Technologiczny gigant znany jest z handlu elektronicznego, ale to przetwarzanie w chmurze jest jego klejnotem w koronie. Andy Jassy, ​​szef Amazon Web Services, jest właściwą osobą do przejęcia sterów – pisze w felietonie dla Bloomberga Tae Kim. Zyski Amazon.com Inc. zostały opublikowane 2. lutego ˗ w Dzień Świstaka. To w pewnym sensie odpowiedni moment, ponieważ gigant e-commerce zaliczył, podobnie jak bohater w filmie ze wspomnianym świętem w nazwie, w ten sam dzień powtarza się w kółko, kolejny spektakularny występ po długiej serii takich samych. Tyle, że ten dzień nie przypominał żadnego innego z historii firmy. Na tym samym oddechu, na którym Amazon ogłosił swoje najnowsze kwartalne wyniki, poinformował także, że jego założyciel Jeff Bezos ustąpi ze stanowiska dyrektora generalnego jeszcze w tym roku. Jego następcą zostanie Andy Jassy, obecnie szef Amazon Web Services, potężnej organizacji zajmującej się przetwarzaniem w chmurze. Ta doniosła zmiana sygnalizuje znaczenie usług w chmurze dla przyszłości firmy. Nastąpiła w chwili, gdy firma osiągnęła swoje najbardziej imponujące wyniki finansowe. Amazon odnotował w czwartym kwartale skorygowany zysk na akcję w wysokości 14,09 dol., co stanowi prawie dwukrotność prognoz Wall Street na poziomie 7,34 dol., wraz z rekordowymi przychodami w wysokości 125,6 mld dol., czyli o 44 proc. wyższymi niż rok wcześniej. To był pierwszy raz, kiedy Amazon osiągnął kwartalne przychody przekraczające 100 miliardów dolarów ˗ Bezos (57-latek) był dumny.  Na szczęście dla akcjonariuszy Amazona Bezos planuje pozostać w firmie i będzie pełnił funkcję prezesa wykonawczego.  Zmiana przywództwa następuje w roku, w którym Amazon stanie przed kolejnymi wyzwaniami. Jeśli życie wróci do normy w wyniku szerokiej dystrybucji szczepionek, wiele czynników, które pomogły działalności firmy ˗ od przejścia na handel elektroniczny po rosnące zapotrzebowanie na sieciowe usługi dla pracy zdalnej ˗ może stać się dla niej przeszkodami. Technologiczny gigant jest również poddawany antymonopolowym kontrolom pod kątem prowadzonych praktyk biznesowych ze strony organów regulacyjnych z całego świata.

 

Run na srebrne monety

Mennica Stanów Zjednoczonych (US Mint) ogłosiła we wtorek, że nie jest w stanie sprostać ogromnemu popytowi na srebrne monety bulionowe. To efekt działań internetowego tłumu namawiającego do podbicia cen białego metalu. Tylko przez pierwsze dwa dni lutego US Mint sprzedała przeszło 1,5 miliona jednouncjowych srebrnych monet bulionowych. W styczniu sprzedaż wyniosła 4,775 mln uncji. Dla porównania, w lutym 2020 sprzedano 650 tys. srebrnych bulionówek. Najnowszy skok popytu na srebro wiązany jest z „naganianiem” na biały metal na forach internetowych i w mediach społecznościowych. Choć akurat popularna redditowa grupa dyskusyjna WallStreetBets jednoznacznie odcięła się od inicjatywy wywołania „ataku na srebro”, to pomysł zaczął żyć własnym życiem i już w trakcie weekendu doprowadził do wykupienia srebrnych monet u amerykańskich dilerów. – W ciągu ostatniego tygodnia odnotowaliśmy dramatyczną zmianę popytu na srebro od naszych klientów. Przykładowo, na początku tygodnia liczba dziennie sprzedawanych uncji była dwa razy większa niż wcześniej, a pod koniec tygodnia była już bliżej czterokrotności przeciętnego zapotrzebowania. Gdy w piątek zamknięto rynki, zaobserwowaliśmy popyt sześć razy większy niż w zawyły dzień roboczy i 12-krotnie większy niż w normalny dzień weekendu – napisał prezes  firmy Apmex, dużego amerykańskiego dilera metali szlachetnych.

Popyt zgłaszany przez nowych klientów był tak silny, że Apmex musiał wstrzymać internetową sprzedaż srebra. W środę firma nadal informowałam, że z powodu „zwiększonego napływu zamówień” opóźnienie w realizacji dostaw może wynieść ok. 3-5 dni. W górę wystrzeliły też marże detaliczne. Popularne srebrne bulionówki w USA kosztują obecnie ok. 40 dolarów za uncję, podczas gdy notowania kontraktów terminowych na biały metal wynosiły 26,80 USD za uncję. Mamy więc do czynienia z powtórką sytuacji z jesieni 2008 roku czy z wiosny 2020, gdy wzmożone zainteresowanie metalami szlachetnymi ze strony inwestorów detalicznych doprowadziło do pojawienia się braków i dilerów, co skutkowało oderwaniem się cen złotych i srebrnych monet od notowań z rynku giełdowego. Póki co problemem nie jest dostępność fizycznego srebra jako takiego. Rzecz w tym, że brakuje małych monet inwestycyjnych i ich ceny oderwały się od tego, co widzimy w giełdowych notowaniach.