Końcówka środowej sesji na nowojorskich parkietach przyniosła umiarkowane spadki głównych indeksów. Ruch ten można rozpatrywać jako korektę szczepionkowej entuzjazmu z ostatnich dni. Przez większość środowej sesji handel na Wall Street przebiegła w pobliżu (lub nawet powyżej) poziomów z wtorkowego zamknięcia. Pod koniec dnia pojawiła się jednak większa podaż, spychając indeksy wyraźnie poniżej kreski. Ruch ten można rozpatrywać jako realizację zysków po tym, jak wieści o szczepionkach przeciwko Covid-19 wyniosły Dow Jonesa i S&P500 na rekordowo wysokie poziomy. W rezultacie Dow Jones spadł o 1,16 proc., schodząc do poziomu 29 437,2010 punktów. S&P500 poszedł w dół również o 1,16 proc., finiszując z wynikiem 3 567,76 pkt. Nasdaq zniżkował o 0,82 proc., do 11 801,60 pkt.

Środowe cofnięcie pojawiło się pomimo pozytywnych informacji z frontu medycznego. Pfizer poinformował, że po dodatkowych testach skuteczność jego kandydata na szczepionkę wzrosła z 90 do 95% proc. Partner Pfizera – niemiecka firma BioNTech poinformowała z kolei, że preparat ten może zostać dopuszczony do użytku w USA i w UE już w połowie grudnia. Równocześnie w krótkim terminie nawet skuteczna i niewywołująca poważnych efektów ubocznych szczepionka na Covid-19 niewiele zmienia. Stany Zjednoczone z rekordową liczbą hospitalizowanych z powodu koronawirusa wciąż grozi drugi lockdown, choć raczej nie aż tak drakoński jak w wielu krajach Europy. To ryzyko wciąż jednak wisi nad gospodarką i rynkiem akcji.

Z drugiej strony perspektywy zakończenia niszczącej polityki zamykania gospodarki w połączeniu z wręcz sensacyjnie dobrymi wynikami amerykańskich spółek w III kwartale wciąż dają nadzieję na naprawdę niezły rok 2021 na rynku akcji. Nawet jeśli te ostatnie wydają się obecnie mocno przewartościowane, to po prostu nie ma dla nich alternatywy przy zerowych lub prawie zerowych stopach procentowych praktycznie na całej długości krzywej rentowności. Wśród poszczególnych spółek początkowo pozytywnie wyróżniały się akcje Boeinga po tym, jak amerykański nadzór lotniczy dał zielone światło dla uziemionych od niemal dwóch lat modeli 737 MAX. Ostatecznie jednak akcje producenta samolotów przeceniono o ponad 3 proc.

W czwartek dolar odbija na szerokim rynku, co tłumaczy się gorszymi nastrojami na rynkach akcji. Pretekstem są pogarszające się statystyki dotyczące pandemii w Japonii (rekordowa liczba nowych przypadków w Tokio), ale i też trudna sytuacja w USA. Wczoraj wieczorem burmistrz Nowego Jorku podjął decyzję o zamknięciu szkół – nie jest ona dużym zaskoczeniem, ale na rynku uważa się, że może to pokazywać w jaką stronę będą zmierzać działania. Rosną obawy przed zwiększeniem restrykcji przez władze stanowe, zwłaszcza przed zaplanowanym na przyszły tydzień Świętem Dziękczynienia (zwyczajowo oznaczającym większą mobilność i kontakty społeczne). Inwestorzy zwrócili też uwagę na wypowiedź wiceprezesa FED (John Williams), który stwierdził, że brak spodziewanego wsparcia fiskalnego może negatywnie odbić się na amerykańskiej gospodarce w najbliższych miesiącach.

Koszty Covid-19 rosną przerażąco

Słabsze kursy walut, przerwy w łańcuchach dostaw, niższe dochody i nowe zwyczaje konsumentów przełożyły się na koszty utrzymania w okresie pandemii. Ceny spadły w Europie Wschodniej, za to najdroższe było życie po zachodniej stronie Starego Kontynentu – wynika z najnowszej edycji badania The Economist Intelligence Unit.  Żeby zmierzyć koszty życia na różnych kontynentach, autorzy raportu „Worldwide Cost of Living” (WCOL) porównali ceny 138 produktów i usług w 130 miastach według stanu na wrzesień br. W 30. edycji badania indeks wzrósł średnio o 0,3 pkt r/r, chociaż znacznie mocniej namieszał w wybranych krajach.

W globalnej czołówce najdroższych miast do życia cztery na dziesięć „należą” do Europy. Tylko w pierwszej trójce zmieściły się Paryż i Zurych, brązowy medal oddając Hongkongowi. Ponadto niechlubne miejsce w TOP10 zajęły też Genewa i Kopenhaga. W rankingu miast o najwyższych cenach figurują również Singapur, Tel Awiw, Osaka, Nowy Jork i Los Angeles. Mając na uwadze wszystkie 130 miast, analitycy EIU informują o wzroście cen w krajach Europy Zachodniej i spadkach w Amerykach oraz Europie Wschodniej.

Największy wzrost wartości indeksu (+10 pkt i awans o 27 „oczek” w górę, na 79. miejsce zestawienia) w tej edycji badania zanotował irański Teheran, a to przede wszystkim za sprawą obowiązujących w tym czasie sankcji ze strony Stanów Zjednoczonych, przekładających się na przerwy w łańcuchach dostaw. Następne w cząstkowym rankingu najbardziej drożejących miast – Amsterdam, Bruksela, Düsseldorf czy Rzym – notowały wzrosty indeksu na poziomie znacznie niższym, bo +4 pkt. Z kolei największe spadki cen w skali globalnej odnotowano w Brazylii. Zarówno w Sao Paulo, jak i Rio de Janeiro wartość indeksu w 2020 roku uszczupliła się o 11 punktów, głównie za sprawą słabej waluty oraz postępującej biedy społeczeństwa.

Do wzrostu cen najmocniej przyczyniła się (+3 pkt w indeksie) kategoria nazywana w raporcie „Rekreacją”, na którą składają się m.in. koszty zakupu czterodaniowego posiłku w restauracji, telewizora, papierowego wydania książki czy komputera osobistego. Ceny windował tu w górę przede wszystkim ten ostatni rodzaj wydatku – koszt zakupu sprzętu komputerowego na użytek domowy wzrósł w tej edycji badania średnio o 18,7 pkt. Przyczyna wzrostów miała swój początek w chińskim Wuhan, które z powodu wybuchu epidemii w dużej mierze tymczasowo zastopowało produkcję, a skąd wypuszcza się w świat istotną część elektroniki kupowanej na Zachodzie.

Wzrost cen odnotowano też w przypadku produktów tytoniowych i alkoholowych, usług indywidualnej opieki medycznej i pomocy domowej czy usługach transportowych. W rankingu mocno w dół (-1 pkt) odbiła kategoria odzieżowa, a to za sprawą i zamkniętych w wielu miastach sklepów czy galerii handlowych, i zmniejszonego popytu związanego z lockdownem oraz pracą zdalną.