Wartość amerykańskich spółek technologicznych rosła jak szalona przez całe lato – aby pod koniec tego tygodnia osiągnąć rozmiar wcześniej niespotykany. W miniony czwartek warte były łącznie aż 9,1 bln dolarów. W tym samym czasie wycena wszystkich europejskich akcji wyniosła… tylko 8,9 bln dol. O milowym kroku w giełdowej karierze spółek technologicznych z USA poinformował w nocie do klientów Bank of America. Tempo ich rozwoju może przyprawić o zawrót głowy: jak podkreśla serwis Business Insider, jeszcze w 2007 r. europejski rynek był czterokrotnie większy od amerykańskiego sektora technologicznego.  Najnowszy wynik to w ogromnej mierze zasługa zaledwie kilku największych firm technologicznych: Alphabetu (czyli właściciela Google’a), Amazona, Apple’a, Facebooka, Microsoftu i Netflixa. Sam tylko Apple jest wart powyżej 2 bln dol.  Zresztą wszyscy technologiczni giganci świetnie radzą sobie w specyficznych warunkach pandemii: ich modele biznesowe okazały się świetnie przystosowane do nowej rzeczywistości.

Epoka węglowodorów w transporcie powoli dobiega końca, dlatego ciężar wykorzystania ropy naftowej w coraz większym stopniu przenosi na inną produkcję. Centralne miejsce w tym procesie zajmuje Azja i produkcja plastiku. Wraz z przewidywanym spadkiem popytu na paliwa kopalne w transporcie w nadchodzących latach, w całym regionie Azji powstaje nowa odmiana zakładów przetwarzających ropę naftową. Te zintegrowane rafinerie przetwarzają ropę naftową w produkty petrochemiczne – budulec wszystkiego, od opakowań żywności po wnętrza samochodów. Produkcja paliw, takich jak benzyna, schodzi na margines ich działalności. Ponad połowa mocy rafineryjnych, które pojawią się w latach 2019-2027, powstanie w Azji, a około 70 proc. do 80 proc. z tego będzie koncentrować się na produkcji tworzyw sztucznych, według Wood Mackenzie Ltd. Natomiast Międzynarodowa Agencja Energii przewiduje, że petrochemia będzie stanowić ponad jedną trzecią światowego wzrostu zapotrzebowania na ropę do 2030 r. i prawie połowę do 2050 r.

Elon Musk zaprezentował chip wsz­cze­pio­ny do mózgu świni. Ekscentryczny miliarder znany jest z inwestowania w odważne i nietypowe projekty. Do takich z pewnością zalicza się implant Neuralink, który ma docelowo łączyć ludzki mózg z komputerem. Musk zaprezentował właśnie najnowszą demonstracyjną wersję urządzenia – równocześnie zdradzając, że… jest ono już testowane. Implant z powodzeniem wszczepiony został do mózgu świni. Amerykańska firma neurotechnologiczna Neuralink, której założycielem i właścicielem jest Musk, działa od przeszło trzech lat. Aktualnie pracuje ona nad technologią neural lace, umożliwiającą bezpośrednie odbieranie przez ludzki mózg sygnałów z komputera i przesył danych.  Przed kilkoma miesiącami miliarder chwalił się, że implant powinien zostać wszczepiony pierwszemu człowiekowi w przeciągu roku.  Zaprezentowane przez Muska urządzenie jest niewielkie: ma ok. jednego cala średnicy (2,54 cm). Z mózgiem łączy się za pomocą ponad 1000 niewielkich elektrod. Wszczepia się je do głowy poprzez usunięcie niewielkiego fragmentu czaszki.  Technologia rozwijana przez Neuralink brzmi kontrowersyjnie, lecz może być szansą dla osób cierpiących na choroby neurologiczne. Na przykład dzięki niej osoba z Alzheimerem może być w stanie odzyskać swoje wspomnienia.

Nowy system operacyjny iOS 14 będzie wymagał od użytkowników iPhone’ów wyraźnej zgody na śledzenie ich zachowania w sieci na użytek reklamodawców. Niewielka zmiana wywołała prawdziwą panikę w Facebooku: mocno uderzy ona tam, gdzie sieć społecznościową najbardziej boli – czyli w przychody z reklam. Podczas testów okazało się, że po rezygnacji użytkowników z personalizacji reklam przychody z sieci reklamowej Audience Network spadły o ponad 50 proc.  Jak uważają cytowani przez serwis TechCrunch eksperci, sytuacja ta może pchnąć Facebooka do znalezienia nowego sposobu monetyzacji reklam, bez naruszania prywatności użytkowników.  Dlaczego reklamy są dla Facebooka kluczowe najlepiej pokazuje gorący temat ostatnich dni: nowa szata graficzna portalu.

Dubaj wsparł linie Emirates 2 mld dolarów. Od marca linie lotnicze Emirates otrzymały od rządu Dubaju wsparcie w postaci 7,3 mld dirhamów (2 mld dolarów), informuje Reuters. To realizacja zapowiedzi księcia koronnego Hamdana bin Mohammeda al-Maktouma, który na początku pandemii koronawirusa powiedział, że rząd wniesie nowy kapitał do przewoźnika znad Zatoki Perskiej by wspomóc go w przetrwaniu kryzysu wywołanego globalna pandemią i drastycznym spadkiem popytu. Do tej pory nie informowano jednak o takich działaniach.