Dow Jones Industrial Average po raz pierwszy w swej 124-letniej historii przekroczył poziom 30 000 punktów.  Drugi dzień z rzędu taniało złoto, a ceny ropy naftowej mocno wzrosły. To sygnał, że inwestorzy przeszli w tryb „risk-on” licząc na antycovidową szczepionkę i fiskalne stymulanty od administracji prezydenta-elekta Joe Bidena. To był bardzo aktywny dzień na rynkach finansowych. Rynkach, które dość jednoznacznie przeszły w fazę podwyższonego apetytu na ryzyko. Najbardziej wyrazistym sygnałem było pokonanie przez indeks Dow Jonesa okrągłej bariery 30 000 punktów. Nowy nominalny rekord wszech czasów ustanowiony został w czasie ożywienia po najgłębszej zapaści gospodarczej w historii Stanów Zjednoczonych. Ożywienia w znacznej mierze wspieranym przez bezprecedensową ekspansję fiskalną rządu USA oraz monetarną ze strony Rezerwy Federalnej. – Jeśli rok 2020 ma nas czegoś nauczyć, to tego, że rynki akcji mają niesamowitą zdolność do przechodzenia do porządku dziennego nad złymi wiadomościami, jeśli na horyzoncie widać już słońce – nieco poetycko skomentował wtorkową sesję jeden z zarządzających cytowany przez Reutersa.

Nowy rekordowy kurs zamknięcia ustanowił też indeks S&P500, rosnąc we wtorek o 1,62 proc. i osiągając wartość 3 635,41 pkt. Dla porządku dodajmy, że śródesyjny rekord sprzed dwóch tygodni ustanowiony po informacji o szczepionce od Pfizera nie został dziś pobity. Podobnie zachował się Nasdaq Composite, który po zwyżce o 1,31 proc. wspiął się na wysokość 12 036,79 pkt. W obu przypadkach są to jednak poziomy o włos niższe od niedawnych szczytów. Najwyżej w historii znalazł się za to indeks małych spółek Russell 2000, który zamknął dzień na poziomie 1.850,30 pkt. – Inwestorzy nie zważają na czynniki potencjalnego ryzyka w najbliższej przyszłości i skupiają się wyłącznie na optymizmie dotyczącym szczepionek w połączeniu z pozytywnymi wydarzeniami politycznymi w USA – dodał Craig Erlam, starszy analityk rynkowy w OANDA.

Co takiego zdarzyło się, że inwestorzy zdecydowali się pchnąć w górę giełdowe indeksy? Po pierwsze, kolejne doniesienia z firm farmaceutycznym stwarzają przekonanie, że skuteczne i (ponoć) bezpieczne szczepionki na Covid-19 są tuż za rogiem i że jeszcze w grudniu rozpocznie się proces zaszczepiania populacji USA i UE. A to daje nadzieję, że władze zakończą niszczącą gospodarkę politykę lockdownów. Po drugie, powoli klaruje się sytuacja na froncie politycznym. Agencja GSA (General Services Administration) rozpoczęła proces przekazywania władzy nowej ekipie, mimo że sam Donald Trump wciąż kwestionuje uczciwość listopadowych wyborów. Wygląda też na to, że Republikanie obronią minimalną większość w Senacie, co pozwoli im blokować co bardziej szkodliwe pomysły lewego skrzydła Partii Demokratycznej.

A po ekipie Joe Bidena inwestorzy spodziewają się sporego pakietu wydatków fiskalnych „pobudzających” koniunkturę kosztem dalszej ekspansji długu publicznego. Takie przekonanie wspierają pogłoski o nominacji na sekretarza skarbu Janet Yellen, byłej szefowej Fedu słynącej z mocno “gołębich” poglądów na politykę fiskalną. To osoba znana i lubiona na Wall Street. Znikło więc ryzyko postawienia na czele Departamentu Skarbu kogoś z najmocniej socjalistycznej frakcji Demokratów. Warto też zwrócić uwagę na zjawisko wielkiej rotacji sektorowej. Inwestorzy powoli porzucają spółki, które najmocniej skorzystały na koronakryzysie. Stąd względna słabość Nasdaqa zdominowanego przez wielkie koncerny technologiczne spod szyldu FANGMAN. Wraca za to moda na stare, „brudne” i cykliczne biznesy. Najlepszym tego przykładem są drożejące akcje banków (kurs JP Morgan wzósł o 4,6 proc.), firm naftowych (Chevron: +5 proc.) czy Boeinga (+3,2 proc.).

 

Proces rotacji widać też na rynku surowcowym, gdzie notowania ropy naftowej poszły w górę o przeszło 4 proc., osiągając najwyższy poziom od 6 marca. Równocześnie drugi dzień z rzędu wyraźnie taniało złoto, tym razem przecenione o 1,6 proc., do 1805 dolarów za uncję. To najniższe dolarowe ceny żółtego metalu od czterech miesięcy. To także przejaw redukcji popytu na bezpieczne aktywa w obliczu oczekiwanego ożywienia gospodarczego w 2021 roku. W całej tej układance nie pasował tylko jeden element. Rentowności 10-letnich obligacji rządu USA ledwo drgnęły, pozostając na depresyjnym poziomie 0,8850 proc. Teoretycznie rynek antycypujący gospodarczy boom powinien spodziewać się także wyższej inflacji i wyższych stóp procentowych, co prowadziłoby do wzrostu rentowności Treasuries. Z jakiegoś powodu to się jednak nie dzieje, co budzi pewne wątpliwości. Zwłaszcza że znacznie większy i płynniejszy rynek długu jest postrzegany jako „starszy” i „mądrzejszy” brat nieco szalonego rynku akcji.