Huawei zaledwie przez jeden kwartał pozostawał globalnym liderem sprzedaży smartfonów. W ostatnich miesiącach czołową pozycję odzyskał Samsung – wynika z danych IDC. W III kwartale do sprzedawców trafiło ponad 350 milionów smartfonów, zaledwie o 1,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego. To znacząca poprawa względem poprzedniego kwartału, gdy rynek skurczył się o przeszło 20 proc.

Analitycy IDC zwracają uwagę na wzrost popytu w krajach rozwijających się – Indiach, Brazylii, Indonezji czy Rosji, w przeciwieństwie do spadków w Chinach, Europie Zachodniej i USA. Eksperci podkreślają jednak, że na rynkach rozwiniętych zaostrza się rywalizacja na polu smarfonów z technologią 5G. “To jasne, że większość konsumentów będzie wybierać telefon z 5G, niezależnie od marki i ceny. Kampanie marketingowe się rozpędzają, trwają promocje, a produkt jest ogólnie dostępny” – mówi Ryan Reith z IDC.

Na razie na szczyt rankingu powrócił Samsung. Koreańczycy rozesłali do sprzedawców ponad 80 milionów urządzeń, niespełna 3 proc. więcej niż rok wcześniej i aż o ponad 44 proc. więcej niż w II kwartale. Ich udział w globalnym rynku sięgnął 22,7 proc. i był najwyższy od co najmniej roku. Tymczasem istotnie zmniejszyła się popularność smartfonów Huawei. Chiński gigant przekazał do sprzedaży niespełna 52 miliony urządzeń, o 22 proc. mniej niż przed rokiem i o 7 proc. mniej niż w poprzednim kwartale. Koncern z Shenzhen stracił nie tylko na rynkach zagranicznych, ale i w ojczyźnie – za Murem spadki sięgnęły 15 proc. rdr. Chińczykom niewątpliwie doskwierają amerykańskie sankcje, które odcięły w dużej mierze producenta od technologii “z USA”, choćby części czy oprogramowania.

Za Murem umacnia się natomiast konkurencja. Xiaomi zwiększył dostawy o 42 proc. w porównaniu do ubiegłego roku i z przeszło 13-proc. udziałem w globalnym rynku przegonił Apple’a. Firma Tima Cooka również skierowała do sprzedaży ponad 40 milionów urządzeń, ale w jej przypadku było to o ponad 10 proc. mniej niż rok wcześniej. Najwyżej wyceniana spółka notowana na Wall Street ma jednak przed sobą jaśniejszą przyszłość – popyt na kolejny nowy model iPhone’a zapewne znów napędzi sprzedaż.

Droga walka z koronowirusem

Ekonomista Patrick Artus podjął próbę oszacowania „ceny” życia ludzkiego w czasie epidemii koronawirusa w porównaniu ze stratami bogactwa narodowego, które powodują środki osłonowe, mające to życie chronić. Z jego obliczeń wynika, że na jednego ocalonego państwo wydało 6 mln euro. Artus założył, że dwumiesięczny lockdown na wiosnę spowodował spadek aktywności gospodarczej we Francji o 10 proc. Długoterminowe szkody dla gospodarki wycenił na 2,5 proc. PKB.

Na podstawie danych epidemiologów ekonomista oszacował liczbę ocalonych istnień ludzkich na około 20 tys. miesięcznie. Jeden proc. PKB to 24 mld euro, zatem 5 proc. PKB utraconego w czasie jednego miesiąca wiosennej kwarantanny podzielony przez 20 tys. uratowanych istnień ludzkich, oznacza 6 mln euro na każdego potencjalnie ocalonego dzięki wprowadzeniu lockdownu na wiosnę.

Artus, dyrektor badań w banku Natixis, prowadzi obliczenia dalekie od „politycznej poprawności” na temat „ceny życia” – skomentował szacunki ekonomisty dziennik „Le Monde”. Artus przyjął również, że zarabiający średnio 22 tys. euro rocznie potencjalnie uratowany człowiek przez całe swoje życie zarobi około 1 mln euro. “Życie covidowców kosztuje sześć razy więcej niż autostrady” – ocenił ekonomista. Artus przyznaje, że straty gospodarcze, spowodowane obowiązująca we Francji godziną policyjną, są trudniejsze do oszacowania w relacji do ludzkiego, życia niż koszty lockdownu. We Francji od kilku dni obowiązuje ponowny lockdown.