Wyceny amerykańskich akcji przekroczyły rekord z roku 1929, po którym nastąpił pamiętny krach i Wielki Kryzys. Sytuacja na Wall Street pod względem wycen zaczyna przypominać to, co działo się pod koniec XX wieku.

Podczas czwartkowej sesji S&P500 i Nasdaq ustanowiły nowe rekordy wszech czasów, ale tylko ten drugi zdołał zakończyć dzień ponad kreską. Dow Jones zyskał 0,29 proc., ale nadal pozostał poniżej 30 000 punktów. S&P500 spadł o skromne 0,06 proc., finiszując z wynikiem 3 666,72 pkt. Nasdaq po zwyżce o 0,23 proc. wyznaczył nowy rekordowy kurs zamknięcia na poziomie 12 377,87 pkt. Nie o same nominalne rekordy tu jednak idzie. Rzecz w tym, że rynek znacznie wyprzedza faktycznie osiągnięte zyski spółek. Mimo tegorocznej zapaści korporacyjnych zysków S&P500 od początku 2020 roku zyskał 13,7 proc., a Nasdaq Composite urósł aż o 38,2 proc.

W rezultacie niektóre wyceny wskaźnikowe przewyższyły poziomy z roku 1929, osiągnięte podczas bańki spekulacyjnej w trakcie „szalonych” lat dwudziestych. Tak przynajmniej wynika z obliczeń analityków Deutsche Banku, którzy odwołują się to wskaźnika CAPE. To zmodyfikowany przez profesora Roberta J. Shillera wskaźnik c/z uwzględniający skorygowane o inflację zyski spółek z ostatnich 10 lat. CAPE dla indeksu S&P500 obecnie wynosi 33,4. To więcej niż w szczycie hossy z lat 20-tych poprzedniego stulecia. Wyższe wyceny spółek notowano tylko pod koniec XX wieku podczas szaleństwa bańki internetowej. To także wartość z grubsza dwukrotnie wyższa od historycznej średniej.

Przykładów spekulacyjnych „balonów” nie trzeba daleko szukać. Akcje Tesli w czwartek podrożały o ponad 4 proc., do 592 dolarów. Od początku 2020 roku kapitalizacja spółki Elona Muska wzrosła o 609 proc. Niewielka firma motoryzacyjna wyceniana jest obecnie na 540 mld dolarów mimo że przez ostatnie cztery kwartały wypracowała raptem ćwierć miliarda dolarów zysku netto. Trudno znaleźć lepszy przykład wyceny kompletnie oderwanej od realiów. Im głębiej kopiemy, tym jest gorzej. Spółki-zombie (czyli przedsiębiorstwa niepotrafiące wygenerować dostatecznie dużo gotówki, aby pokryć płatności odsetkowe) są już dla amatorów. Nową falę stanowią spółki-wampiry, których działalność jest nierentowna nawet na poziomie EBITDA (czyli zysku operacyjnego bez uwzględniania amortyzacji, podatków i odsetek). Według obliczeń Bloomberga już 47 spośród ok. 600 amerykańskim korporacji o ratingu nieinwestycyjnym (tzw. śmieciowym)  w III kw. wygenerowało ujemną EBITDA.  Ta absurdalna sytuacja nie miałaby miejsca, gdyby nie nadzwyczajne działania Rezerwy Federalnej, skupującej korporacyjne długi, utrzymującej zerowe stopy procentowe i „drukującej” pieniądze pod zakup obligacji skarbowych.