Poniedziałkowe przedpołudnie przynosi osłabienie złotego względem głównych walut. Polska waluta traci względem euro, a ruch na parze EUR/USD sprawia, że do dolara osłabia się jeszcze mocniej. Dziś kurs euro wynosił 4,574 zł, co korespondowało z poziomami obserwowanymi w ubiegłym tygodniu. Euro drożało, mimo iż kurs EUR/USD spadał z 1,185 do 1,181 USD. W rynkowych komentarzach podkreślane jest zarówno oczekiwanie inwestorów na wybory w USA, jak i rosnące obawy o kondycję europejskiej gospodarki w obliczu drugiej fali epidemii. Warto dodać, że niemiecki indeks giełdowy DAX zaczął dzień od spadków o 2,5 proc., co związane było z blisko 20-procentową przeceną akcji technologicznego giganta SAP. Jej powodem były gorsze od oczekiwań wyniki, które spółka tłumaczyła właśnie pandemią. Z polskiego punktu widzenia kurs dolara znów odzyskuje wigor i rośnie z 3,85 zł do 3,87 zł. Jeszcze lepiej radzi sobie kurs funta brytyjskiego, który zwyżkuje z 5,01 do 5,04 zł. Na tyle tych zawirowań uważany za bezpieczną przystań frank szwajcarski drożeje relatywnie nieznacznie, z 4,258 do 4,269 zł.

Początek nowego tygodnia przyniósł kolejne osłabienie tureckiej waluty. Za jednego dolara trzeba już płacić ponad 8 lir. Dla porównania, w 2010 r. kurs wynosił 1,5 liry.  To drugie w ostatnich dniach ostre osłabienie liry – do poprzedniego doszło w czwartek, kiedy inwestorom nie spodobała się bierność tureckiego banku centralnego. Tydzień wcześniej natomiast tureckiej walucie zaszkodziło zaognienie sytuacji w Górskim Karabachu (wojnie z Armenią Turcja wspiera Azerbejdżan). Nad krajem wisi też widmo amerykańskich sankcji związanych ze wdrażaniem w drugiej największej armii NATO rosyjskiego systemu rakietowego S-400. Uspokojeniu sytuacji wokół liry nie pomagają wypowiedzi prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana, który w niedzielę stwierdził, że prezydent Francji Emmanuel Macron potrzebuje badania psychiatrycznego. Jak zauważa Bloomberg, turecka waluta jest w tym roku najsłabsza względem dolara (-25 proc.) wśród innych walut rynków wschodzących. Dzieje się tak nawet mimo tego, że turecki bank centralny w nadziei na obronę kursu „przepala” rezerwy walutowe: na początku roku ich poziom sięgał ok. 80 mld dolarów, dziś jest to 41 mld dolarów. Krach walutowy w Turcji to jednak historia znacznie dłuższa. U jej podstawy leży – jak zazwyczaj w tego typu przypadkach – błędna polityka gospodarcza, która w tureckich warunkach potęgowana jest specyficznym podejściem obozu prezydenta Erdogana do polityki monetarnej. Nazywany „Sułtanem” ze względu na szeroki zakres władzy polityk uważa bowiem, że „stopa procentowa jest przyczyną, a inflacja jest skutkiem. Im niższa jest stopa procentowa, tym niższa będzie inflacja”. Obecnie inflacja w Turcji wynosi ponad 11 proc. Ratunkiem dla części Turków mogło być lokowanie oszczędności nie tylko w zagranicznych walutach (co symptomatyczne, publicznie odradzał tego prezydent Erdogan), lecz także w złocie. Dekadę temu jedna uncja żółtego metalu kosztowała mniej niż 2000 TRY, dziś wyceniana jest na ponad 15 000 TRY. W polskich warunkach w tym czasie zaobserwowaliśmy skok z 3850 zł do 7340 zł obecnie.

Proroctwa Banku Światowego

Ceny ropy naftowej mają ustabilizować się poniżej wartości sprzed pandemii w 2021 roku, jak podał Bank Światowy (The World Bank) w zeszły czwartek, podczas gdy ceny surowców rolniczych mogą jeszcze nawet nieznacznie podrożeć w tym okresie.  Cena ropy naftowej WTI ma wynieść w przyszłym roku średnio 44 dol. za baryłkę, co oznacza wzrost o ponad 6 proc. względem przeciętnej wartości 41 dol. w 2020 roku, jak podaje The World Bank. Jak wykazały dane dla 2019 roku, średnia cena baryłki ropy wyniosła wtedy 61 dol. – Wysokie poziomy zapasów utrzymają poziomy cen ropy poniżej 50 dol. do 2022 roku. – przeczytać można w raporcie Banku Światowego. Popyt na paliwa ma wzrosnąć, ale tylko nieznacznie, z uwagi na projekcje, według których branża turystyczna i przewozowa ma nadal być ograniczona przez zagrożenie związane z pandemią oraz globalny kryzys gospodarczy. Aktywność ekonomiczna ma wrócić do wartości sprzed pandemii dopiero w 2022 roku. Według raportu, ceny surowców energetycznych (oprócz ropy, także m.in. węgla czy gazu ziemnego), mają wzrosnąć w dość dużym stopniu w 2021, co jest poprawą względem prognoz opublikowanych przez 2020 roku.  Zdaniem organizacji, wzmożona druga fala pandemii, która potencjalnie może spowodować bardziej surowe lockdowny oraz długi czas oczekiwania na szczepionkę mogą wpłynąć na ceny ropy, które w takim scenariuszu miałyby opaść poniżej prognozowanych wartości. – Z uwagi na COVID-19, nowa normalność przyszła wcześniej dla gospodarek rozwiniętych i rozwijających się opartych o eksport ropy. W świecie post-covidowym, kraje te muszą być bardziej agresywne w implementowaniu rozwiązań opartych o redukowanie ich zależności od przychodów związanych z ropą naftową. – stwierdził Ayhan Kose, wiceprezydent ds. wzrostu aktywów, finansów i instytucji w World Bank Group. W 2021 roku popyt na ropę w większości krajów będzie nadal mniejszy niż w 2019 roku, poza Chinami, w rezultacie czego ceny ropy nie wystrzelą raczej znacznie wyżej względnie obecnie notowanych wartości w okolicach 40 dol. za baryłkę.