Dow Jones i S&P 500 osiągały w środę rekordowe poziomy, gdy inwestorzy gromadzili akcje spółek finansowych i przemysłowych, zakładając, że potencjalne zwycięstwo obu kandydatów Demokratów w wyborach do Senatu w Georgii doprowadzi do wzrostu stymulacji fiskalnej i wydatków na infrastrukturę. Dynamiczna tendencja wzrostowa w przypadku S&P 500 odwróciła się po wtargnięciu do Kapitolu zwolenników Donalda Trumpa i zablokowaniu obrad Kongresu, który miał zatwierdzić wybór Joe Bidena na prezydenta.

Inwestorom z Wall Street prawie udało się odwrócić losy sesji, która z góry jawiła się jako spadkowa. Mimo wszystko niewielka skala przeceny akcji za Atlantykiem względem sytuacji w Europie raz jeszcze pokazała, w jak głębokim poważaniu Amerykanie mają resztę świata i jej problemy. W Europie mieliśmy do czynienia z paniką, przypominającą wydarzenia z marca. A to za sprawą medialno-politycznego rozgłosu, jakiego nabrały weekendowe doniesienia z Wielkiej Brytanii. Kilkanaście dni temu w Londynie i okolicach odkryto nową mutację wirusa SARS-CoV-2, na co władze brytyjskie w sobotę zareagowały zaostrzeniem i tak już bardzo restrykcyjnego lockdownu. Mimo że nie ma żadnych dowodów, aby nowa wersja chińskiego koronawirusa była groźniejsza od poprzednich (nowy wariant ma być o 70 proc. bardziej zakaźny), to rządy krajów europejskich z dnia na dzień odcięły dostęp do Wielkiej Brytanii. Wstrzymywany jest ruch lotniczy oraz połączenia promowe. Sytuacja na Wyspach musi być naprawdę nieciekawa, skoro sam premier Johnson musiał przekonywać rodaków, że nie muszą robić zakupów na zapas, bo krajowi nie grozi powtórka blokady morskiej. Tym razem blokującym jest Francja, która wstrzymała ruch przez kanał La Manche. Trudno się dziwić, że w takim otoczeniu główne kontynentalne europejskie indeksy giełdowe spadły po 2-3 proc. Co ciekawe, mocniejszy był FTSE100, który stracił 1,7 proc.

W warunkach nawrotu covidowych lęków wydawało się, że także Amerykanie przystąpią do sprzedawania akcji. W południe czasu polskiego kontrakty na indeks S&P500 zniżkowały już o blisko 3 proc. Jednakże tuż po rozpoczęciu sesji na rynku kasowym rozpoczęło się odrabianie strat. I było ono prawie udane. S&P500 zredukował straty do zaledwie -0,39 proc., finiszując tuż poniżej linii 3 700 punktów. Nasdaq odnotował utratę kosmetycznych 0,10 proc. A Dow Jones nawet zdołał wyjść nad kreskę, rosnąc o 0,12 proc. i osiągając wartość 30 216,45 pkt. Amerykanie – jak to mają w zwyczaju – niespecjalnie przejmowali się kłopotami Europy. Za Atlantykiem roztrząsano za to szczegóły nowego bodźca fiskalnego, polegającego na pożyczeniu i wydaniu przez rząd federalny ok. 900 mld dolarów. Ustawa ta uzgodniona przez obie partie w niedzielę ma zostać przegłosowana w poniedziałek. Drugi tzw. pakiet stymulacyjny jest znacznie mniejszy niż pierwszy (kosztujący ok. 3 biliony dolarów) i zawiera przede wszystkim bezpośredni zastrzyk finansowy dla gospodarstw domowych w USA. Każdy dorosły i każde dziecko na utrzymaniu mają otrzymać po 600 dolarów (wiosną było to 1200 USD na osobę dorosłą i po 500 USD na dziecko) – podatnicy zapłacą za to 166 mld dolarów. Prawie dwa razy tyle ma trafić do małego biznesu w ramach rekompensat za lockdown. 120 mld dolarów będą kosztować dopłaty (300 USD/tygodniowo, wypłacane do połowy marca) do zasiłków dla bezrobotnych. Resztę pochłoną szkoły (82 mld USD), szczepionki (69 mld USD), dotacje dla transportu (45 mld USD, w tym 15 mld USD dla linii lotniczych) i inne wydatki, w tym dopłaty do najmu nieruchomości (25 mld USD). Łącznie to prawie bilion dolarów nowego długu publicznego.

New York Stock Exchange (NYSE) zdecydowała jednak o wycofaniu z giełdy trzech chińskich spółek telekomunikacyjnych. Miała o tym przesądzić rozmowa z sekretarzem skarbu Stevem Mnuchinem, informuje Reutes. 31 grudnia NYSE ogłosiła zamiar wycofania z giełdy China Mobile, China Telecom i China Unicom Hong Kong w związku z ogłoszonym w listopadzie przez prezydenta Donalda Trumpa dekretem zakazującym Amerykanom inwestycji w chińskie spółki giełdowe powiązane z armią tego kraju. Niespodziewanie w poniedziałek NYSE wycofała się z tej decyzji, tłumacząc to konsultacjami z regulatorami. Ostatecznie nowojorska giełda jeszcze raz dokonała zmiany decyzji po tym jak sekretarz skarbu Steve Mnuchin powiedział szefowej NYSE Stacey Cunningham, że chińskie telekomy powinny zostać wycofane z rynku.

Stratedzy Citigroup uznali, że akcje amerykańskich spółek są już drogie i obniżyli ich rekomendację do „neutralnie”. Uważają, że lepsze zwroty można osiągnąć w tym roku inwestując w akcje spółek brytyjskich oraz z rynków wschodzących. Stratedzy amerykańskiego banku podwyższyli rekomendację dla akcji z rynków wschodzących do „przeważaj”. Oczekują wzrostu globalnego rynku akcji w 2021 roku o 2 proc.