Rosnące nadzieje na stabilizację pandemii doprowadziły wczoraj do dalszych wzrostów na rynku akcji. Liczba nowych przypadków koronawirusa wciąż jest duża, jednak słupki nieco wyhamowują. Niektóre kraje europejskie planują zmniejszenie obostrzeń w najbliższym czasie. Niemniej członkowie WHO ostrzegają przed takimi krokami, które powinny być czynione z rozwagą i zachowaniem środków ostrożności. Wczoraj liczba nowych zachorowań na COVID-19 w ujęciu dziennym wyniosła ponad 74 tysiące, a liczba zgonów to prawie 7 tys. Najwięcej przypadków zakażeń ponownie odnotowano w Stanach Zjednoczonych (wczoraj +27 tys.).  Washington Post wszedł w posiadanie planu ponownego otwarcia gospodarki USA. Strategia dotyczy stopniowego zniesienia ograniczeń w tych częściach kraju, gdzie doszło do mniejszych zachorowań. Nie jest to jednak pełny dokument, tylko szkic większego ośmioczęściowego planu, ale daje pewien wgląd w proces wybudzania gospodarki z hibernacji. Część ograniczeń nadal pozostanie, a rząd USA zamierza wzmocnić służbę zdrowia. Lada dzień zacznie się cały proces.  Ponieważ znaczna część stanów (około 20) uniknęła gwałtownego wybuchu epidemii, Trump zasugerował, że ich mieszkańcy mogą wrócić do pracy nawet od 1 maja.

 

Nadzieje na ponowne uruchomienie zamkniętej w marcu gospodarki sprawiły, że nowojorskie indeksy poszły w gorę po przeszło 3 proc. Optymizmu nie zgasiły słabe wyniki banków, ani kolejne oznaki załamania koniunktury gospodarczej w USA. Prezydent Donald Trump ogłosił, że ma władzę, aby „otworzyć gospodarkę”, która w marcu została sparaliżowana stanowymi dekretami nakazującymi ludziom pozostanie w domach, aby spowolnić ekspansję koronawirusa. Teraz amerykański prezydent chciałby znieść te zakazy jak najszybciej, przeciwko czemu protestuje część gubernatorów. Prezydent Trump ma w ciągu najbliższych dni przedstawić swoje propozycje. Pojawienie się choćby cienia nadziej na zakończenie rujnującego Amerykę lockdownu wydatnie poprawiło nastroje na Wall Street. Po poniedziałkowych spadkach wtorek przyniósł silne wzrosty cen akcji. Dow Jones poszedł w górę o 2,39 proc. i zbliżył się do granicy 24 000 punktów. S&P500 po zwyżce o 3,06 proc. osiągnął wartość 2 846,06 pkt. – najwyższą od 10 marca. Od marcowego dołka S&P500 zyskał już niemal 30 proc. Nasdaq Composite po zwyżce o 3,95 proc. wspiął się na wysokość 8 515,74 pkt.  Optymizmu nie zakłóciły nawet słabe wyniki największych banków. Akcje JP Morgan Chase oraz Wells Fargo przeceniono odpowiednio o 2,7 proc. i prawie 4 proc. Zysk netto JP Morgan spadł w I kwartale o 68 proc. rdr i był o przeszło połowę niższy od mediany prognoz analityków. To efekt 7 mld dolarów rezerw, jaki bank zawiązał na oczekiwane straty na portfelu kredytowym. W przypadku Wells Fargo zysk netto spadł prawie do zera. Tak marne wyniki banków wróżą gwałtowny spadek zysków spółek w pierwszym i drugim kwartale 2020 roku. Analitycy przewidują, że zyski dla wszystkich firm w S&P 500 spadną w I kwartale aż o 9 proc. rdr. Z kolej średniej przemysłowej Dow Jonesa ciążyły zniżkujące o 4,3 proc. akcje Boeinga. Producent samolotów poinformował, że w I kw. otrzymał zamówienia na zaledwie 50 samolotów, czyli raptem jedną trzecią tego co rok wcześniej.

 

W marcu 2020 r. sprzedaż detaliczna w Stanach Zjednoczonych spadła o 8,7 proc. w ujęciu miesięcznym, wynika z danych Departamentu Handlu. To rekordowy spasdek tego wskaźnika. To wynik gorszy od mediany oczekiwań ekonomistów, która zakładała spadek rzędu 8 proc. wobec spadku o 0,4 proc. miesiąc wcześniej po korekcie z -0,5 proc.  W oszacowaniu na kwiecień 2020 r. indeks produkcyjny NY Empire State, obrazujący aktywność wytwórczą w regionie Nowego Jorku spadł do -78,2 pkt., wynika z danych nowojorskiego Banku Rezerw Federalnych. To najniższa jego wartość w historii. Mediana oczekiwań ekonomistów zakładała spadek wskaźnika do -35 pkt. z -21,5 pkt. w marcu.

 

Prezydent USA Donald Trump oznajmił, że poinstruował swoją administrację, aby tymczasowo wstrzymała finansowanie Światowej Organizacji Zdrowia. Trump zarzuca WHO m.in. nie udostępnianie informacji o rozprzestrzenianiu się pandemii i zbyt długie ignorowanie problemu. Indeks dolara wzrasta w środę ponownie przebijając poziom 99,00.  Zdaniem Trumpa niewłaściwe działania WHO i jej zaufanie wobec danych podawanych przez chińskie władze sprawiły, że sytuacja dramatycznie się pogorszyła, a koronawirus rozprzestrzenił się na cały świat. Amerykański przywódca powtórzył, że ma szczególnie za złe WHO, że skrytykowała jego decyzję zamknięcia przed Chińczykami granicy na początku pandemii.  Nie jest jasne od kiedy nastąpi wstrzymanie płatności, ani jak działania Trumpa wpłyną na możliwe ograniczenie uprawnień organizacji, na które wcześniej zezwolił Kongres. USA włożyły 893 miliony dolarów w działalność WHO podczas obecnego dwuletniego cyklu finansowania. Urzędnicy administracji zasygnalizowali, że zawieszenie nastąpi na 60 dni.  WHO jest od miesięcy kanałem napięć między Stanami Zjednoczonymi, a Chinami. Sekretarz generalny WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus został uznany za winnego przez sojuszników prezydenta za zbytni szacunek dla Pekinu. Organizacja nie odpowiedziała jeszcze na decyzje Trumpa. WHO działa z dwuletnim budżetem, który jest finansowany z różnych składek członkowskich i dobrowolnych składek od państw członkowskich i organizacji non-profit. W przeszłości ponad trzy czwarte funduszy pochodziło z dobrowolnych składek. Najnowszy budżet WHO na okres 2020–2021 został zatwierdzony w maju zeszłego roku i ustanowił budżet w wysokości 5,8 mld USD, z czego 16,4 proc. pochodziło z składek członkowskich.  Składki członkowskie zależą od zamożności i liczby ludności kraju. W ostatnim okresie budżetowym USA stanowiły prawie jedną czwartą funduszy członkowskich, a następnie były Chiny, Japonia i Niemcy. W ostatnich latach Stany Zjednoczone przodowały również w ilościach dobrowolnych dotacji.

 

Świat zmienił się diametralnie w przeciągu ostatnich trzech miesięcy. Pandemia koronawirusa doprowadziła do dużej liczby zachorowań i ofiar śmiertelnych. W miarę jak kraje wdrażają kwarantanny i praktyki dystansowania społecznego, aby powstrzymać rozprzestrzenianie wirusa, świat został poddany Wielkiej Blokadzie tzw. “shut-down”. Skala i szybkość załamania się aktywności gospodarczej, która nastąpiła, nie przypomina niczego, czego doświadczała ludzkość w ostatnich dekadach. Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) prognozuje, że globalny wzrost w 2020 r. spadnie o -3 procent.  Jest to obniżka aż o 6,3 punktu procentowego w porównaniu ze styczniem 2020 r., co stanowi poważną zmianę w bardzo krótkim okresie. To sprawia, że ​​Wielka Blokada jest najgorszą recesją od Wielkiego Kryzysu z lat 30 ubiegłego wieku i znacznie gorszą niż ostatni Globalny Kryzys Finansowy. Ożywienie w 2021 r. będzie jedynie częściowe, ponieważ MFW oczekuje, że poziom aktywności gospodarczej pozostanie poniżej poziomu przewidywanego na 2021 r.. Skumulowana strata dla globalnego PKB w 2020 r. i 2021 r. w wyniku kryzysu pandemicznego może wynieść około 9 bilionów dolarów, czyli więcej niż łącznie jest warta gospodarka Japonii i Niemiec.  Po raz pierwszy od Wielkiego Kryzysu zarówno gospodarki rozwinięte, jak i rozwijające znalazły się w recesji.

 

W ostatnich tygodniach obserwujemy silne spadki cen ropy naftowej na rynkach światowych (o ponad 50 proc. od początku roku), spowodowane powstałym szokiem popytowo-podażowym. Pojawiające się analizy rynku surowca wskazują na spadek popytu na ropę i produkty jej rafinacji w wyniku pandemii koronawirusa. Według analiz banku Goldman Sachs popyt na surowiec może spaść nawet o 26 mln b/d, czyli o około 25 proc. całkowitej globalnej konsumpcji w najbliższym czasie – będzie to zatem najsilniejszy spadek w historii. W konsekwencji na rynku powstanie nadpodaż, która według firmy IHS Markit w 2020 roku może kształtować się w przedziale od 800 milionów do 1,3 miliarda baryłek. Prognozy zapasów ropy naftowej są zatem od dwóch do trzech razy większe niż miało to miejsce w okresie ostatniego załamania się cen surowca z przełomu 2015 i 2016 roku, kiedy to Organizacja Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC) „pompowała” więcej surowca, aby zwalczyć rozwijający się przemysł łupkowy w USA. Kraj ten obecnie jest największym producentem „czarnego złota” na świecie (w tym szczególnie ropy z łupków) – wydobywa łącznie około 13 mln b/d. Ponadto, to Amerykanie najsilniej zyskali na redukcjach w wydobyciu, dokonanych przez członków grupy OPEC+. Od początku wprowadzenia tych cięć, tj. od 2017 roku, amerykańscy producenci zwiększyli swoje wydobycie o około 50 proc., co przełożyło się również na powiększenie wolumenu eksportowanego surowca i zdobyciu pozycji lidera w produkcji na światowym rynku.  W pierwszej kolejności warto zwrócić uwagę na pomoc, jaką amerykański sektor naftowy może uzyskać ze strony rządu. Władze w USA zapowiedziały, że będą chciały zapełnić zbiorniki wchodzące w skład strategicznych rezerw paliwowych (Strategic Petroleum Reserve, SPR), korzystając z niskich globalnych cen ropy naftowej. Obecnie stan zapasów ropy w USA szacowany jest na 634 mln baryłek i dlatego można byłoby zakupić jeszcze około 80 mln baryłek ropy. Pierwszy planowany zakup miałby dotyczyć około 30 mln baryłek ropy. Oferta miałaby zostać skierowana do małych i średnich producentów zatrudniających mniej niż 5000 pracowników. Działania te miałyby wesprzeć przemysł naftowy, pomimo faktu, że zdaniem prezydenta D. Trumpa, niskie ceny benzyny są korzystne dla amerykańskiej gospodarki – szczególnie teraz, gdy dotknięta jest ona pandemią koronawirusa.

Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych opublikowało projekt rozporządzenia, w którym proponuje utworzenie za granicą obwodów głosowania. Jak stwierdza jednak w uzasadnieniu, „przeprowadzenie wyborów w niektórych państwach będzie bardzo utrudnione, a w wielu niemożliwe”. Tworzenie obwodów głosowania to obowiązek ustawowy resortu spraw zagranicznych, albowiem oficjalny termin wyborów prezydenckich pozostaje niezmienny – jest nim 10 maja 2020 r. Wybory prezydenckie póki co mają odbywać się osobiście, ponieważ projekt ustawy wprowadzający głosowanie korespondencyjne nie jest obowiązującym prawem.  W uzasadnieniu do projektu rozporządzenia pojawia się jeszcze jeden ciekawy wątek. Czytamy w nim, że tworząc obwody „nie uwzględniono tych państw o licznej Polonii, które expressis verbis nie wyraziły zgody na organizację wyborów w drodze głosowania osobistego (USA, Kanada, Wielka Brytania, Niderlandy, Luksemburg, Niemcy), bądź które nie udzieliły odpowiedzi, a zgoda jest wymagana (Szwajcaria, Włochy, Malta, RPA, Serbia, Irlandia, Nowa Zelandia)”.  W załączniku zawierającym listę tworzonych obwodów nie ma również Hiszpanii, w której liczba zachorowań z powodu COVID-19 jest najwyższa w Europie. Oznacza to, że bazując na aktualnie obowiązujących przepisach, część polskich obywateli ( w tym w Stanach Zjednoczonych) nie będzie mogła zagłosować w wyborach 10 maja, gdyż zakaz głosowania osobistego wynika z wewnętrznych uregulowań poszczególnych krajów, które mają na celu ograniczenie rozszerzania się pandemii koronawirusa.

Opracował: Sławek Sobczak