zatem, że amerykański indeks technologiczny – Nasdaq spada do dwumiesięcznego minimum. W przypadku indeksu SP500 widoczność presji spadkowej jest wyraźnie mniejsza, co przekłada się na dopiero drugą sesję spadkową tego rynku pod rząd.

Analitycy z Wall Street zwracają jednak uwagę na zależność indeksów z obligacjami, jak na przykład dyrektor ds. badań nad zarządzaniem majątkiem w D.A. Davidson, który mówi, że “zmienność indeksów nieco wzrosła, mieliśmy większe wzrosty i spadki niż w ostatnich tygodniach.” Dodaje przy tym również, że podmiot wciąż skupia się na analizie rosnących stóp procentowych i na tym, jak to wpływa na wyceny w niektórych sektorach. Przy okazji również co może mieć w ostatnim czasie wpływ na główne indeksy to fakt, że wzrost w amerykańskich firmach usługowych spowolnił do dziewięciomiesięcznego minimum, kiedy zimowa pogoda ogarnęła większość kraju i ograniczyła aktywność. Tymczasem liczba zatrudnionych w amerykańskich firmach wzrosła mniej niż oczekiwano, co podkreśla, że rynek pracy walczy o powrót do równowagi, pomimo spadku liczby infekcji wirusem Covid-19 w ostatnich tygodniach.

 

S&P ma świetlaną przyszłość

Jak wynika z badania przeprowadzonego przez firmę analityczną Truist Wealth, notowania indeksu S&P 500 w ciągu ostatniego roku są nadal jednoznaczne. Analitycy podmiotu uważają, że po roku, odkąd na świat rozlał się wirus COVID-19 rynki mają się dobrze – a dalsze wyjście z zastojów gospodarczych może tylko napędzić rynki światowe. W skrócie, hossa na S&P 500 dopiero się rozpoczęła i nigdzie się nie wybiera. Według analityków Truist Wealth, firmy doradczej ds. aktywów, nie więcej niż rok od obecnego momentu rynek znajdował się już w okresie odbicia. Mimo nadal trwającej pandemii, istnieje według nich wiele przesłanek do tego, iż indeks S&P 500 ma miejsce na dalszy wzrost.  Średnia hossa na indeksie S&P 500 od 1957 r., kiedy to po raz pierwszy wprowadzono ten benchmark, przyniosła wzrost cen o 179%, a okres dobrej koniunktury trwał średnio 5,8 roku, co w porównaniu z dzisiejszą stopą zwrotu z benchmarku wynoszącą 76 proc. w ciągu niecałego roku jest bardzo dobrym wynikiem. Amerykańskie akcje zaczęły się osuwać około 12 miesięcy temu, po tym jak pandemia koronawirusa po raz pierwszy zaczęła paraliżować wiele gałęzi gospodarki światowej, co stanowiło trudny okres, po którym główne amerykańskie benchmarki akcji osiągnęły nowe minima pod koniec marca. Poniżej z kolei widać, jak wykres amerykańskiego giganta walczył od marca zeszłego roku o utrzymanie jak najwyższych poziomów – i jak radził sobie mimo nadal trwającej jeszcze pandemii.

Jak dzisiejszy wzrost w środowisku niskich stóp procentowych ma się do lat 50-tych? Analitycy Truist mają również wykres pokazujący, że S&P 500 i 10-letnie stopy zwrotu z obligacji skarbowych rosły zgodnie w latach 50-tych.  Analitycy zwracają również uwagę na fakt, iż i tym razem urzędnicy Rezerwy Federalnej również wielokrotnie przekonywali, że nie będą zaostrzać warunków monetarnych, utrzymując stopy procentowe na poziomie bliskim zeru, a program skupu obligacji o wartości 120 miliardów dolarów miesięcznie będzie otwarty do czasu, aż gospodarka w pełni otrząśnie się z pandemii. Według nich będzie to jeden z wielu powód, dla którego rynki mogą nadal utrzymywać się na bardzo wysokich poziomach. Dodają oni na końcu, że prawdopodobnie inwestorzy, którym zależy na rentowności obligacji, z zadowoleniem przyjęli pośpiech, z jakim w tym tygodniu firmy o wysokim ratingu zaciągały pożyczki, w obliczu perspektyw wyższych kosztów kredytowania.