Chociaż Rezerwa Federalna obniżyła stopy procentowe do zera i zalał rynek miliardami dolarów wsparcia, prezydent Donald Trump ponownie skrytykował amerykański bank centralny.  W środę wieczorem czasu polskiego Fed utrzymał stopy procentowe na niezmienionym poziomie. Przewodniczący Jerome Powell przyznał, że przed amerykańską gospodarką „długa droga” do powrotu do stanu sprzed pandemii. W tym celu amerykański bank centralny ma zamiar utrzymywać najniższe w historii stopy procentowe – najnowsze prognozy członków Federalnego Komitetu Otwartego Rynku wskazują, że do podwyżki nie dojdzie do końca 2022 r. Z takim punktem widzenia nie zgadza się Donald Trump, który w przeszłości wielokrotnie namawiał Fed do aktywniejszego działania (tzn. cięcia stóp procentowych i prowadzenia polityki „taniego pieniądza”). Urzędującemu prezydentowi w krucjacie przeciwko Rezerwie Federalnej nie przeszkadzało to, że w czasie kampanii wyborczej krytycznie wypowiadał się o tego typu polityce. – Rezerwa Federalna często się myli. Widziałem dane, są lepsze, niż sądzą. Będziemy mieli bardzo dobry trzeci kwartał, wspaniały czwarty kwartał, a 2021 r. będzie jednym z najlepszych okresów w naszej historii. Niebawem będziemy mieli też szczepionkę i lek. Takie jest moje zdanie. Zobaczycie! – napisał na Twitterze amerykański prezydent. Na omawianą przez Trumpa drugą połowę 2020 r. przypadają wybory prezydenckie w USA (3 listopada), w których urzędujący prezydent najprawdopodobniej powalczy o reelekcję z Joe Bidenem.  Tym samym prezydent USA wraca do krytyki banku centralnego, którą na chwilę porzucił po tym, jak Fed w marcu obniżył stopy procentowe. Ostrożna postawa banku centralnego oraz wzrost obaw o drugą falę epidemii w USA przyczyniły się do czwartkowych silnych spadków na Wall Street. Były to największe spadki na amerykańskich giełdach od marca i pierwszego uderzenia koronawirusa w zachodnie rynki akcji. O spadkach na rynku akcji Donald Trump raczej nie tweetuje. Co innego, gdy mowa o wzrostach. Nie dalej jak we wtorek prezydent USA „świętował” przebicie przez indeks Nasdaq historycznego rekordu.

Amerykański rynek akcji spadł najmocniej od 12 tygodni. Dow Jones stracił w czwartek aż 1862 pkt., czyli 6,9 proc. wartości. S&P500 spadł o 5,9 proc. Nasdaq, który w środę po raz pierwszy zamknął się powyżej 10 tys. pkt., dzień później oddał ponad 500 pkt. i tąpnął o 5,3 proc. Indeks małych spółek Russell 2000 stracił 7,3 proc. wartości. VIX, czyli tzw. indeks strachu, wzrósł o prawie 50 proc. Amerykańscy inwestorzy potrzebowali 24 godzin, aby zrozumieć, co powiedział im szef Fed. W środę Jerome Powell dał do zrozumienia, że stawianie na szybką poprawę sytuacji gospodarczej w oparciu o jednorazowe dane makro, jak niedawny raport z rynku pracy, jest kiepską strategią kiedy utrzymuje się wielka niepewność powodowana przez trwającą wciąż pandemię. Prognozy banku centralnego pokazały, że spodziewa się on raczej stopniowego i powolnego odbudowywania amerykańskiej gospodarki, stąd jego „gołębie” deklaracje dotyczące stóp, zakupów obligacji i gotowości do kolejnych działań. Dodatkowym powodem czwartkowej wyprzedaży był powrót obaw dotyczących epidemii koronawirusa. Ashish Jha, ekspert z Harvardu powiedział, że należy spodziewać się podwojenia liczby przypadków śmiertelnych w USA do 200 tys. w ciągu kilku miesięcy i podkreślił, że „pandemia nie skończy się do września”. Pesymizm inwestorów wzrósł także po doniesieniach, że szereg stanów, w których zaczęto znosić ograniczenia, zanotowało wzrost przypadków zakażenia koronawirusem. Tak działo się m.in. w Arizonie, Teksasie, Kalifornii, a także na Florydzie i w Północnej Karolinie. Nasiliło to obawy drugiej fali epidemii.