3 listopada 2020 r. a więc za niespełna dwa miesiące odbędą się wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Ubiegający się o reelekcję Donald Trump postanowił wykorzystać w swej kampanii konflikt między USA a Chinami. Zapowiedział on bowiem, że zamierza ograniczyć stosunku gospodarcze z Państwem Środka. Zapowiedzi te z pewnością nie spodobają się wielu przedsiębiorcom.  Prezydent Donald Trump zapowiedział, że zamierza ograniczyć stosunki gospodarcze USA z Chinami.Zagroził on nawet ukaraniem wszelkich amerykańskich firm, które tworzą miejsca pracy za granicą oraz zakazem zdobywania kontraktów federalnych tym, którzy prowadzą interesy w Chinach. – Będziemy produkować nasze strategiczne produkty w Stanach Zjednoczonych, będziemy tworzyć ulgi podatkowe “made in America” i sprowadzać nasze miejsca pracy z powrotem do Stanów Zjednoczonych oraz będziemy nakładać cła na firmy, które opuszczają Amerykę, aby tworzyć miejsca pracy w Chinach i innych krajach – powiedział Trump na poniedziałkowej konferencji prasowej Białego Domu wskazując, iż che, by firmy, które nie nie chcą tworzyć miejsc pracy i produkować swoich towarów na terenie USA, sprowadzając je do kraju zza granicy powinny zapłacić duże podatki – Zabronimy zawierania kontraktów federalnych z firmami, które zlecają produkcję w Chinach i pociągniemy Chiny do odpowiedzialności za dopuszczenie do rozprzestrzeniania się wirusa na całym świecie – zapowiedział Trump dodając, że Stany Zjednoczone skończą z poleganiem na Chinach. Amerykański prezydent przeciwny jest także temu, by Chińczycy budowali takie wojsko, jakie budują teraz i używali amerykańskich pieniędzy, żeby je zbudować. Póki co, nie powiedział on jednak, kiedy wdroży tę politykę. Donald Trump starał się uczynić z Chin temat roku, przedstawiając swojego głównego kontrkandydata w wyścigu o fotel prezydencki jako pachołka Pekinu i obwiniając Państwo Środka o wybuch globalnej pandemii.  – Jeśli Biden wygra, Chiny wygrają, bo Chiny będą właścicielem tego kraju. To najważniejsze wybory w naszej historii. Pod moją administracją uczynimy z Ameryki mocarstwo produkcyjne świata i zakończymy raz na zawsze naszą zależność od Chin – oświadczył Trump.  Dolar amerykański umacnia się dziś w stosunku do wszystkich pozostałych walut grupy G8.

 

Giełda to gra, jednemu ujmie, drugiemu da…

Ostatnie miesiące przyniosły giełdzie bardzo wysoką zmienność. Może ona dać inwestorom szybkie  zyski, ale także spowodować duże straty. Na własnej skórze przekonał się o tym japoński miliarder Yusaku Maezawa, który stracił na swoich inwestycjach 41 milionów dolarów.  Maezawa, założyciel i były prezes marki odzieżowej Zozo, stwierdził  na swoim Twitterze, że żałuje rozpoczęcia swojej przygody z day tradingiem. 44-letni miliarder zwrócił również uwagę na fakt, że ze straconych przez niego pieniędzy mogłoby utrzymać się wiele osób.  – Zostałem zaślepiony wirusowymi wahaniami na rynku i straciłem 4,4 miliarda jenów w wyniku wielokrotnego krótkoterminowego obrotu akcjami, z czym nie miałem okazji się zapoznać. Z 4,4 miliardami jenów, ile osób mogło otrzymać i zaoszczędzić te pieniądze? Nie ma końca tego żalu. – napisał Maezawa.  Jak podaje Bloomberg, majątek należący do Yusaku Maezawy skurczył się w tym roku o 215 milionów dolarów i wynosi obecnie 3,5 miliarda dolarów. W 2019 roku miliarder sprzedał 50,1 proc. udziałów w Zozo SoftBankowi za 3,7 miliarda dolarów.  Obserwujący miliardera wytknęli Maezawie, że każdy inwestor musi liczyć się z ryzykiem i nie powinien liczyć na łatwe zyski. – Co? Szczerze, nawet początkujący może zarobić na takim rynku jaki mamy dzisiaj. Dostałeś to, co dostaje każdy, kto kupuje coś co traci. – napisał jeden z komentujących. Inni zwracali uwagę, że pieniądze Maezawy nie rozpłynęły się w powietrzu i po prostu trafiły do kogoś innego. – Na rynku, jeśli ktoś traci pieniądze, ktoś inny je zarabia, więc możemy założyć, że twoja strata w wysokości 4,4 miliarda jenów mogła zostać rozdzielona na jakieś inne osoby. – czytamy w odpowiedziach.

Kłopoty japońskiej gospodarki

Gospodarka Japonii w drugim kwartale 2020 roku kurczyła się o ponad 28 proc., wpadając w najgłębszą recesję od ostatnich kilkudziesięciu lat, wynika z opublikowanych w nocy danych gospodarczych. Po spokojnym dla rynków poniedziałku, w związku z amerykańskimi obchodami Dnia Pracy, kurs dolara umacniał się pięć dni z rzędu, a inwestorzy czekają na otwarcie Wall Street po długim weekendzie.  Chociaż we wtorkowy poranek notowania dolara amerykańskiego muszą uznać jedynie wyższość walut Antypodów, to indeks DXY mierzący relatywną wartość USD do koszyka walut znalazł się w skromnej korekcie po pięciu dniach wzrostów z rzędu, które pozwoliły odbić mu od ponad dwuletnich minimów. Notowania AUD zyskują we wtorek ponad 0,4 proc., a NZD rośnie o 0,18 proc. Na pozostałych głównych walutach nie widać większej zmienności, a najsilniej do dolara traci CHF, osuwając się o 0,1 proc. Poniżej poziomu 3,76 zł powraca również para walutowa USD/PLN. Chociaż w piątek za jednego dolara trzeba było chwilowo zapłacić ponad 3,78 zł, to rozpoczęta na początku nowego tygodnia korekta kontynuowana jest również we wtorek. Nie zmienia to faktu, że dolar do złotego nadal utrzymuje się na najwyższych poziomach od około miesiąca.