Amerykański inwestor szybko otrząsnął się po spadkach z końcówki lutego. Bez wyraźnego powodu S&P500 w pierwszą sesję marca odnotował najsilniejszy wzrost od czerwca 2020. Za to raport ISM wskazał na ekstremalnie silną presję inflacyjną w sektorze wytwórczym. Jeszcze w piątek mogło się wydawać, że Wall Street wreszcie dojrzała do korekty swych wzrostowych ekscesów z ostatnich kilku miesięcy. Nie bez racji podnoszono argument, że ekstremalnie wysoko wyceniane amerykańskie akcje stają się coraz bardziej ryzykowną opcją w obliczu szybko rosnących rentowności obligacji skarbowych USA. W poniedziałek nic się w tej materii nie zmieniło. Wyceny spółek z indeksu S&P500 w relacji zarówno do historycznych jak i oczekiwanych zysków bujają w obłokach na poziomach z czasów bańki internetowej z przełomu wieków. A rentowność 10-letnich obligacji rządu USA nadal sięga niemal 1,5 proc. i pozostaje blisko najwyższych poziomów od roku. Niemniej jednak werdykt rynku był jednoznaczny i brzmiał: w górę! S&P500 zyskawszy 2,38 proc. osiągnął wysokość 3 901,82 punktów i zaliczył najsilniejszy dzienny wzrost od czerwca. Nasdaq zwyżkował o 3 prpc., docierając do 13 588,83 pkt. Dow Jones urósł o niespełna 2 proc., powracając powyżej 31 000 punktów.

Do kupowania akcji mogła zachęcić informacja o tym, że blisko dwubilionowy pakiet fiskalny niewielką większością głosów przeszedł przez Izbę Reprezentantów. Jeszcze trudniej będzie go przepchnąć przez Senat, w którym głosy Demokratów i Republikanów rozkładają się po równo, ale remisy rozstrzyga wiceprezydent Harris. Tyle że plan pożyczenia i wydania 1,9 biliona dolarów został przez rynek zdyskontowany już w dwóch poprzednich miesiącach. Z nowych informacji najważniejszy był raport na temat aktywności w amerykańskim przemyśle. Wskaźnik ISM pozytywnie zaskoczył, rosnąc z 58,7 pkt. w styczniu do 60,8 pkt. w lutym (wobec oczekiwanych 58,8 pkt.) i tym samym osiągając najwyższą wartość od 2,5 roku. Warto przede wszystkim zwrócić uwagę na subindeks cen, który osiągnął wartość 86 punktów, sygnalizując ekstremalnie szybki wzrost cen producentów. Po raz ostatni tak wysokie odczyty tego subindeksu odnotowano latem 2008 roku, gdy na rynkach surowcowych trwał boom, a cena baryłki ropy Brent zbliżała się do 150 USD. To dość jasny sygnał, że w perspektywie najbliższych kilku miesięcy możemy spodziewać się mocnego wzrostu inflacji cenowej i to nie tylko w USA.

 

Przyczyn wczorajszego ożywienia nastrojów należy upatrywać w uspokojeniu sytuacji na rynku długu i dopuszczeniu do użytku jednodawkowej szczepionki J&J; w USA, co przybliża perspektywę otwierania się tamtejszej gospodarki. Euforię ostudził dziś nieco chiński regulator, który ostrzegł przez możliwym pompowaniem baniek na rynku zagranicznych aktywów i z tego powodu w trakcie sesji azjatyckiej przeważała czerwień na rynkach. Patrząc jednak na otwarcie handlu na Starym Kontynencie, to niemiecki Dax pozostaje w okolicach 14000 pkt. Zestawiając jednak ze sobą ostrzeżenia chińskiego regulatora z poprawą procesu szczepień, waga argumentów przemawia na korzyść byczo nastawionych uczestników rynku. Za takim scenariuszem przemawia również postępująca poprawa koniunktury gospodarczej widoczna we wczorajszych wskaźnikach PMI oraz ISM. W przypadku tego ostatniego wzrósł on do 60.8 pkt. z 58.7 pkt. w styczniu, co odzwierciedla umacniające się momentum w USA. Z negatywnych informacji mogących ciążyć inwestorom należy jeszcze zwrócić uwagę na pierwszy od blisko 2 miesięcy wzrost ilości nowych przypadków Covid-19 na świecie w ubiegłym tygodniu, co obrazuje zagrożenia związane z trzecią falą i konsekwencjami poluzowania restrykcji.