Piłka nożna:

Zaplanowana na 27 maja konferencja Komitetu Wykonawczego Europejskiej Unii Piłkarskiej (UEFA) została przełożona na 17 czerwca. Na spotkaniu delegaci mają dyskutować o przełożonych z tego na 2021 rok mistrzostwach Starego Kontynentu.  Euro 2020 (nazwę utrzymano mimo zmiany terminu imprezy) miało zostać rozegrane w 12 miastach i na razie nie wiadomo, czy wszystkie potwierdzą chęć utrzymania statusu organizatora na przyszły rok. W wywiadzie udzielonym “beIn Sports” w ubiegłym tygodniu szef UEFA Aleksander Ceferin poinformował, że ustalono już wszystko z dziewięcioma miastami. Jak napisano w komunikacie, powodem przełożenia konferencji o trzy tygodnie jest “istnienie otwartych kwestii związanych z niewielką liczbą proponowanych gospodarzy UEFA Euro 2020 w przyszłym roku”. Ceferin przyznał także we wspomnianym wywiadzie, że możliwe jest zorganizowanie turnieju w mniejszej liczbie miast niż pierwotnie planowano. – Założenie jest takie, że będzie ich 12, ale jeśli nie, możemy to zrobić w 10, dziewięciu czy ośmiu miastach – mówił. Gospodarzami ME w tym roku miały być: Baku, Kopenhaga, Londyn, Monachium, Budapeszt, Dublin, Rzym, Amsterdam, Bukareszt, Sankt Petersburg, Glasgow i Bilbao. Nie wiadomo, które z tych miast już potwierdziły chęć organizacji meczów w 2021 roku. Agencja Reutera ustaliła jedynie, że z oficjalnym wnioskiem do UEFA o utrzymanie statusu gospodarza wystąpiło Glasgow.

 

Europejska federacja cały czas pracuje nad stworzeniem nowego kalendarza rozgrywek. Jest plan, by wrzesień piłkarze mieli więcej wolnego. Dlatego w tym miesiącu nie odbędą się europejskie puchary i zgrupowania reprezentacji. UEFA na razie w ogóle nie bierze pod uwagę zakończenia europejskich pucharów. Jest plan, który ma pozwolić wyłonić zwycięzców Ligi Europy i Ligi Mistrzów. Pierwsze rozgrywki miałyby ruszyć 6 sierpnia, a LM dwa dni później. Włoski portal tuttomercatoweb.com dotarł do informacji, że w pierwszej kolejności odbędą się zaległe mecze 1/8 finału. W ćwierćfinałach będzie jednak tylko jeden mecz. Potem zostanie rozegrane Final Four w Stambule (Liga Mistrzów) i Gdańsku (Liga Europy).  Takie plotki krążą po mediach od dłuższego czasu. Jest jeden nowy pomysł. UEFA podobno chce, by wrzesień był wolny od europejskich pucharów i zgrupowań reprezentacji. To z kolei rodzi problem w Lidze Narodów. Aktualny terminarz zakłada, że we wrześniu odbędą się dwie kolejki LN. Polska ma grać z Holandią (4.09) oraz Bośnią i Hercegowiną (7.09). Możliwe jednak, że na Biało-Czerwonych jeszcze trochę poczekamy, na przykład od października. Decyzja europejskiej federacji może sprawić, że zgrupowania będą bardziej intensywne. Już wcześniej pojawiły się plotki, że drużyny narodowe miałyby grać trzy mecze w trakcie jednego zgrupowania.

 

Kluby Premier League mogą już trenować w grupach, ale muszą ściśle przestrzegać zasad nowego reżimu sanitarnego. Organizator rozgrywek zapowiedział wyrywkowe kontrole. Drużyny z angielskiej elity mogą pracować w większym gronie od wtorku. Powinny się jednak liczyć z niespodziewanymi wizytami inspektorów, którzy będą skrupulatnie sprawdzać realizację obostrzeń. Premier League przewidziała wizyty swoich przedstawicieli w ośrodkach treningowych, nagrywanie zajęć, a także analizę danych GPS.  – Będziemy stopniowo dążyć do tego, by inspektorzy pojawiali się na treningu każdego zespołu. Pozwoli to osiągnąć pewność, że protokoły bezpieczeństwa są przestrzegane i wysłać sygnał do społeczeństwa, że tworzymy bardzo bezpieczne środowiska pracy – powiedział dyrektor Premier League Richard Garlick, cytowany przez “The Times”. Na razie nie wiadomo, czy przed wznowieniem rozgrywek zawodnicy będą poddawani kwarantannie w hotelach. Władze Premier League zostały natomiast poinformowane, że zasady związane z utrzymywaniem dystansu będą obowiązywać od sześciu miesięcy do nawet roku.  Nie wiadomo jeszcze kiedy nastąpi restart sezonu. Ostatni mecz angielskiej ekstraklasy odbył się 9 marca. Liderem jest aktualnie Liverpool FC, który ma 25 pkt. przewagi nad Manchesterem City. W strefie spadkowej znajdują się AFC Bournemouth, Aston Villa oraz Norwich City. Do rozegrania pozostało dziewięć pełnych kolejek oraz dwie potyczki zaległe.

 

Ostatni mecz 26. kolejki Bundesligi padł łupem piłkarzy Bayeru Leverkusen. Goście po niezwykle skutecznej grze pokonali Werder Brema 4:1. Trzy bramki dla „Aptekarzy” padły po strzałach głową. Bohaterem spotkania został Kai Havertz.  Zgodnie z przewidywaniami, od początku meczu inicjatywę przejęli goście z Leverkusen. Narzucili swój styl gry, na niewiele pozwalając Werderowi. Opłaciło się. W 28. minucie na prowadzenie „Aptekarzy” wyprowadził, łączony od pewnego czasu z transferem do Bayernu Monachium, Kai Havertz. Asystę przy golu zaliczył Moussa Diaby. Chwilę później był już jednak remis. Dokładne dośrodkowanie Leonarda Bittencourta z rzutu rożnego wykorzystał Theodor Gebre Selassie. Na kolejne trafienie kibice oglądający spotkanie w telewizji nie musieli długo czekać. Zaledwie trzy minuty po wyrównaniu, drugiego gola w meczu strzelił głową Havertz. Dla 20-letniego pomocnika urodzonego w Akwizgranie była to ósma bramka zdobyta w obecnym sezonie Bundesligi. Kwadrans po zmianie stron zespół Petera Bosza podwyższył wynik spotkania na 3:1. Drugim kluczowym podaniem w meczu popisał się Diaby, który dostarczył piłkę wprost na głowę Mitchella Weisera. Tym samym wychowanek  1. FC Koeln mógł cieszyć się z premierowego trafienia w rozgrywkach 2019/2020. To nie był jednak koniec popisu strzeleckiego Bayeru. Wynik spotkania finezyjną podcinką w 78. minucie ustalił Kerem Demirby, którego chwilę wcześniej na czystej pozycji dostrzegł Karim Bellarabi.
Werder Brema – Bayer Leverkusen 1:4 (1:2)

Bramki: Theodor Gebre Selassie 30 – Kai Havertz 28,33 – Mitchell Weiser 61, Kerem Demirby 78

 

Bayern Monachium zorganizuje mini turniej towarzyski, by wesprzeć służbę zdrowia i zebrać pieniądze. Obsada będzie mocna, bo wezmą w nim udział Real Madryt oraz Inter Mediolan. “Europejski Puchar Solidarności – Piłka nożna dla Bohaterów” – to pełna nazwa mini turnieju towarzyskiego, który zostanie zorganizowany w 2021 roku. Bayern MonachiumReal Madryt i Inter Mediolan w ten sposób chcą wesprzeć służbę zdrowia, która pracuje na pełnych obrotach w trakcie pandemii koronawirusa. W ramach zawodów odbędą się trzy mecze i każdy w innym mieście. Real zagra z Interem w Madrycie, Inter z Bayernem w Mediolanie, a Bayern z Realem w Monachium. Ten ostatni pojedynek będzie największym hitem.  Na razie nie wiadomo, kiedy dokładnie turniej się odbędzie. Podstawowym warunkiem jest to, że musi być już zgoda na obecność kibiców na trybunach. Następnie muszą być wolne terminy w kalendarzu rozgrywek. Możliwe więc, że Europejski Puchar Solidarności zostanie rozegrany dopiero po mistrzostwach Europy. Dochody z tych zawodów zostaną przekazane na rzecz szpitali we Włoszech i Hiszpanii. Bayern z kolei zdradził już, że na starcie z “Królewskimi” zaprosi 5 tys. pielęgniarek i lekarzy, by podziękować im za zaangażowanie w czasie pandemii koronawirusa.

 

Po 2-tygodniowej kwarantannie ponownie w centrum treningowym Juventusu pojawił się Cristiano Ronaldo. Portugalczyk przejdzie niezbędne testy medyczne, a następnie powróci do treningów z resztą drużyny. 72 dni – tak długo poza ośrodkiem treningowym Juventusu przebywał Cristiano Ronaldo. Portugalczyk po meczu z Interem Mediolan, który odbył się 8 marca, wyleciał do rodzimej Madery, gdzie do szpitala trafiła jego matka. W tym czasie zawieszono, z powodu koronawirusa, rozgrywki Serie A i zawodnik zdecydował się pozostać w ojczyźnie. Dopiero na początku maja Ronaldo wrócił do Turynu, gdzie musiał przebyć 2-tygodniową kwarantannę. We wtorkowy ranek pięciokrotny zdobywca Złotej Piłki był już widziany w ośrodku treningowym Juventusu.

 

Liga cypryjska podjęła decyzję o zakończeniu rozgrywek. Dzięki temu w Protathlima A utrzymał się klub Ethnikos Achna, którego trenerem jest były szkoleniowiec Legii Warszawa Dean Klafurić.  Epidemia koronawirusa, która unieruchomiła piłkarskie zmagania w Europie, dla niektórych okazuje się… szczęśliwa. Dzięki decyzji ligi cypryjskiej, która postanowiła zakończyć rozgrywki, Ethnikos Achna, klub byłego szkoleniowca Legii Warszawa Deana Klafuricia, utrzymał się na najwyższym poziomie. Mistrzem została Omonia Nikozja, którą prowadzi inny były trener Legii – Henning Berg.

 

Zarząd Warmińsko-Mazurskiego Związku Piłki Nożnej podjął decyzję dotyczącą zakończenia rozgrywek grupy 1 III ligi. Decyzją związku awans do II ligi uzyska aktualny lider tabeli – Sokół Ostróda. Nie obyło się jednak bez kontrowersji.  Zarząd Warmińsko-Mazurskiego Związku Piłki Nożnej podjął decyzję dotyczącą zakończenia rozgrywek grupy 1 III ligi. Na poniedziałkowym posiedzeniu ustalono, że awans do II ligi uzyska aktualny lider tabeli – Sokół Ostróda. Nie byłoby w tym nic kontrowersyjnego, gdyby nie fakt zaległego meczu Sokoła z drugą w tabeli Legią II Warszawa. Stołeczny klub w tym momencie traci do piłkarzy z Ostródy zaledwie jeden punkt, co teoretycznie dawałoby mu szansę na odrobienie strat w przeniesionym (na prośbę Legii) spotkaniu.  To kolejna budząca kontrowersje decyzja wojewódzkiego związku. W sobotę Lubelski Związek Piłki Nożnej podjął uchwałę w sprawie zakończenia rozgrywek grupy 4 III ligi, dzięki czemu awans do II ligi przyznano Motorowi Lublin, chociaż w ligowej tabeli zajmuje on drugie miejsce, mając na koncie tyle samo punktów, co Hutnik Kraków.

 

Koszykówka:

10-odcinkowy serial “The Last Dance” dostarczył kibicom na całym świecie wielu niezapomnianych wrażeń. Był nostalgicznym powrotem do lat świetności Michaela Jordana i Chicago Bulls. Serial “The Last Dance” sprawił, że od 20 kwietnia do 18 maja z niecierpliwością wyczekiwaliśmy następnych poniedziałków, w które na platformie Netflix regularnie pojawiały się dwa nowe odcinki serii. Dokument o Michaelu Jordanie i Chicago Bulls okazał się prawdziwym fenomenem i w tych trudnych czasach czymś, czego wszyscy potrzebowaliśmy. Producentom udało się przyspieszyć premierę z czerwca na kwiecień, chociaż jeszcze na początku marca żaden z odcinków nie był ukończony. Pandemia choroby COVID-19 sprawiła, że skupienie świata na “The Last Dance” było jeszcze większe, a oglądalność pobiła wszelkie rekordy. Materiał ESPN zaciekawił nie tylko sympatyków koszykówki. Wręcz przeciwnie, jest dla każdego.  “Niesamowity serial. Prawdziwie inspirujący” – napisał rzucający obrońca Indiany PacersVictor Oladipo. Właśnie tak definiujemy “Ostatni taniec”, z którego wyciągnąć można wiele morałów. Sam dokument został również świetnie odebrany w samym środowisku NBA.  “Nigdy nie miałem okazji, będąc dzieckiem, oglądać w akcji Michaela Jordana, ponieważ jeszcze nie było mnie na świecie, ale po obejrzeniu tego dokument… moja miłość do niego przybrała na sile. Dziękuję MJ” – napisał jeden z najlepszych koszykarzy młodego pokolenia, rozgrywający Atlanty Hawks urodzony w 1998 roku Trae Young. “Ten dokument już na zawsze zostanie klasyką. Będzie brakowało mi tych niedziel!” – komentował reprezentant Golden State WarriorsEric Paschall (premiery nowych odcinków w Stanach Zjednoczonych odbywały się w niedzielne wieczory).

 

– Jeśli spotkania będą rozgrywane bez publiczności, fani mogą doświadczyć czegoś, czego nigdy nie mieli – podkreśla Stephen Curry, który dodaje, że światło dzienne ujrzy wiele zakulisowych rozmów w trakcie meczów. – Jeśli spotkanie będą rozgrywane bez publiczności, fani mogą doświadczyć czegoś, czego nigdy nie mieli. To będzie szaleństwo – podkreśla Stephen Curry w rozmowie z Jimmy’m Kimmelem. – Kibice będą narażeni na “brudne” gierki, które prowadzimy. Też zdarza mi się w tym uczestniczyć – dodaje Amerykanin, który ma wielką nadzieję, że sezon NBA zostanie dokończony. Curry nie jest w mniejszości, gdyż jak informowaliśmy w maju, około 70 procent koszykarzy chce dokończyć sezon. Jeden ze scenariuszy mówi, że liga zostanie odizolowana w miejscu, jak Disneyland w Orlando czy największy w Stanach Zjednoczonych hotel MGM Grand Las Vegas i tam spróbuje wznowić zmagania.  Śmierć z powodu koronawirusa w Stanach Zjednoczonych poniosło już 90 309 osób. Blisko jedna trzecia zgonów na COVID-19 w USA przypada na stan Nowy Jork (28 339).

 

Tenis:

Toni Nadal uważa Rogera Federera za najlepszego tenisistę ostatnich latach. Gdyby jednak miał wybrać najtrudniejszego przeciwnika dla Rafaela Nadala, to będzie nim Novak Djoković. Wujek 12-krotnego triumfatora Rolanda Garrosa był gościem programu “Players Cut” pokazywanego na antenie Eurosportu. Toni Nadal był pytany m.in. o rywalizację trzech największych tenisistów XXI wieku – Rafaela NadalaRogera Federera i Novaka Djokovicia. – Dla mnie Roger jest wspaniałym zawodnikiem, lubię oglądać jego grę. Gdybym nie był wujkiem lub trenerem Rafaela, to chciałbym, aby Federer wygrywał wszystkie mecze. Podoba mi się jego elegancka gra – wyznał wujek Toni, który jeszcze do niedawna był głównym szkoleniowcem swojego bratanka.  Kto zatem według słynnego trenera jest najlepszym tenisistą? – Federer jest najlepszym tenisistą wszech czasów, może przed Rodem Laverem czy Rafą, który nie jest tak daleko. Obecnie jednak to Federer jest najlepszy. Toni Nadal niezmiennie jednak uważa Djokovicia za najtrudniejszego przeciwnika dla swojego bratanka.  Z powodu rozprzestrzeniającego się po świecie koronawirusa zostały wstrzymane wszelkie rozgrywki na zawodowych kortach. Aktualnie tenisowy tour jest zawieszony co najmniej do końca lipca. Nie można jednak wykluczyć, że w 2020 roku nie będzie już występów w profesjonalnych turniejach.

 

– Bardzo tęsknię za grą. Mam jednak duże wątpliwości, czy rozegramy US Open i będziemy mogli występować jesienią – powiedział Stan Wawrinka, który już nie jest takim optymistą co do wznowienia sezonu 2020.  Pojawiają się opinie, że jesienią będzie możliwość kontynuowania rozgrywek. Tak jeszcze kilkanaście dni temu twierdził m.in. Stan Wawrinka. Teraz optymizm Szwajcara zmalał. – Oczywiste jest, że sezon nie zostanie wznowiony do sierpnia, bo to zostało oficjalnie ogłoszone. Mam jednak duże wątpliwości, czy rozegramy US Open i będziemy mogli występować jesienią – mówił Wawrinka w weekend w wywiadzie dla telewizji TSR.  Lozańczyk chciałby jak najszybciej wrócić na kort. – Bardzo tęsknię za grą. Brakuje mi tego całego procesu związanego z walką o zwycięstwo w meczu i wsparcia kibiców – wyjawił.

 

F1:

Formuła 1 wzięła się za ograniczanie wydatków. Po tym jak ustalono maksymalny pułap budżetu dla zespołów, nadszedł czas na pensje kierowców. Wszystko wskazuje na to, że dobiega końca finansowe eldorado dla najlepszych. Formuła 1 już w zeszłym roku zatwierdziła limit wydatków, który od roku 2021 miał wynosić 175 mln dolarów. Plany uległy zmianie, bo koronawirus mocno uderzył w ekipy. Dlatego kilka tygodni porozumiano się co do tego, że od kolejnego sezonu zespoły będą mogły wydawać maksymalnie 145 mln dolarów. F1 nie zamierza poprzestać na tym pułapie, bo w przeciągu kolejnych pięciu lat chce obniżyć limit o kolejne 20-25 mln dolarów. Nie oznacza to jednak, że nagle największe ekipy jak Mercedes czy Ferrari będą wydawać rocznie na F1 ok. 100 mln dolarów.  W obecnych przepisach o limicie wydatków znajduje się szereg wyłączeń, które obejmują m.in. pensje kierowców, rozwój silników czy koszty podróży czy marketingu. Biorąc pod uwagę, że Lewis Hamilton potrafi zarabiać w Mercedesie grubo ponad 40 mln dolarów, to nagłe włączenie zarobków kierowców do pułapu budżetowego byłoby sporym problemem. W padoku F1 pojawiają się jednak naciski, aby w niedalekiej przyszłości pensje kierowców też zaliczać do limitu wydatków zespołów. – To jest coś, o czym rozmawiamy. Ten pomysł leży na stole. Musimy się przy tym upewnić, że takie rozwiązanie byłoby legalne i zgodne z prawem – powiedział w Sky Sports F1 Cyril Abiteboul, szef Renault.  Co ciekawe, samo Renault ściągnęło do siebie przed sezonem 2019 Daniela Ricciardo, oferując mu znaczną podwyżkę względem tego, co Australijczyk wcześniej zarabiał w Red Bull Racing. Ricciardo miał otrzymać pensję na poziomie 20 mln euro, co czyni z niego czwartym najlepiej zarabiającym kierowcą w F1. 30-latek po sezonie 2020 opuści Renault na rzecz McLarena, ale głównym kandydatem do jego zastąpienia w zespole jest Fernando Alonso. Hiszpan ma oczekiwać pensji na poziomie 30 mln euro.

 

Wielka Brytania nie zamierza iść na ustępstwa i nie zwolni Formuły 1 z obowiązku odbycia 14-dniowej kwarantanny po przekroczeniu granicy przez personel i kierowców. Przez to szanse na zorganizowanie wyścigów na Silverstone drastycznie spadły.  Ostatnio zarządcy toru Silverstone pochwalili się, że osiągnęli porozumienie z Formułą 1 zakładające organizację dwóch wyścigów przy pustych trybunach. Miałoby do nich dojść pod koniec lipca, ale podkreślano przy tym, że decydujący głos ws. imprez będzie mieć rząd Wielkiej Brytanii. Tymczasem “Motorsport” informuje, że z planów organizacji wyścigów na Silverstone może nic nie wyjść. Powód jest prozaiczny. Rząd Borisa Johnsona nie zamierza zwalniać kierowców i pracowników F1 z obowiązku 14-dniowej kwarantanny.  Formuła 1 liczyła, że okres ten zostanie skrócony albo całkowicie anulowany w jej przypadku. Zwłaszcza jeśli wszyscy przekraczający granicę Wielkiej Brytanii zostaną wcześniej przebadani pod kątem koronawirusa i wykażą, że nie są nosicielami groźnej choroby.  Według źródeł “Motorsportu”, mimo prowadzonych rozmów z rządem, nie ma mowy o stworzeniu wyjątków dla jakiejkolwiek dyscypliny sportowej. Boris Johnson obawia się, że jeśli pójdzie na rękę jednej społeczności, to za chwilę kolejne będą żądać tego samego i tym samym liczba chorych na COVID-19 na Wyspach znów zacznie wzrastać. 14-dniowa izolacja najpewniej sprawi, że wyścigi na Silverstone nie będą się mogły odbyć.

 

Nieco ponad miesiąc pozostał do wyścigu o Grand Prix Austrii, jaki ma zacząć sezon Formuły 1. Przedstawiciele Red Bulla zaczęli mówić o tym, że na trybuny w Spielbergu być może zostaną wpuszczeni kibice. Rząd nie chce o tym słyszeć. Red Bull Ring w Spielbergu należy do firmy produkującej napoje energetyczne i to ona włożyła ogrom wysiłku w to, by Formuła 1 na początku lipca w Austrii w ogóle miała miejsce. Jako że sytuacja związana z koronawirusem w Austrii zaczęła się poprawiać, przedstawiciele “czerwonych byków” zaczęli brać pod uwagę wpuszczenie kibiców na trybuny. – Mamy nadzieję, że wkrótce otrzymamy odpowiedź ministerstwa zdrowia ws. wyścigu – powiedział w ORF Helmut Marko, doradca Red Bulla ds. motorsportu. Nadzieje 76-latka szybko zostały rozwiane przez przedstawicieli austriackiego rządu. – Nie sądzę, aby personel pracujący w ministerstwie zdrowia brał w ogóle pod uwagę zgodę na organizację dużych imprez masowych z udziałem tysięcy osób – stwierdził minister sportu Werner Kogler w “Salzburger Nachrichten”. Kogler nie ukrywa jednak, że rząd najpewniej zgodzi się na organizację dwóch wyścigów F1 w Spielbergu, ale przy pustych trybunach. – Decydującym czynnikiem będą przepisy dotyczące wjazdu i wyjazdu personelu F1 – zdradził minister sportu.  Formuła 1 ma się pojawić w Austrii już na początku lipca. Plan zakłada skoszarowanie kierowców i personelu F1 w hotelach – nie będą oni mogli wychodzić na zewnątrz. Dopuszczone będzie jedynie opuszczenie swoich miejsc noclegowych w celu wyjazdu na tor. Na samym obiekcie będzie funkcjonować podobna zasada – opuszczenie Red Bull Ringu będzie możliwe dopiero wieczorem w celu powrotu do hotelu. Zakazana będzie też interakcja między zespołami. Wszystko po to, aby koronawirus nie rozprzestrzenił się w padoku F1.

Boks:

18 lipca ma odbyć się pierwsza gala Eddie Hearna od czasu wybuchu pandemii koronawirusa. Szef Matchroom Boxing chce, aby wydarzenie odbyło się na świeżym powietrzu. – Nie chcemy wystartować za szybko z naszymi galami. Chcemy się do tego dobrze przygotować i jednocześnie poczekać, bo mamy nadzieję, że za dwa miesiące sytuacja epidemii koronawirusa na Wyspach będzie zdecydowanie lepsza – powiedział Eddie Hearn, cytowany przez ringpolska.pl.  Promotor Anthony’ego Joshuy zamierza organizować gale we… własnym ogrodzie. To nie żart. Jego firma Matchroom Boxing ma siedzibę w Brentwood w Essex, gdzie znajduje się duży obszar, na którym Eddie Hearn chce bezpiecznie przygotować imprezy sportowe bez udziału publiczności.

 

Kolarstwo:

Lance Armstrong przez lata był legendą kolarstwa, ale dopingowe skandale sprawiły, że został pozbawiony wszystkich trofeów. Amerykanin wyznał, że doping stosował już w młodości. Armstrong wszystkie sukcesy zawdzięcza zakazanemu wspomaganiu. Wyznał to w ekskluzywnej rozmowie z Oprah Winfrey. Przyznał się wtedy do stosowania EPO, kortyzonu, testosteronu, hormonu wzrostu oraz stosowania transfuzji krwi. Został dożywotnio zdyskwalifikowany i odebrano mu wszystkie trofea. Jednak z dopingiem Armstrong miał do czynienia wcześniej niż na przełomie XX i XXI wieku. W zwiastunie filmu dokumentalnego pokazywanego na antenie ESPN były kolarz przyznał, że doping stosował jeszcze przed zdobyciem tytułu mistrza świata w 1993 roku.  Jego słowa są szokujące. Amerykanin sięgał po doping zanim osiągał pierwsze sukcesy. W 1993 roku, w wieku 22 lat, w Oslo wywalczył tytuł mistrza świata w wyścigu ze startu wspólnego. Trzy lata później zdiagnozowano u niego raka jąder. Po pokonaniu choroby Armstrong wrócił do kolarstwa i był wzorem do naśladowania dla wielu osób walczących z nowotworem.  Po latach okazało się, że wszystkie sukcesy osiągał na dopingu. W październiku 2012 roku został dożywotnio zdyskwalifikowany przez Międzynarodową Unię Kolarską (UCI). Ta decyzję podjęła po zeznaniach byłych kolegów z grup, w których ścigał się Armstrong. Anulowano wszystkie jego wyniki od 1 sierpnia 1998 roku.

Opracował: Sławek Sobczak