Na parkietach najciekawiej na rynku długów

Po powrocie z wydłużonego weekendu Amerykanie zaserwowali nam ostatnio klasyczną sesję. Padły nowe rekordy, ale główne indeksy nie odnotowały istotnych zmian. W poniedziałek nowojorskie giełdy miały wolne z okazji Dnia Prezydenta. Po tym wydłużonym weekendzie rynkowa narracja nie uległa zmianie. Na rynku dominuje przekonanie, że zarówno gospodarka jak i pandemia Covid-19 zmierzają zasadniczo w dobrym kierunku. A dodatkowy pakiet wydatków fiskalnych opiewający na 1,9 biliona dolarów dodatkowo nakręci popyt, inflację i nominalne zyski giełdowych spółek. Ta narracja od listopada pcha w górę nowojorskie indeksy, mimo że wyceny spółek bazujące zarówno na historycznych jak i na oczekiwanych przez analityków zyskach spółek osiągnęły poziomy niewidziane od czasów bańki internetowej. Handel reflacyjny (czyli zakład o wyższą inflację w przyszłości) to obecnie jedyna gra w mieście. Widać to zwłaszcza na amerykańskim rynku długu. Wtorek przyniósł silny wzrost rentowności (czyli spadek cen) obligacji rządu USA. Dochodowość papierów 10-letnich wzrosła o przeszło 10 pb., po raz pierwszy od blisko roku przekraczając poziom 1,30 proc. To oczywiście wciąż bardzo niewiele, ale zarazem już przeszło dwa razy więcej niż we wrześniu. To jasny sygnał, że inwestorzy oczekują wyższej inflacji w perspektywie kolejnych kilku lat.

W krótkim okresie to może i dobry sygnał dla rynku akcji, ponieważ potwierdza wiarę w nadejście inflacyjnej fazy ożywienia gospodarczego. Jednakże na dłuższą metę mamy do czynienia z powoli kiełkującą alternatywą dla skrajnie wysoko wycenianych amerykańskich akcji. Taniejące obligacje skarbowe (co sygnalizuje wzrost rentowności) w końcu zaczną kusić kapitał, który do tej pory nie miał prawie żadnej alternatywy. Jeszcze trochę takiego wzrostu rentowności i zacznie ją mieć. Jednakże póki co Wall Street zajęta jest biciem rekordów. We wtorek S&P500 ustanowił nowe śródsesyjne maksimum wszech czasów  (na poziomie 3 950,30 pkt.), ale na koniec dnia znalazł się 0,06 proc. poniżej linii piątkowego zamknięcia. Podobny scenariusz odegrał Nasdaq, który po ustanowieniu nowego szczytu na zamknięciu odnotował stratę 0,34 proc. Nowy rekord padł także łupem Dow Jonesa, który jako jedyny z tej trójki finiszował na zielono, zyskując 0,20 proc.

Kontrakty w Stanach Zjednoczonych wciąż zachowują się tak, jakby doskwierająca światu pandemia zupełnie nie istniała. Amerykański indeks S&P 500 obecnie znajduje się powyżej 76 procent od marcowych dołków, a wyniki spółek notowanych na Wall Street już osiagnęły rezultaty lepsze niż z początku paniki wywołanej przez Covid-19.  Odbicie rzędu 76 procent już od dołka z marca w przypadku S&P 500 oznacza, że rynek wzrósł o ponad 3/4 swojej wartości podczas gdy wiele europejskich indeksów nadal znajduje przed najistotniejszymi zakresami oporów. Według analityków Goldman Sachs, zyski na akcję spółek z indeksu S&P 500 w IV kw. obecnego roku co prawda istotnie wzrosły, jednak nadal jest to zaledwie 2 procent w ujęciu rocznym. Oznacza to, że wzrosty budowane są pod dalsze nadzieje, że spółki będą radzić sobie coraz to lepiej mimo nadal panującej pandemii.  Warto przypomnieć, że większość obecnego ruchu budowana była na stale rosnącej liczbie zachorowalności na COVID-19, liczba ta dopiero niedawno spadła do poziomu pięciocyfrowego. Analitycy banku Goldman Sachs podnieśli tymczasem prognozę zysku na akcję dla spółek z S&P 500 na 2021 rok o kolejne 2 proc. do 181 dolarów, co napędzać może nadal apetyt na ryzyko inwestorów. Dodatkowo jeszcze, nie można zapominać, iż bodźce fiskalne mogą być kolejnym katalizatorem dla amerykańskich akcji. Nadal walczy się o stymulacje rynków mimo, iż dodruki finansowe płyną praktycznie nieprzerwanym strumieniem na rynki. Pytanie jakie warto obecnie zadać to czy rynki nie popadają już w stan obłędu – czy jest to racjonalne zachowanie, w którym to nie ma o co się dalej martwić.

Wall Street to kasyno?

Po ostatnich wydarzeniach jakie miały miejsce na Wall Street, Stacey Cunningham – Prezes Nowojorskiej Giełdy Papierów Wartościowych (NYSE) – w jednym z wywiadów stwierdziła, że giełdy nie powinno się porównywać z kasynem. Ile jest w tym prawdy?  Po atakach inwestorów indywidualnych na akcje GameStop i AMC Entertainment bądź w zeszłym tygodniu na producentów marihuany, niektórzy twierdzą, że obecna giełda działa w sposób podobny do kasyna. Tak było m.in. w przypadku senator Elizabeth Warren, demokratki z Massachusetts. W wywiadzie z Axios, który został wyemitowany na HBO, Stacey Cunningham, Prezes Nowojorskiej Giełdy Papierów Wartościowych odrzuciła to porównanie. – Rynki nie są kasynem. Są one bardzo dobrze uregulowane i nadzorowane. Prowadzimy rynek, który daje inwestorom możliwość wejścia, inwestowania w firmy, w które wierzą. Każdy inwestor ma takie same szanse na uczestnictwo w tworzeniu bogactwa – powiedziała Stacey Cunningham Należy zauważyć, że kasyna również są wysoce regulowane i nadzorowane, chociaż w przeciwieństwie do rynku akcji nie mamy możliwości otwierania długoterminowych pozycji, które mogłyby być budowane na przestrzeni dłuższego horyzontu czasowego (przykładem może być blackjack lub ruletka).

Badania akademickie sugerują jednak, że handel giełdowy i bardziej tradycyjny hazard mają ze sobą wiele wspólnego. Jedna z prac opublikowanych w styczniu bieżącego roku mówi, że na giełdach jest 3,5 razy więcej hazardu niż w bardziej tradycyjnych miejscach, takich jak kasyna i loterie. Praca autorstwa Alok Kumar z University of Miami, Houng Nguyen z University of Danang i Talis Putnins z University of Technology Sydney i Stockholm School of Economics – mówi, że Stany Zjednoczone i Hong Kong mają najwyższy na świecie poziom per capita tego, co nazywają hazardem giełdowym. Identyfikują tzw. akcje loteryjne, patrząc na wolumen podzielony przez kapitalizację rynkową i szukając wyjątkowo dużych odchyleń. Oczywiście to nie znaczy, że wszystkie inwestycje giełdowe są hazardem. Badacze twierdzą, że około 15 proc. wolumenu giełdowego w USA jest związane z hazardem, natomiast odsetek ten sięga 30 proc. na giełdach w Chinach i Tajlandii.