Piątkowa sesja na nowojorskie giełdach przyniosła kolejny już w tym roku rekord Nasdaqa. Ale S&P500 i Dow Jones zakończyły dzień pod kreską. Temu drugiemu ciążyła aż10-procentowa przecena IBM-a. To nie była specjalnie pasjonująca sesja. Amerykanie zaczęli dzień nieznacznie pod kreską, ale przez cały dzień główne indeksy usiłowały odrabiać początkowe straty. Udało się to tylko Nasdaqowi, który zdołał zyskać 0,09 proc. i zameldować się z nowym rekordem wszech czasów.  Ale już S&P500 stracił 0,30 proc. po tym, jak dzień wcześniej ustanowił historyczny rekord. Dow Jones zaliczył drugą spadkową sesję z rzędu i po utracie 0,57 proc. ześlizgnął się poniżej 31 000 punktów. Dow Jonesowi zaszkodziły przede wszystkim przecenione o blisko 10 proc. akcje IBM-a. Informatyczny gigant wciąż boryka się z fundamentalnymi problemami – w 2020 był dla niego siódmym z rzędu rokiem spadku skorygowanego zysku netto, a przychody spadły po raz ósmy w ciągu ostatnich 9 lat.  Analitycy liczyli, że IBM przerwie passę malejących przychodów, a tak się nie stało.

Po publikacji wyników kwartalnych o przeszło 9 proc. potaniały też akcje Intela. Stało się tak pomimo faktu, że zarówno zysk na akcję jak i przychody okazały się wyraźnie wyższe od mediany prognoz analityków. Wyższe od rynkowego konsensusu były tez prognozy Intela na bieżący kwartał. Kolejną sesję słabo wypadły akcje banków i koncernów naftowych, co do których inwestorzy wiele sobie obiecywali w 2021 roku. Tymczasem krzywa rentowności w USA pozostaje mocno spłaszczona, a ceny ropy naftowej w piątek spadły o prawie 2 proc. po nieoczekiwanym wzroście zapasów surowca w USA. – Rynek mówi ci, że jego przekonanie do spółek cyklicznych obecnie zanika – skwitował Andrew Mies, główny zarządzający z 6 Meridien, cytowany przez agencję Reuters. To wszystko dzieje się w otoczeniu skrajnie wysokich wycen. W relacji do przychodów czy zysków akcje amerykańskich spółek są wyceniane najwyżej od czasów bańki internetowej z końca XX wieku.

Warto też dodać, że bardzo pozytywnie zaskoczyły amerykańskie wskaźniki PMI, co kontrastowało z wynikami nadchodzącymi z Europy. „Przemysłowy” PMI dla Stanów Zjednoczonych wzrósł w styczniu do 59,1 pkt. z 57,1 pkt. w grudniu i oczekiwanego spadku do 56,5 pkt. Analogiczny wskaźnik dla sektora usług podniósł się z 54,8 pkt. do 57,5 pkt., choć ekonomiści typowali jego spadek do 53,6 pkt. Zatem zamiast oczekiwanego schłodzenia koniunktury w największej gospodarce świata, PMI pokazały na przyspieszenie tempa wzrostu aktywności ekonomicznej i to w sytuacji nasilonej pandemii Covid-19.

Między pandemią a planem Bidena

Ostrożny optymizm stara się przeważać na rynkach. Powody pozostają wciąż te same – inwestorzy pokładają duże nadzieje w planach fiskalnych prezydenta USA Bidena, co z pomocą ultra-luźnej polityki Fed zapewni idealne warunki do umocnienia ryzykownych aktywów. Tło jest wszystkim znane, choć brakuje konkretnego impulsu, by wyrwać rynki do mocniejszego ruchu. W rozkręceniu rajdu nie pomaga też fakt, że generalny optymizm jest zakłócany przez okresowe ryzyka związane z rozwojem wirusa i kłopotami z dystrybucją szczepionek. Podtrzymywanie oczekiwań, że za pół roku wszystko będzie wyglądać lepiej to jedno, ale nie da się całkowicie zagłuszyć obaw, że w międzyczasie lockdowny nie pogłębią recesji tak bardzo, że późniejsze odbicie będzie rozwleczone na dłuższy okres. Szum informacyjny wokół pandemii jest głośny, jednak patrząc ponad chwytliwe nagłówki jest nadzieja, że pozytywny scenariusz dla globalnej gospodarki pozostaje bazowym. Pandemia nie uderza już w sektor przemysłowy, czego dowodzą ostatnie silne odczyty PMI dla tego sektora z Europy i USA. Także w USA fiskalny bodziec jest kwestią czasu niż szansą zależną od międzypartyjnego porozumienia. W weekend media donosiły, że Demokraci są gotowi forsować wydatki w trybie rekoncyliacyjnym, do czego potrzeba tylko 51 głosów w Senacie zamiast tradycyjnych 60. Nie wszystko z proponowanych przez Bidena 1,9 bln dolarów da się uchwalić w tym trybie, ale determinacja Demokratów pokazuje, że polityczne gierki (tj. opóźnianie legislacji, by obwiniać za to Republikanów) schodzą na dalszy plan.

 

ChRL liderem inwestycyjnym

W 2020 r. Chiny przegoniły USA i stały się największym odbiorcą bezpośrednich inwestycji zagranicznych (BIZ) na świecie – wynika z szacunków Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju (UNCTAD). W obliczu pandemii koronawirusa napływ BIZ do Stanów Zjednoczonych spadł niemal o połowę, do 134 mld dol., czyli najniższego poziomu od 15 lat. Wieloletniego lidera rankingu przegoniły Chiny – w Państwie Środka ulokowano w tej formie inwestycji 163 mld dol., o 4 proc. więcej niż w 2019 r. – wskazuje UNCTAD. BIZ są specyficzną formą inwestycji, polegającą na objęciu udziałów w istniejącym przedsiębiorstwie bądź założeniu nowego podmiotu gospodarczego przez zagranicznego inwestora. Zgodnie z międzynarodowymi standardami wyznaczonymi przez MFW przyjmuje się, że inwestycja jest uznawana za bezpośrednią, jeśli udział inwestora wyniesie przynajmniej 10 proc.

Fakt, że pogłębia się deficyt USA na rachunku bieżącym, a w przypadku Chin rośnie analogiczna nadwyżka, oznacza jednak, że to do Stanów Zjednoczonych napływa więcej inwestycji, tyle że innego typu, np. portfelowych – nabywcy na całym świecie kupują mnóstwo amerykańskich obligacji i akcji. Poza tym lata sporych napływów BIZ powodują, że pod względem stanu zobowiązań z tego tytułu USA nadal dominują nad Państwem Środka – na koniec 2019 r. było to prawie 4 razy więcej (7,6 bln dol. vs 2,1 bln dol.). W tym lub przyszłym roku, gdy Wuj Sam upora się z pandemią, sytuacja zapewne wróci do normy i Stany Zjednoczone powrócą na fotel lidera rankingu.

W skali całego globu BIZ spadły o 42 proc., do 859 mld dol. To najniższy wynik od 2004 r. i o 30 proc. mniej niż w 2009 r., gdy światem trząsł globalny kryzys finansowy. Najmocniej spadki odczuły gospodarki rozwinięte, gdzie napływ BIZ skurczył się aż o 69 proc. Mowa tu nie tylko o USA, ale przede wszystkim Europie. W jej przypadku napływ BIZ był ujemny i wyniósł -4 mld dol. wobec +344 mld dol. rok wcześniej. Jak to możliwe? Dane to uwzględniają dezinwestycje, czyli wycofywanie kapitału przez inwestorów, np. formie pożyczek wewnątrz korporacyjnych czy zbywania udziałów w firmach. I tak w Holandii napływ BIZ wyniósł -150 mld dol., a w Szwajcarii: -88 mld dol. W  Unii Europejskiej był dodatni i sięgnął 110 mld dol. wobec 373 mld dol. w 2019 r.