Rezerwa Federalna obiecała w poniedziałek, że kupi wszystko od każdego po każdej cenie. Lecz nawet to nie zatrzymało przeceny akcji. Ekspansja koronawirusa okazała się dziś silniejsza od monetarnej ekspansji Fedu. W nieco łagodniejszy sposób powtórzył się scenariusz sprzed tygodnia. Bank centralny Stanów Zjednoczonych sięgnął dziś po środki, których nie stosowano nigdy przedtem. Rezerwa Federalna zadeklarowała nieograniczony skup obligacji skarbowych i hipotecznych oraz uruchomiła szereg nadzwyczajnych programów dających dostęp do kredytu dla wielkich korporacji i władz stanowych. Zasadniczo jest to plan ogólnonarodowego bail-outu i sztucznego podtrzymania cen – w wielu przypadkach – bezwartościowego długu.Zdawać by się mogło, że nieograniczone i w zasadzie nieskończone QE musi zatrzymać przecenę aktywów. Jednakże ponownie tak się nie stało.

 

 

Pomimo wręcz apokaliptycznej skali interwencji Fedu giełdowe indeksy ledwie przez kilkanaście minut utrzymały się ponad kreską. I ostatecznie zanotowały poważne spadki. W poniedziałek S&P500 spadł o 2,93 proc., a w takcie sesji po raz pierwszy od grudnia 2016 roku znalazł się poniżej 2200 punktów. Dow Jones po utracie niemal 582 punktów (czyli 3 proc.) osiągnął wartość 18 591,93 pkt. i powrócił do poziomu z wyborów prezydenckich w USA, które wyniosły na urząd Donalda Trumpa. Nasdaq Composite poszedł w dół tylko o 0,27 proc., w końcówce sesji omal nie wychodząc na plus. Poniedziałkowe spadki można też interpretować jako reakcją inwestorów na fiasko zapowiadanego od kilku dni gigantycznego pakietu fiskalnego. Propozycja pożyczenia i wydania 1,4 biliona (tak, to 1400 miliardów licząc „po europejsku”) dolarów została zablokowana w Senacie. To niemal identyczny spektakl jak jesienią 2008 roku, gdy Kongres za pierwszym podejściem odrzucił program TARP będący de facto gremialnym bail-outem bankrutów z Wall Street. Taka sesja prezentuje się fatalnie pod każdym względem. Po pierwsze, załamuje morale graczy z Wall Street – skoro nawet „atomowa” interwencja Fedu nie pomogła, to co może pomóc? Po drugie, ponieważ rynek wyznaczył nowe minima, bez choćby próby odbicia przez ostatnie dwa tygodnie. I po trzecie, bo na wykresach dziennych wyrysowały się paskudnie wyglądające świeczki zapraszające do dalszej gry pod spadki.

 

Światowe rynki akcji w ciągu miesiąca przeszły z fazy euforycznego ustalania historycznych maksimów do panicznego dyskontowania globalnej depresji. Bo recesja jest już faktem i zapewne w sporym stopniu jest już uwzględniona w wycenach akcji. JP Morgan oczekuje, że produkt krajowy brutto USA skurczy się o 14 proc. w II kw.  Bank of America i Oxford Economics spodziewają się spadku PKB o 12 proc. Goldman Sachs prognozuje 24-procentowy spadek PKB, a Morgan Stanley spodziewa się, że gospodarka USA skurczy się w tym okresie o 30 proc.w ujęciu zanualizowanym. Drugi kwartał może być najgorszy dla gospodarki Stanów Zjednoczonych od 1947 roku.

 

Rezerwa Federalna i inne banki centralne walczą z kryzysem przy pomocy narzędzi, które okazały się (przynajmniej na jakiś czas) skuteczne w roku 2008. Ale na rynku wygrywa przekonanie, że tym razem mogą one nie uratować sytuacji, ponieważ jest to kryzys inny od tego sprzed 12 lat. O ile istota problemu jest podobna (nadmierne zadłużenie i gwałtowny spadek aktywności gospodarczej), tak teraz grozi nam depresja gospodarcza wywołana strachem przed pandemią. A z tym lękiem nie da się wygrać zerowymi stopami procentowymi i obietnicą zmonetyzowania nawet wszystkich długów świata. Póki co strach przed chińskim koronawirusem paraliżuje kolejne stany USA i prowadzi do faktycznego zamknięcia największej gospodarki świata. Podobny scenariusz przerabiamy od kilkunastu dni w Europie, gdzie władze zakazują kolejnych aktywności, zamykając ludzi w domach, paraliżując transport, handel, usługi i przemysł. I dopóki ten globalny lockdown będzie postępował, trudno o nadzieję dla rynków akcji.

 

Panika na rynkach trwa kolejny tydzień, choć widać niewielkie światło w tunelu. Przecena w poniedziałek nastąpiła po gwałtownym wzroście liczby ofiar śmiertelnych spowodowanym przez koronawirusa i braku zgody Kongresu na plan pomocy Amerykanom, który miał według szacunków wynieść nawet 2 biliony dolarów. Ta wiadomość nie spodobała się prezydentowi USA, Donaldowi Trumpowi, który w ostrych słowach wyraził swoje oburzenie. Tymczasem akcje w USA odbijają ponad 5 proc. we wtorek po silnych spadkach, a dolar amerykański ulega nieznacznej deprecjacji.  We wtorek awersja do ryzyka nadal dominuje na rynkach finansowych. Rentowność 10-letnich amerykańskich obligacji skarbowych wzrasta o 10 proc. Z drugiej strony główne indeksy Wall Street otworzyły się luką wzrostową po tym, jak kontrakty S&P 500 osiągnęły przed sesją górną granicę limitu CME Group. Czy dziś znowu będzie zielono na amerykańskich parkietach?

 

W lutym 2020 r. sprzedaż nowych domów w Stanach Zjednoczonych spadła do 765 tys. w ujęciu sezonowo wyrównanym i annualizowanym, wynika danych Departamentu Handlu. Tymczasem ekonomiści spodziewali się spadku wskaźnika do 750 tys. z 800 tys. w styczniu po korekcie z 764 tys.  W marcu 2020 r. indeks oddziału Banku Rezerw Federalnych z Richmond, obrazujący aktywność wytwórcza w tym regionie Stanów Zjednoczonych nieoczekiwanie wzrósł do 2 pkt. Mediana prognoz zakładała tymczasem zniżkę wskaźnika do -10 pkt. z -2 pkt. w lutym. W marcu 2020 r. indeks PMI dla amerykańskiego sektora usług spadł do 39,1 pkt., wynika z wstępnych danych firmy Markit Economics. To wynik gorszy od mediany prognoz ekonomistów, która kształtowała się na poziomie 42,0 pkt. wobec 49,4 pkt. miesiąc wcześniej. W marcu 2020 r. indeks PMI dla amerykańskiego przemysłu spadł do 49,2 pkt., wynika z wstępnych danych firmy Markit Economics. Mediana oczekiwań ekonomistów zakładała spadek wskaźnika do 42,8 pkt. z 50,7 pkt. miesiąc wcześniej.

 

Wtorkowy poranek przyniósł korektę poniedziałkowego osłabienia złotego. Nie zmienia to jednak faktu, że euro, dolar i frank wyceniane są blisko wieloletnich minimów. Wczoraj kurs euro osiągnął najwyższy poziom od 2009 roku, sięgając przeszło 4,63 zł. Dolar amerykański był najdroższy od 2001 roku, a frank szwajcarski notowany był na poziomach widzianych tylko raz – w dniach bezpośrednio po pamiętnym „frankogeddonie” ze stycznia 2015 roku.  We wtorek rano sytuacja zaczęła się poprawiać. Lecz mimo relatywnie silnych spadków kursów walut, złoty pozostaje bardzo słaby. O 9:01 kurs euro wynosił 4,5798 zł i był o prawie trzy grosze niższy niż w poniedziałek wieczorem.  Dolar kosztował 4,2304 zł i był o 6 groszy tańszy niż dzień wcześniej. Frank szwajcarski taniał o niemal cztery grosze, osiągając cenę 4,3245 zł. Umocnienie złotego prawdopodobnie zawdzięczamy chwilowej poprawie nastrojów na światowych rynkach finansowych. Wygląda na to, że po początkowym sceptycyzmie rynek „kupił” bezprecedensowe poluzowanie polityki monetarnej przez Rezerwę Federalną. W poniedziałek Fed zapowiedział nieograniczone QE, obiecując skupić praktycznie każdy papier denominowany w USD.

 

Światowi przywódcy G20 będą rozmawiać w czwartek nt. wybuchu koronawirusa podczas wideokonferencji. Dzieje się to po tym, jak ministrowie finansów i bankierzy centralni G20 zorganizowali w poniedziałek połączenie konferencyjne, uzgadniając opracowanie wspólnego planu działania grupy w obliczu pandemi COVID-19. Jak informuje Global Times, ministrowie finansów i gubernatorzy G20 będą omawiali sposoby zintensyfikowania skoordynowanych i wielostronnych działań w celu zaradzenia zagrożeniom, szczególnie w krajach o niskich dochodach, podczas pandemii COVID-19. Omówiona zostanie również ścisła współpraca z międzynarodowymi instytucjami finansowymi w celu wspierania stabilności finansowej i złagodzenia ograniczeń płynnościowych dla rynków wschodzących i rozwijających się gospodarek.

Dzisiejsza sesja obfituje we wstępne publikacje PMI za marzec, zarówno dla usług jak i przemysłu. Jak dotąd poznaliśmy odczyty z Francji, Niemiec, całej strefy euro oraz Wielkiej Brytanii. Z powodu koronawirusa wyniki PMI są rekordowo słabe, zwłaszcza w przypadku sektora usługowego. Wskaźnik dla przemysłu okazuje się natomiast być wyższy od pesymistycznych prognoz ekonomistów. Kurs euro do funta testuje dziś kluczowy poziom 0,9300.  W Niemczech gwałtowny spadek aktywności w marcu spowodowany był przez sektor usług, gdzie firmy zwróciły uwagę na wpływ wysiłków na rzecz powstrzymania rozprzestrzeniania się choroby COVID-19, którą wywołuje koronawirus  SARS-CoV-2. Wstępne dane indeksu aktywności PMI dla usług wyniosły 34,5 i były najniższy od czasu (czerwice 1997 r.) gromadzenia danych dla sektora usługowego. Dane pokazały również pogłębiające się pogorszenie koniunktury w sektorze produkcyjnym. Produkcja gwałtownie spadła do poziomów z czasu globalnego kryzysu finansowego w 2009 roku.  Według wstępnych danych PMI, gospodarka strefy euro doświadczyła w marcu bezprecedensowego załamania aktywności gospodarczej w związku z nasileniem się epidemii koronawirusa. Szczególnie mocno dotknięty został sektor usług, zwłaszcza w branżach zorientowanych na konsumentów, takich jak podróże, turystyka i restauracje. Wskaźnik aktywności biznesowej sektora usługowego w ankiecie spadł o nieco ponad 24 punkty z 52,6 w lutym do 28,4, przekraczając minima z lutego 2009 roku przy 39,2. Dane z marca wskazują, że epidemia COVID-19 wyrządziła już poważny cios brytyjskiej gospodarce, większy niż kiedykolwiek wcześniej, odkąd ponad 20 lat temu zaczęto gromadzić porównywalne dane. Łączny miesięczny spadek aktywności o ponad 16 punktów w sektorze produkcyjnym i usługowym był wyższy niż w szczytowym momencie światowego kryzysu finansowego.  W przypadku sektora usługowego, pogorszenie koniunktury w marcu było rezultatem wprowadzenia nadzwyczajnych środków ochrony zdrowia publicznego w celu powstrzymanie rozprzestrzeniania się koronawirusa doprowadzając do spadku popytu. Gwałtowny spadek dotknął również sektor przemysłowy, a jego tempo było najwyższe od lipca 2012 roku.

Opracował: Sławek Sobczak