Czwartkowa sesja na nowojorskich parkietach przyniosła kontynuację post-fedowskiej przeceny zainicjowanej dzień wcześniej. Ponownie wyprzedawano spółki technologiczne. Korekta na Nasdaqu prawdopodobnie się nie zakończyła. Nastroje na Wall Street wyklarowały się już pod koniec środowej sesji. Gwałtowny spadek Nasdaqa pod sam koniec „fedowskiej” sesji nie wróżył niczego dobrego. I w czwartek się to potwierdziło. Okazało się, że zarówno obietnica utrzymania reżymu zerowych stóp procentowych przynajmniej do końca 2023 roku jak i tolerancja dla wyraźnie wyższej inflacji w przyszłości była już wliczona w wyceny akcji. A wyceny te zwłaszcza w sektorze technologicznym są już bardziej niż wyśrubowane. Stąd też nie dziwi, że właśnie w tej części rynku korekta objawia się najostrzej. Tym bardziej, że spółki spod szyldu FANG+ po sierpniowym rajdzie mają z czego spadać. I to właśnie Nasdaq znów był antybohaterem sesji, w trakcie dnia zniżkując nawet o  2 proc. i ponownie schodząc w rejon wrześniowych minimów. Ich przekroczenie na gruncie analizy technicznej otwierałoby drogę ku dalszym spadkom. Ostatecznie Nasdaq Composite zamknął dzień ze stratą 1,27 proc. – i co najważniejsze – powyżej linii 10 800 pkt. S&P500 poszedł w dół o 0,84 proc., schodząc do 3 357,01 pkt. Dow Jones po utracie 0,47 proc. obniżył swą wartość do 27 901,98 pkt. – To było niesamowite odbicie z marcowego dna reprezentowane przez kilka znanych spółek technologicznych. Mieliśmy niesamowity ostatni tydzień sierpnia i uważam, że obecne scenariusz realizacji zysków jest racjonalny – skomentował Jake Dollarhide, prezes Longbow Asset Management cytowany przez agencję Reuters.

W czwartek akcje Apple’a potaniały o 1,6 proc., a kurs Amazona poszedł w dół o 2,3 proc.. O blisko 11 proc. w dół poszły akcje środowego debiutanta – na swojej pierwszej sesji akcje Snowflake podrożały aż o 111 proc. Po 3-4 proc. w dół poszły notowania Tesli, Facebooka i Netfliksa – czyli bardzo popularnych spółek „nowej gospodarki”. Słabo spisywały się też akcje banków, którym wyraźnie zaszkodziło wydłużenie obietnicy utrzymania zerowych stóp procentowych w Rezerwie Federalnej.

Nie zachwyciły dane z gospodarki USA. Liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w poprzednim tygodniu wyniosła 860 tys. – o 10 tys. więcej od oczekiwań i tylko o 33 tys. mniej niż tydzień wcześniej. Pomimo  post-covidowego ożywienia gospodarczego wskaźnik ten wciąż utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie. Jednoznacznie rozczarowały statystyki z budownictwa mieszkaniowego. W sierpniu zarówno liczba rozpoczętych budów jak i wydanych pozwoleń budowlanych okazały się wyraźnie niższe od rynkowego konsensusu.

Deficyt na rachunku obrotów bieżących USA wzrósł w drugim kwartale o prawie 53 proc., donosi Reuters. Departament Handlu poinformował, że deficyt na rachunku obrotów bieżących wzrósł w drugim kwartale o 52,9 proc. do 170,5 mld dolarów. Był największy od trzeciego kwartału 2008 roku. Rynek oczekiwał 157,9 mld dolarów deficytu w drugim kwartale.

 

W ciągu ostatniego pół roku pracę straciło 61 mln Amerykanów

Rynki poznały wczoraj  jedne z ważniejszych  świeżych danych ze Stanów Zjednoczonych. Mowa tu oczywiście o cotygodniowym raporcie amerykańskiego Departamentu Pracy dotyczącego liczby złożonych wniosków o przyznanie zasiłku dla bezrobotnych.  Jak wynika z najnowszego raportu Department of Labor, pomimo i tak już pesymistycznych prognoz zakładających wzrost o kolejne 850 tys., w tygodniu kończącym się 1 września 2020 roku liczba wstępnie zadeklarowanych bezrobotnych uplasowała się na poziomie 860, co mimo, że stanowi spadek o 33 tys. w stosunku do poziomu z poprzedniego tygodnia, to jednak wciąż pozostaje jednym z najgorszych odczytów w historii. Warto zwrócić uwagę, że jest to już 26. tak znaczny wzrost ilości złożonych wstępnie wniosków o zasiłek dla bezrobotnych z rzędu. Okazuje się więc, że w samych tylko Stanach Zjednoczonych, na przestrzeni ostatnich 26. tj. od początku koronawirusowego kryzysu o zasiłek dla bezrobotnych zwróciło się ponad 61 mln Amerykanów.