Na Wall Street rekord wszech czasów

Poniedziałkowa sesja przyniosła kolejne rekordy w wykonaniu nowojorskich indeksów. Nie brakuje jednak opinii, że rynek dojrzał do porządnej korekty. Jej źródeł można upatrywać w wydarzeniach zachodzących na amerykańskim rynku obligacji skarbowych. Rekordy, jak rekordy – przez ostatnie dni, tygodnie i miesiące jest to rzecz zwyczajna na nowojorskich giełdach papierów wartościowych. Szkoda też tracić czasu na analizę pretekstów, które doń doprowadziły. Jak zwykle jako koronne argumenty byków powielono oczekiwania na ożywienie gospodarcze, nowy pakiet wydatków fiskalnych oraz rachuby na znaczącą poprawę zysków giełdowych korporacji. Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy, że w poniedziałek Dow Jones zyskał 0,76 proc., a wiec ponad 230 punktów. I z wynikiem 31 385,76 punktów ustanowił nominalnie rekordowy kurs zamknięcia w swej blisko 125-letniej historii. Nowe szczyty wyznaczyły też S&P500 i Nasdaq Composite. Ten pierwszy zyskał 0,74 proc., finiszując z wynikiem 3 915,59 pkt. Jesteśmy więc coraz bliżej psychologicznej – i kilka lat temu wydawało się, że nieosiągalnej – granicy 4 000 punktów.  Nasdaq po zwyżce o 0,95 proc. zbliżył się do 14 000 punktów.

Informacją dnia były jednak rewelacje od Tesli, która w styczniu kupiła bitociny za 1,5 mld dolarów, co wywołało eksplozję entuzjazmy na rynku kryptowalut. Na Wall Street spekuluje się, która giełdowa spółka jako kolejna ogłosi inwestycję w bitcoina. Wymienia się tu przede wszystkim wielkie kalifornijskie firmy technologiczne, które nie bardzo wiedzą, co zrobić z ogromnymi ilościami generowanych dolarów. Przy całym tym rynkowym optymizmie niewiele mówi się o astronomicznych wycenach, jakie osiągnął amerykański rynek akcji. Indeks S&P500 wart jest już blisko 40-krotność przypadających nań zysków spółek za ostatnie cztery kwartały. Nawet wliczając w to oczekiwania istotnej poprawy wyników, c/z liczony na bazie prognoz na najbliższe cztery kwartały wynosi 22,4 i już o blisko 50% przekracza średnią z ostatnich 10 lat. Zresztą podobne przewartościowanie widać na prawie wszystkich klasycznych wskaźnikach finansowych.

Jedynym uzasadnieniem tak wysokich wycen amerykańskich akcji jest brak sensownej alternatywy, jaką przez poprzednie dekady były  obligacje skarbowe USA. Ale w 2020 roku rentowności tych papierów spadły do rekordowo niskich poziomów. To jednak powoli zaczyna się zmieniać. W poniedziałek dochodowość amerykańskich 10-latek po raz pierwszy od marca 2020 dotknęła 1,20 proc. To wciąż bardzo mało, lecz zarazem już przeszło dwukrotnie więcej niż w sierpniu. Obligacje 30-letnie płaciły dziś ponad 2 proc., czyli najwięcej od prawie roku. Rosnące (nawet jeśli wciąż bardzo niskie) rynkowe stopy procentowe w Ameryce mogą doprowadzić do ostrej korekty na rozgrzanym rynku akcji. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w lutym 2018 roku. Jeśli podobny schemat powtórzy się w ciągu najbliższych tygodni lub miesięcy, to chyba mało kto będzie tym zaskoczony.

 

Rekiny z Wall Street znów pochłonęły plankton

W piątek akcje spółki GameStop zamykały się na poziomie niespełna 64 dolarów (rekordowa wycena to ponad 480 dol.), wracając do poziomów, kiedy spekulacyjne szaleństwo rozpoczęte przez użytkowników Reddita dopiero się zaczynało. Lance Roberts, inwestor z RIA Advisors z 25-letnim doświadczeniem pisze, że GameStop bardzo szybko zmieniło się w GameOver, z ang. koniec gry, którą jak zakładało wielu wygrało Wall Street. Dynamiczne wzrosty spółki GameStop, o której jeszcze kilka tygodni mało kto słyszał, zakończyły się tak szybko jak się zaczęły, a notowania powracają do stabilnych poziomów z końcówki stycznia. Jak twierdzi Lance Roberts z Real Investment Advice PRO było to do przewidzenia.

Na WallStreet zwykło się mówić: „pigs get fat. Hogs het slaughtered” (Świnie tyją. Wieprze zostają ubite). W Polsce powiedzielibyśmy natomiast: “lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu”, odnosząc się do tego, że lepiej zadowolić się częścią posiadanych zysków niż być zbyt chciwym i stracić wszystko. Oczywiście nie wiemy, jak wyglądałaby cała sytuacja gdyby nie działania głównych platform inwestycyjnych, które uniemożliwiły swoim klientom zakup kolejnych akcji GameStop zasłaniając się ich bezpieczeństwem. Duże kontrowersje wzbudziło działanie między innymi platformy RobinHood, która w ostatnim roku biła rekordy popularności mając być alternatywą dla dużych domów maklerskich prowadzonych przez tradycyjną część Wall Street. Ta jednak jako jedna z pierwszych zablokowała swoim klientom wolność wyboru i uniemożliwiła im kupno akcji, dając tracącym na krótkich pozycjach funduszom większą elastyczność w poszukiwaniu na mocno wykupionym rynku wolnych do nabycia akcji.

Oczywiście tematem GameStop szybko zainteresowali się regulatorzy, a nowa sekretarz skarbu Janet Yellen stwierdzała, że sprawa zostanie dokładnie przeanalizowana, aby w przyszłości uniknąć tego typu wydarzeń. Dochodzenie ma jednak dotyczyć aktywności grupy traderów detalicznych, którzy skrzyknęli się, aby sztucznie podnieść ceny akcji. Rozgrywające nielegalne „gołe” krótkie pozycje fundusze pozostaną natomiast pewnie bez winy. O ile w „shortach” (krótkie pozycje) nie ma nic złego i są w pełni legalne, to niezgodnym z prawem jest krótka sprzedaż akcji, których się nigdy nie pożyczyło lub nie miało takiego zamiaru. Są to tak zwane „naked shorts”, czyli „krótkie pozycje bez pokrycia”. Tak było w przypadku GameStop, gdzie shortowane było 140 proc. akcji spółki, system pozwalał bowiem na sprzedaż nielimitowanej liczby nieistniejących papierów wartościowych publicznie notowanego podmiotu. – Wall Street przymyka oko na swoje duże fundusze hedgingowe, które rutynowo uczestniczą w tych nielegalnych transakcjach ze względu na wysokie opłaty, jakie od nich pobierają. Instytucje te aktywnie ułatwiają niszczenie wartości dla akcjonariuszy w zamian za krótkoterminowe zyski w postaci opłat transakcyjnych. To Wall Street, a nie inwestorzy detaliczni, stanowi problem i jest współwinna pomocy funduszom hedgingowym w tworzeniu fałszywych akcji – twierdzi Roberts. Przedstawiciel Real Investment Advice PRO jest zdania, że Fed i skarb państwa żyją tak naprawdę na garnuszku generującego ogromne zyski Wall Street, dlatego nie ma co liczyć, że system zostanie naprawiony.  – Biorąc pod uwagę, że organy regulacyjne Wall Street, w tym Rezerwa Federalna i Skarb Państwa, są w rzeczywistości własnością Wall Street, istnieje niewielka zachęta do “naprawiania” systemu. O wiele łatwiej jest ukarać inwestora detalicznego za granie w tę samą grę i nazwać to zwycięstwem, aby przypodobać się mediom – podsumowuje doświadczony inwestor.