Kolejne miliony bezrobotnych nie zrobiły najmniejszego wrażenia na inwestorach z Wall Street. Dzięki czwartkowej zwyżce indeks Nasdaq Composite powrócił do stanu z początku roku. Czwartkowa sesja była zderzeniem dwóch światów. Dane z realnej gospodarki poinformowały nas o kolejnych trzech milionach nowych bezrobotnych. Łącznie od połowy marca do końca kwietnia po zasiłek zgłosiło się ponad 33 miliony Amerykanów. Tylko w kwietniu sektor prywatny zwolnił ponad 20 milionów pracowników, a mówi się, że są to dane niedoszacowane. Reasumując, mamy do czynienia z powtórką Wielkiej Depresji w trybie turbo. A tymczasem w czwartek Nasdaq Composite idzie w górę o 1,41 proc. i powraca do stanu z początku roku. S&P500 po zwyżce o 1,15 proc. wciąż jest na 11-procentowym minusie YTD, ale zarazem znajduje się na podobnym poziomie co rok temu. Czy to nie jest szaleństwo? Otóż nie. Giełdowi inwestorzy wciąż działają racjonalnie. Po pierwsze, koronawirusowe mleko się już rozlało i wielu liczy, że gorzej nie będzie. A to oznacza, że będzie lepiej, więc warto kupować akcje. Co prawda drugi kwartał można spisać na straty, ale przecież rynek akcji oferuje i tak potencjalnie lepsze stopy zwrotu niż zdołowane przez Fed rentowności papierów dłużnych. Po drugie, w Stanach Zjednoczonych (i praktycznie w całym inwestycyjnym świecie) trwa orgia „drukowania pieniędzy”, przy której ekscesy z lat 2008-10 są tylko niewinną igraszką. Tylko przez ostatnie dwa miesiące Fed wykreował z powietrza ponad 2,4 bln dolarów. Czyli z grubsza tyle samo co między grudniem 2008 a grudniem 2014 roku. Dług publiczny USA w niespełna miesiąc wzrósł o bilion dolarów, sięgając 25 bln dolarów. Po trzecie, silne różnice widać w zachowaniu poszczególnych indeksów. O ile akcje spółek „tradycyjnych” (np. banków, linii lotniczych, firm paliwowych, handlowych, przemysłowych, etc.) w ostatnich dniach spisują się słabo, to notowania technologicznych gigantów biją nowe rekordy. W czwartek o ponad 14 proc. zwyżkowały notowania PayPala, który w drugim kwartale oczekuje silnego ożywienia na rynku płatności internetowych. To właśnie tego typu spółki są motorami ostatnich wzrostów. Spółki z grupy FAANG, czyli Facebook, Amazon, Apple, Netflix i Alphabet biją przedkryzysowe szczyty hossy. Każda z tym spółek jest już w drugim kwartale na przynajmniej 15-procentowym plusie.

 

Za nami kolejny tydzień z wielomilionowym przyrostem liczby bezrobotnych w Stanach Zjednoczonych. Od połowy marca do końca kwietnia ponad 33 miliony Amerykanów zgłosiło się po zasiłek. W tygodniu zakończonym 2 maja po zasiłek dla bezrobotnych wystąpiło 3,169 mln Amerykanów – poinformował w czwartek Departament Pracy. To o 677 tys. mniej niż tydzień wcześniej, gdy zarejestrowano ponad 3,8 mln nowych bezrobotnych. Liczba bezrobotnych kontynuujących pobieranie zasiłku wyniosła 22,647 mln w tygodniu, który skończył się 25 kwietnia. Ekonomiści szacowali, że po zasiłek zgłosiło się 3 mln Amerykanów. Zatem dzisiejszy odczyt, choć wciąż bardzo wysoki, był tylko nieznacznie wyższy od prognoz większości analityków. Gdy do najnowszych danych dodamy statystyki z wcześniejszych pięciu tygodni, to otrzymamy liczbę ponad 33,4 mln Amerykanów, którzy stracili pracę i zgłosili się po zasiłek dla bezrobotnych. Z taką sytuacją w USA nie mieliśmy do czynienia od czasów wielkiego kryzysu z lat 30. XX wieku, a nawet wtedy przyrost bezrobocia był rozłożony na wiele miesięcy i nie był tak gwałtowny jak obecnie. Według danych ADP w kwietniu zatrudnienie w sektorze prywatnym zmalało o ponad 20 milionów, co jest absolutnym rekordem. Warto dodać, że w ramach tzw. pakietu stymulacyjnego (The Coronavirus Aid, Relief, and Economic Security Act) specjalny zasiłek dla bezrobotnych należy się każdemu, kto stracił pracę (lub nie może jej wykonywać) z powodu administracyjnego zamknięcia gospodarki. Na mocy CARES rząd federalny dopłaca do stanowego zasiłku dodatkowe 600 dolarów tygodniowo. Oznacza to, że w wielu stanach wysokość tego zasiłku przekracza 1200 dolarów tygodniowo i jest on wyższy od mediany tygodniowego wynagrodzenia pracownika (wynoszącej 957 dolarów) w Stanach Zjednoczonych. Zatem dla wielu Amerykanów uzyskanie statusu bezrobotnego de facto oznacza wzrost dochodów. Maksymalny czas pobierania tego zasiłku to 39 tygodni. Do połowy marca cotygodniowe raporty o liczbie nowych bezrobotnych w USA przynoszą wyniki rzędu 200-300 tys. i tylko w okresach recesji przekraczały 400 tys. tygodniowo. Obecne odczyty są kilkukrotnie wyższe od poprzednich rekordów: w marcu 2009 roku oraz w sierpniu 1982 roku po „kuroniówkę” zgłaszało się po niespełna 700 tys. Amerykanów tygodniowo. Bezprecedensowe załamanie aktywności gospodarczej wywołanej falą lockdownów zapewne w kwietniu wyniosło stopę bezrobocia w USA do dwucyfrowych wartości. A jeszcze w lutym oficjalna stopa bezrobocia wynosiła 3,5 proc. i była na najniższym poziomie od 50 lat.

 

Ekonomiści z Deutsche Banku zaktualizowali swoje perspektywy dla globalnej gospodarki, które obecnie wyglądają jeszcze bardziej ponuro. Z kolei eksperci z Wells Fargo sugerują, iż ogromny wzrost bezrobocia w USA przełoży się na ograniczenie długoterminowych zdolności produkcyjnych. Tymczasem analitycy z Deutsche Banku prognozują kurs pary EURUSD na poziomie 1,10 na koniec 2020 roku.  – Prognozujemy, że światowy PKB spadnie o 11 proc. (poniżej poziomu z końca 2019 r.) w drugim kwartale i wróci do poziomu zbliżonego z końca 2019 r. do końca przyszłego roku. Prognozowany spadek w tym roku wynosi 6 proc., w porównaniu z rynkowym konsensusem na poziomie -3 proc. – napisano w raporcie. W ocenie ekspertów obecny szok gospodarczy, choć znacznie mniejszy od Wielkiego Kryzysu dzięki ogromnej interwencji polityki pieniężnej i fiskalnej, skutkuje jednak ogromnym wzrostem bezrobocia, który na dłuższą metę będzie poważnie obciążać skarby poszczególnych państw.  Według danych przedstawionych w czwartek w pierwszym kwartale wydajność pozarolnicza spadła w USA o 2,5 proc. Analitycy z Wells Fargo ostrzegają, że kryzys koronawirusowy stanowi poważne zagrożenie dla zdolności produkcyjnej amerykańskiej gospodarki. – Produkcja spadła (-6,2 proc.) względem słabych szacunków (-3,8 proc.). Zarówno produkcja, jak i przepracowane godziny spadały w najszybszym tempie od 2009 roku – wskazano w raporcie. Jak wskazują analitycy, ogromna utrata miejsc pracy od końca marca może mechanicznie przyspieszyć wzrost wydajności w najbliższym czasie. Jest to typowe zjawisko dla recesji, ale w ich ocenie należy przede wszystkim skupić się na wydajności po obecnym kryzysie. Ekonomiści w Deutsche Banku wygładzili prognozę dla pary walutowej EURUSD na ten rok z powodu niestabilności w Europie. – Pytania o stabilność systemu w Europie i przepływ wiadomości na tym froncie w ostatnich tygodniach są rozczarowujące, w tym niechęć EBC do wdrożenia OMT, decyzja niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego czy opóźnienia w tworzeniu wspólnego funduszu naprawczego – zauważono. – Spłaszczyliśmy naszą prognozę dla EURUSD z celem 1,10 na koniec roku. Po tym roku zakładamy, że Europa zbliży się do dalszej integracji, a EURUSD będzie w stanie odbić z dala od okolic parytetu – podsumowano.

 

Rynek ropy naftowej odnotowuje silny wzrost cen drugi tydzień z rzędu, ponieważ cięcia produkcji ze strony największych producentów i nagłe ożywienie popytu zaczęły przywracać równowagę na rynku surowca. W piątek ropa WTI kosztuje ponad 25 dolarów za baryłkę  wzrastając ponad 28 proc., a ropa Brent kosztuje 30 dolarów za baryłkę odnotowując wzrost cen o 12 proc. Arabia Saudyjska, największy na świecie eksporter ropy naftowej, podniosła w czerwcu ceny dla prawie wszystkich gatunków ropy, co sugeruje, że jest bardziej zainteresowana dalszym wspieraniem ożywienia cen niż konkurowaniem o udział w rynku. Pojawiło się również więcej dowodów na to, że popyt zaczyna wracać. W USA dostarczona benzyna, popularny wskaźnik zużycia, wzrósł najsilniej od prawie dwóch lat w zeszłym tygodniu, podczas gdy firma Genscape Inc. poinformowała, że zapasy w największym magazynie w Cushing w stanie Oklahoma spadły od ostatniego piątku, co byłoby pierwszą redukcją od końca lutego, jeśli potwierdzą to dane rządowe. Chociaż nadal istnieje znaczna nadwyżka, ostatnie doniesienia wywołują optymistyczne oceny niektórych wpływowych analityków. Światowy popyt na ropę jest na „poprawiającej się trajektorii” i do początku czerwca może przebić podaż, uważa Jeffrey Currie, szef działu badań towarowych w Goldman Sachs Group Inc. Natomiast rynek ropy wróci do równowagi w lipcu, zanim przejdzie do nadmiernej konsumpcji przez resztę roku, zgodnie ze Standard Chartered Plc. Podczas gdy stabilizacja cen przyniosła pewną ulgę na rynek ropy, konieczny będzie silny wzrost popytu, aby utrzymać wyższe ceny. Arabia Saudyjska zaczęła ograniczać produkcję pod koniec kwietnia w ramach umowy OPEC +, ale nadal eksportowała rekordowe ilości surowca w ubiegłym miesiącu. Według Standard Chartered poziom nadwyżki globalnej podaży wynosił średnio 21,3 miliona baryłek dziennie w kwietniu. Cotygodniowa dostawa surowca w USA wzrosła o 804 000 baryłek dziennie w ubiegłym tygodniu, co stanowi największy skok od czerwca 2018 r., według instytutu Energy Information Administration.

 

Ropa naftowa nie jest jedynym surowcem, na rynku którego duże zapasy są istotnym problemem. Wysoki poziom zapasów w tym tygodniu przyczynił się do zniżek notowań gazu ziemnego w Stanach Zjednoczonych i powrotu ich notowań do poziomów poniżej 2 dolary za mln BTU. Wczoraj amerykański Departament Energii podał, że w poprzednim tygodniu zapasy gazu ziemnego w Stanach Zjednoczonych wzrosły o 109 mld stóp sześciennych. To więcej niż zakładano na rynku (106 mld st. sześc.), więcej niż wynosiła zwyżka w analogicznym tygodniu poprzedniego roku (96 mld st. sześc.) i więcej niż wynosi 5-letnia średnia dla tego okresu z lat 2015-2019 (74 mld st. sześc.). Ważną przyczyną presji na zniżkę notowań gazu ziemnego w USA jest spadek eksportu tego surowca. Po raz pierwszy w historii amerykański benchmark stał się droższy od gazu w Europie i Azji, więc gaz z USA stał się mniej konkurencyjny cenowo.

 

Inwestorzy dostrzegają rosnące szanse na to, że amerykański bank centralny obniży stopę procentową poniżej zera, co spowodowałoby spadek rentowności dwuletnich obligacji skarbowych do rekordowo niskiego poziomu. Kontrakty futures na stopy Fed przedłużyły wzrost z poprzedniego tygodnia, a ceny na początku 2021 r. wzrosły powyżej 100, co stanowi granicę ujemnych stóp procentowych.  Jerome Powell, prezes Rezerwy Federalnej, konsekwentnie odrzuca pomysł obniżenia stóp procentowych na terytorium ujemne, choć Raphael Bostic, prezes Fedu z Atlanty, powiedział w czwartek, że bank centralny wykorzysta cały swój arsenał, aby pomóc dotkniętej pandemią gospodarce USA. Fed posiada obecnie stopę referencyjną w widełkach od zera do 0,25 proc., ale w ostatnim tygodniu narastały spekulacje na rynkach dotyczące możliwości obniżenia tego przedziału. Opcje Eurodolar – powszechnie stosowane jako zabezpieczenie przed działaniami polityki Fed – prognozują do ​​połowy 2021 r. stopę procentową banku centralnego wynoszącą zaledwie -45 punktów bazowych. – Nie wierzę, że Powell chce negatywnych stóp, ale jego podejście „zrobimy cokolwiek będzie konieczne” sugeruje, że jest taka możliwość – powiedział Todd Colvin, starszy wiceprezes Ambrosino Brothers w Chicago. Ruchy na instrumentach prognozujących przyszłą ścieżkę stóp Fed nastąpiły po tweecie Jeffrey’a Gundlacha z DoubleLine Capital, który ostrzegł, że presja na bank centralny będzie rosła, co może okazać się „zabójcze”. Inni komentatorzy rynku, tacy jak Kenneth Rogoff z Harvard University, stwierdzili w tym tygodniu, że Fed powinien obniżyć stopy procentowe poniżej zera.

 

Dolar kontynuuje korektę w ślad za lepszym sentymentem na rynkach akcji, oraz odbijającej ropie. Kluczową informacją dzisiaj rano są doniesienia o przeprowadzonej w nocy rozmowie telefonicznej pomiędzy kluczowymi osobami biorącymi udział w negocjacjach handlowych pomiędzy USA, a Chinami. Po stronie amerykańskiej byli to Sekretarz Skarbu Steven Mnuchin, oraz szef USTR Robert Lighthizer, a po stronie chińskiej, wicepremier Liu He. Według depesz strony zobowiązały się do „stworzenia przyjaznego środowiska” służącego wypełnianiu postanowień umowy handlowej, oraz „zacieśnienia współpracy” w tematach gospodarczych, oraz dotyczących zdrowia publicznego. Zgodzono się też, co do tego, że obie strony poczyniły „znaczące postępy” pozwalające na ocenę, że porozumienie handlowe zakończy się sukcesem, a obie strony wypełnią swoje zobowiązania. Zaskoczenie? Biorąc pod uwagę dotychczasową narrację ludzi z otoczenia Trumpa, to można powiedzieć, że tak.

 

Piątkowy poranek przyniósł wzrost kursu euro do przeszło 4,55 zł. A ponieważ w ostatnich dniach wspólnotowa waluta osłabiła się dolara, to kurs zielonego” zadomowił się powyżej 4,20 zł. Rano czasu polskiego kurs euro kształtował się na poziomie 4,5548 zł i był nieznacznie wyższy niż w czwartek wieczorek. To trzeci dzień osłabienia polskiej waluty, w efekcie czego notowania pary euro-zloty powróciły do stanu z początku tygodnia. Patrząc w szerszym horyzoncie kurs euro po marcowym skoku porusza się w przedziale 4,50-4,60 zł. Są to poziomy, które przez ostatnie 10 lat były widywane tylko okazjonalnie i zwykle nie utrzymywały się dłużej. Teraz stan słabego złotego wydaje się być zjawiskiem trwałym. Dolar amerykański był kwotowany po przeszło 4,20 zł. Za franka szwajcarskiego trzeba było zapłacić przeszło 4,32 zł, o prawie grosz więcej niż dzień wcześniej. Funt szterling wyceniany był na ponad 5,21 zł – o dwa grosze wyżej niż w czwartek.

 

Kurs bitcoina po raz pierwszy od blisko 3 miesięcy przekroczył 10 000 dolarów. Inwestorzy i spekulanci odliczają dni do wyczekiwanego od lat „halvingu”. Kurs bitcoina na giełdzie bitstamp sięgnął 10 041,35 dolara. Był to najwyższy poziom odnotowany od 19 lutego, a więc jeszcze przed momentem załamania się światowych giełd w reakcji na gospodarcze konsekwencje pandemii koronawirusa. O poranku bitcoin był już nieco tańszy, a jego kurs oscylował wokół 9800 dolarów. Warto przypomnieć, że w trakcie pandemicznej bessy, kurs bitcoina zniżkował do mniej niż 5000 dolarów. Najpopularniejsza kryptowaluta obecnie jest też wyceniana wyżej niż na koniec 2019 r. ($7200).  Bitcoin przebił symboliczną barierę 10 000 dolarów na cztery dni przed zaplanowanym na 12 maja „halvingiem”. Termin ten związany jest z nagrodami dla bitcoinowych „górników”, czyli podmiotów pozyskujących bitcoiny w zamian za udostępnianie mocy obliczeniowej swoich komputerów lub wyspecjalizowanych „koparek kryptowalut”, która służy do utrzymywania funkcjonowania całego systemu. Halving to wydarzenie, które o połowę zmniejsza wysokość nagrody dla górników.

 

Kupując używane części pochodzące z aut produkowanych przez Teslę, można było mieć dostęp do wrażliwych danych poprzednich użytkowników. Nawet jeśli przywrócili oni ustawienia fabryczne – donosi serwis arstechnica.com. Choć systemy rozrywki pokładowej oferowane przez Teslę pozwalają umilić sobie podróż, mogą być niebezpieczne dla danych i informacji o użytkownikach, które przechowują. Do takiego wniosku doszedł jeden z użytkowników aut produkowanych przez Teslę na swoim twitterowym koncie „Greentheonly”. Jak twierdzi, za pośrednictwem serwisu eBay kupił 12 paneli multimedialnych MCU stosowanych w teslach, a które zostały wcześniej wymontowane podczas napraw lub wymiany na nowsze.  Jak się okazało, kupione panele MCU umożliwiały dostęp do poufnych informacji zapisywanych w telefonach podłączanych do panelu obsługującego system rozrywki pokładowej. Wśród nich były m.in. numery telefonów, rejestry połączeń, wpisy do kalendarza, informacje z map Google’a: lokalizacje, w tym te dotyczące miejsca zamieszkania i pracy, a także hasła do kont Google’a, Netfliksa, Spotify i Wi-Fi.  Wszystkie urządzenia informowały o ich ostatniej lokalizacji znajdującej się w centrum serwisowym Tesli, stąd wniosek, że zostały wymontowano z pojazdach właśnie w autoryzowanych serwisach producenta podczas napraw lub instalacji nowszych wersji oprogramowania. Co więcej, dane można było odzyskać również, jeśli poprzedni właściciele przywrócili ustawienia fabryczne.  Odkrycie wycieku danych z aut Tesli pokazuje, że na takie ryzyko narażeni są także właściciele innych samochodów wyposażonych w systemy rozrywki pokładowej. W ubiegłym roku na podobny problem zwrócił uwagę jeden z użytkowników fordów. Mężczyzna, który wypożyczył samochód twierdził, że po oddaniu go wciąż miał możliwość zdalnego uruchamiania i zatrzymywania auta.

Opracował: Sławek Sobczak