Wszystkie główne indeksy nowojorskich giełd zakończyły środową sesję na minusie. Przyczyniły się do tego przede wszystkim ze względu na coraz bardziej mgliste nadzieje na wprowadzenie nowych bodźców fiskalnych przed wyborami prezydenckimi w USA. Dow Jones stracił 0,35 proc., S&P 500 0,22 proc., a Nasdaq Composite 0,28 proc.

W tygodniu zakończonym 17 października liczba osób po raz pierwszy ubiegających się o zasiłek dla bezrobotnych w Stanach Zjednoczonych spadła o 55 tys. do 787 tys., wynika z danych Departamentu Pracy. To wynik lepszy od mediany prognoz ekonomistów zakładającej wynik na poziomie 860 tys. wobec 842 tys. tydzień wcześniej po korekcie z 898 tys.

Niepewność co do wyniku wyborów prezydenckich w USA zaczyna w ostatnich dniach rosnąć, w porównaniu z początkiem października. Niektórzy stratedzy z Wall Street twierdzą, że dwa tygodnie przed wyborami mającymi się odbyć 3 listopada, nieznaczne zmniejszenie szans na zwycięstwo byłego wiceprezydenta Joe Bidena przeciwko urzędującemu prezydentowi Donaldowi Trumpowi powoduje pewną stagnację w poczynaniach giełdowych inwestorów.  Ostatni sondaż pokazuje, że Biden prowadzi z Trumpem o 3,9 punktu procentowego, ma 49,1 proc. w porównaniu z 45,2 proc. głosów dla obecnego prezydenta, a to wszystko w porównaniu z 5-punktową przewagą, jaką miał pretendent około tydzień temu, zgodnie z ostatnią średnią sondaży stwierdza RealClearPolitics. Ogólnopolska ankieta wyborcza przeprowadzona przez RCP pokazuje szerszą przewagę Bidena, wynosi ona 8,6 punktu procentowego, ale zacieśnienie wyścigu w stanach, na których toczy się największa walka, może ożywić pewne obawy inwestorów, stwierdzili eksperci. „Chociaż być może prawdą jest, że w ciągu pierwszych dwóch tygodni października rynki ryzyka były wspierane przez wzrost szans Joe Bidena, co samo w sobie oznaczało mniejsze prawdopodobieństwo spornego – zbliżonego wyniku wyborów w USA, w ciągu ostatniego tygodnia te szanse znowu zaczęły się wyrównywać”. – napisał Nikolaos Panigirtzoglou, analityk ilościowy w JPMorgan Chase & Co., wraz z zespołem analityków.  Część analityków twierdzi, że spadek cen akcji w USA podczas poniedziałkowej sesji, został spowodowany zawężeniem sondaży w wyścigu prezydenckim, a nie brakowi postępów w realizacji planów stymulacyjnych w Kongresie. Twierdzą, że wyraźne zwycięstwo Bidena, które może zapoczątkować tak zwaną błękitną falę zwycięstw Demokratów w Białym Domu i Kongresie, może położyć podwaliny pod bardziej ekspansywny pakiet ulg podatkowych związanych z pandemią koronawirusa, który z kolei może przynieść nowy wstrząs na gospodarkę i rynki giełdowe. Natomiast w przypadku mniej zdecydowanej wygranej Bidena, można się spodziewać mniej znaczącego pakietu pomocowego, co mogłoby zaszkodzić procesowi wychodzenia z pandemii koronawirusa. Phil Orlando, główny strateg akcyjny, powiedział, że nie jest pewien, czy sondaże dokładnie odzwierciedlają przebieg wyścigu o Biały Dom na początku listopada i zachęca inwestorów do zachowania ostrożności, wskazując na niespodziewaną wygraną Trumpa z Hillary Clinton w 2016 roku. Wówczas sondaże pokazały, że Clinton wygrałby wybory prezydenckie z łatwością, a wiele firm ankietowych nie skorygowało swoich metodologii głosowania o błędy, które pojawiły się przed kilkoma laty, powiedział. Na ten moment rynek wydaje się być skupiony na perspektywach nowej pomocy fiskalnej od Kongresu, a także ścieżce wychodzenia z pandemii COVID-19.

Dziś odbędzie się finalna debata prezydencka między Trumpem oraz Bidenem, która może doprowadzić do większej zmienności na rynkach. W przypadku giełdy wydaje się, że kandydatem pozytywnym dla Wall Street jest Trump. W przypadku dolara nie jest już to takie jednoznacznie. Niemniej można powiedzieć, że im większe ryzyko polityczne, tym dolar może być słabszy. W kontekście dolara amerykańskiego kluczowe jest ryzyko polityczne – im większe, tym słabszy dolar. Wydaje się, że wygrana Bidena oraz brak „polubownego” oddania władzy przez Trumpa to najgorszy możliwy scenariusz nie tylko dla dolara, ale dla wszystkich rynków. Z drugiej strony Biden może oznaczać mniejsze zadłużenie w dłuższym terminie dla rządu oraz wyższe podatki, co może być czynnikiem pozytywnym dla waluty. Kolejnym czynnikiem w kontekście dolara jest pakiet stymulacyjny, który negocjowany jest w USA od dłuższego czasu. Pakiet może wynieść nawet 2,2 biliona dolarów, co stanowi 10 proc. amerykańskiego PKB. Teoretycznie informacje zbliżające nas do pakietu osłabiają walutę. Z drugiej strony pakiet ten może być potrzebny, aby amerykańską gospodarkę uratować przed zapaścią związaną z koronawirusem. Widać wobec tego jak wiele zmiennych mamy w kontekście przewidzenia, gdzie dolar może znaleźć się za dwa tygodnie, miesiąc, pół roku czy rok. Niemniej warto zwrócić uwagę, co działo się z dolarem po ostatnich wyborach. Ostatnie miesiące Barracka Obamy to umocnienie dolara, a rozpoczęcie władzy Trumpa to wyraźne osłabienie tej waluty. Czy tym razem będzie tak samo? Z pewnością odpowiedź dostaniemy dopiero początkiem listopada. Tymczasem patrząc na parę EURUSD obserwujemy bliskie poziomy 2 miesięcznych szczytów. W kontekście podniesienia ryzyka politycznego nie wykluczone, że najważniejsza para walutowa zbliży się do ostatnich szczytów z sierpnia, czyli w okolicach poziomu 1,2000. Jak widać para EURUSD motywowana jest głównie słabością dolara, gdyż obawy związane z koronawirusem oraz restrykcjami w Europie z pewnością nie pomagają wspólnej walucie. Ryzyko na rynku daje się wyczuć również na polskim złotym. Para EURPLN ponownie zawitała w okolice półrocznych szczytów, tuż przed poziomem 4,60. Widać, że spadki na giełdach z pewnością nie służą polskiego złotemu. O poranku za euro musieliśmy płacić 4,5846 zł, za dolara 3,8647 zł, za franka 4,2664 zł, za funta 5,0778 zł.