Dow Jones stracił 0,3 proc., a S&P500 spadał o 0,2 proc. Wartość Nasdaq wzrosła o 0,3 proc. Kolejna próba poprawienia rekordu zamknięcia S&P500 zakończyła się fiaskiem pomimo tego, że po środowej sesji obóz był rozbity tuż poniżej szczytu. Wygląda na to, że bez zastrzyku gotówki w postaci nowych czeków od państwa drużyna Robinhooda nie jest gotowa znów ruszyć na zakupy. Co gorsza przed sesją pojawiła się wiadomość o spadku liczby „nowych bezrobotnych” poniżej 1 mln po raz pierwszy od początku pandemii. Nie przemawia to za dalszym rozrzucaniem pieniędzy z helikoptera, a niektórzy ekonomiści tłumaczyli, że to właśnie zakończenie wypłaty dodatkowych 600 dolarów do zasiłku spowodowało iż stał się mniej atrakcyjny dla wielu Amerykanów niż podjęcie pracy. Kolejny dzień największym zainteresowaniem cieszyły się akcje spółek nowych technologii dzięki czemu Nasdaq cały dzień był na plusie.
Czwartek przyniósł dalszy spadek cen amerykańskich obligacji skarbowych, co przełożyło się na wzrost rentowności papierów 10-letnich do najwyższego poziomu od czerwca. Piątą sesję z rzędu obserwowaliśmy wzrost dochodowości amerykańskich Treasuries. Rentowność papierów 10-letnich podniosła się z nieco ponad 0,5 do 0,71 proc. To wciąż wartość ekstremalnie niska, ale warto zwrócić uwagę na skalę samego ruchu w górę. Podobnie wzrosła dochodowość 30-letnich obligacji rządu USA: z niespełna 1,2 proc. w zeszły piątek do 1,42 proc. w czwartek wieczorem. W normalnych warunkach wzrost rentowności (czyli spadek cen) długu Stanów Zjednoczonych można by uznać za optymistyczny sygnał. Świadczyłby on o tym, że inwestorzy powoli opuszczają „bezpieczne przystanie” i kierują kapitał na bardziej ryzykowne wody, antycypując nadchodzące ożywienie gospodarcze, wyższą inflację i w konsekwencji wyższe stopy procentowe w banku centralnym. Ale obecnym czasom daleko jest do normalności. Rezerwa Federalna ścięła krótkoterminowe stopy procentowe praktycznie do zera i zasugerowała, że nie podniesie ich do końca 2022 roku. Równocześnie Fed skupuje na rynku ogromne ilości Treasuries, efektywnie kontrolując (lub jak kto woli: manipulując) długoterminowe stopy procentowe wyznaczane przez rentowności obligacji skarbowych. W rynkowych komentarzach analitycy twierdzili, że katalizatorem czwartkowego osłabienia Treasuries była nie najlepsza aukcja obligacji 30-letnich. Departament Skarbu sprzedał papiery za 26 mld dolarów, ale relacja wartości złożonych ofert do wartości emisji (bid-to-cover) wyniosła tylko 2,14 i tym samym była najniższa od lipca 2019 roku. To znak, że prywatni inwestorzy nie palą się do kupowania niemal rekordowo nisko oprocentowanego długu Wuja Sama. Tym bardziej, że jako alternatywę mają ciągle drożejące akcje, ze stopą dywidendy dla indeksu S&P500 rzędu ok. 1,8 proc. To przeszło dwa razy więcej niż płacą rządowe 10-latki. Równocześnie absolutnie rekordowe wydatki rządu federalnego wymagają gigantycznej emisji nowego długu – już ponad połowa wydatków budżetowych w USA realizowana jest za pożyczone pieniądze. W grę mogą wchodzić pewne zmiany w sytuacji makroekonomicznej. W czwartek pozytywnie zaskoczyły dane z rynku pracy, na którym cotygodniowa liczba zgłoszeń po zasiłek dla bezrobotnych po raz pierwszy od marca spadła poniżej miliona. A raptem dzień wcześniej wyraźnie w górę poszła inflacja CPI, sprowadzając realne stopy procentowe coraz głębiej poniżej zera. O ile więc szybkie i gładkie ożywienie w gospodarce Stanów Zjednoczonych nie jest przesądzone, to w grze może pojawić się nieoczekiwanie wyższa inflacja, co byłoby złą wiadomością dla posiadaczy amerykańskiego długu.
Czwartkowa sesja była setnym dniem od czasu giełdowej paniki, która miała miejsce 23 marca bieżącego roku i była związana z światową pandemią koronawirusa. Odbicie na rynku akcji, które miało miejsce od tego czasu jest najsilniejszym od blisko 90 lat. Amerykański indeks na zamknięciu czwartkowej sesji był na poziomie o ponad 50 proc. wyższym niż 100 dni sesyjnych wcześniej. Ostatnie miesiące na rynkach finansowych to bardzo mocne wzrosty głównych indeksów połączone z odrabianiem olbrzymich spadków z przełomu lutego i marca bieżącego roku. Główne amerykańskie indeksy są już na poziomie wyższym niż przed 12. miesiącami, jednak jedynie Nasdaq zdołał osiągnąć, a nawet poprawić poziom z okresu bezpośrednio poprzedzającego wybuch pandemii COVID-19. W porównaniu z poziomem indeksów odnotowanym w połowie sierpnia 2019, Dow Jones Industrial zyskał nieco ponad 5 proc., S&P500 około 15 proc., a Nasdaq już blisko 40 proc. Nasdaq już w połowie czerwca był na poziomie historycznych szczytów, a obecnie jest już kilkanaście procent wyżej. Poniższe zestawienie pokazuje jednoznacznie, że wzrosty na DJI oraz SPX są zdecydowanie bardziej płaskie niż w przypadku Nasdaqa, przez co automatycznie ich skala jest znacznie mniejsza. Pisząc o głównych amerykańskich indeksach, nie sposób nie wspomnieć o największych spółkach z giełdy, których łączna kapitalizacja stanowi ponad 20 proc. całkowitej wartości indeksu S&P500. Chodzi oczywiście o Facebooka, Amazona, Apple, Netflixa oraz Google. Zestawiając notowania tych akcji, w porównaniu z kursem sprzed 12 miesięcy widać dokładnie skalę wzrostów jaką zanotowały. Każda z nich odrobiła już straty z okresu pandemii, a dodatkowo zyskała kolejne kilkadziesiąt procent. Wyjątkiem jest Alphabet (Google), który jest na poziomie historycznych szczytów, których nie udało się jeszcze poprawić. W ciągu 12 miesięcy, walory Apple zyskały ponad 120 proc., Amazona 70 proc., Netflix podrożał o nieco ponad 50 proc., Facebook o blisko 40 proc. a wspomniany Alphabet o 28 proc.
Sprzedaż detaliczna w USA w lipcu wzrosła mniej niż oczekiwano i może dalej spowolnić w następnych miesiącach z powodu rosnącej liczby nowych infekcji COVID-19 i zmniejszenia liczby czeków na zasiłki dla bezrobotnych, pisze Reuters. Sprzedaż detaliczna wzrosła w zeszłym miesiącu o 1,2 proc. po wzroście o 8,4 proc. w czerwcu, podał w piątek Departament Handlu. Ekonomiści ankietowani przez Reutera prognozowali wzrost o 1,9 proc.