Na rynkach amerykańskich wciąż nie widać, aby ktokolwiek kwapił się do większej wyprzedaży. S&P 500 zamknął się we wtorek na rekordowo wysokim poziomie 3,389.78 pkt, odbijając się od ogromnych strat wywołanych pandemią koronawirusa. Najwyższe w historii zamknięcie (11,210.84 pkt), po wzroście o 0,73 proc., odnotował także Nasdaq Composite. Trzeci z głównych indeksów Wall Street, Dow Jones, skurczył się z kolei o 0,24 proc. Oznacza to, że od dołka, do którego amerykański rynek dotarł na fali paniki w drugiej połowie marca, S&P 500 urósł już o ponad 50 proc. Rekord S&P 500 potwierdza, że indeks wszedł w okres hossy. Od czasu minimum z 23 marca odnotował wzrost o ok. 55 proc. To najszybszy czas odbicia od 87 lat. To zasługa głównie najpopularniejszych spółek technologicznych. Przez ten czas akcje Apple poszły w górę o 117 proc. , Amazona o 104 proc., Facebooka o 103 proc., a Microsoftu o 64 proc. Reszta szerokiego amerykańskiego rynku zachowuje się w sposób zdecydowanie mniej spektakularny. Amerykańska giełda jest w stanie bić nowe rekordy, bo wciąż napływają na nią nowe kapitały, dzięki rosnącej popularności bezpłatnych aplikacji do inwestowania takich jak np. Robinhood. Lokowaniu pieniędzy na giełdzie sprzyjają też bardzo niskie, praktycznie zerowe, a czasami nawet ujemne stopy procentowe w USA i innych krajach rozwiniętych na świecie.
Od dołka bessy w Stanach Zjednoczonych, który miał miejsce podczas sesji 23 marca, minęło już blisko 5 miesięcy. W tym czasie mieliśmy do czynienia z hossą jedną z najbardziej dynamicznych w historii indeksu S&P500. Zyskał on już ponad 51 proc. w tym czasie, a podczas wtorkowej sesji poprawił historyczny szczyt notowań na poziomie 3395 punktów. Tylko 7 komponentów indeksu, odnotowało w tym czasie spadek wartości. W gronie indesków strukturalnych za Oceanem dominują spore wzrosty. W ciągu ostatnich 5 miesięcy, najlepiej radził sobie sektor Consumer Discretionary, czyli zrzeszający spółki mające w swoim portfolio produkty nieistotne, ale pożądane, pod warunkiem, że dochód konsumenta wystarcza na ich zakup. Mowa tutaj na przykład o przemyśle motoryzacyjnym czy drogiej odzieży. Zyskał on ponad 70 proc. Na kolejnych miejscach znalazł się indeks zrzeszający spółki o profilu technologicznym i informatycznym, materiały, a także przemysł. Każdy z nich zyskiwał powyżej 50 proc. W gronie 500 komponentów indeksu S&P500, najlepiej radziły sobie walory Halliburton, drugiego pod względem wielkości przedsiębiorstwa na świecie zajmującego się usługami związanymi z obsługą pól naftowych z oddziałami w ponad 70 krajach. Kolejne miejsce to Limited Brands, czyli fimy odzieżowej, której sztandarowe marki to marki to Victoria’s Secret oraz Bath & Body Works. Zaledwie 7 spółek traciło na wartości. Najwięcej, bo ponad 23 proc. spadły walory amerykańskiej firmy kosmetycznej Coty.
Na rynku akcyjnym amerykańscy inwestorzy w dalszym ciągu poszukują paliwa do kontynuacji wzrostów. Po tym jak najważniejsze benchmarki powróciły w okolice rekordowo wysokich poziomów po wywołanej pandemią przecenie, dalszy ruch wymaga jasnego sygnału wspierającego nastroje. Takim sygnałem może być kolejny pakiet stymulacyjny ze strony amerykańskiego rządu, dalsza poprawa wskaźników koniunktury gospodarczej, pozytywne doniesienia dotyczące prac nad szczepioną czy ocieplenie amerykańsko-chińskich stosunków. Powolna wspinaczka na północ jest jednak dowodem siły rynku i wpisuje się w scenariusz wykreślenia nowych ekstremów. Część uczestników rynku może się obawiać, że amerykańska gospodarka na czas nie otrzyma odpowiedniego wsparcia. Znaczenie tego podkreślał również Jerome Powell na ostatnim posiedzeniu Fed, z którego protokół zostanie dziś opublikowany. Z drugiej strony w momencie gdy Republikanie dogadają się już z Demokratami, wzrost popytu na ryzyko i tak będzie utrudniał odreagowanie przeceny USD. Tymczasem sentyment na rynkach finansowych pozostaje dość dobry, co nie pomaga dolarowi. Potencjalnie więcej namieszać na rynku mogą piątkowe dane PMI, które będą odzwierciedlać jak wyglądał proces odbudowy gospodarczej w mijającym miesiącu.