Strach przed koronawirusową recesją zdołował ceny akcji na Wall Street. S&P500 zaliczył najsilniejszy dzienny spadek od 2008 roku i w 11. urodziny hossy znalazł się blisko umownej granicy bessy.  Inwestorzy zamieniali szybko taniejące akcje na rekordowo drogie obligacje. To był prawdziwy „Czerwony Poniedziałek”. Takich spadków na rynkach nie widuje się zbyt często – zwykle nie częściej niż raz na kilka lat. Tym razem do  lęków przed gospodarczymi konsekwencjami koronawirusa dołączyło historyczne tąpnięcie na rynku ropy naftowej. Saudyjsko-rosyjska wojna cenowa zbiła notowania „czarnego złota” o blisko 25 proc. Po raz ostatni tak silne tąpnięcie ropy naftowej podczas jednej sesji zaobserwowano w roku 1991 po rozpoczęciu I wojny w Zatoce Perskiej. To zdołowało wyceny amerykańskich koncernów naftowych. Akcje Exxon Mobil poszły w dół o ponad 12 proc., a Chevrona o ponad 15 proc. Przy ropie trwale po 30 dolarów za baryłkę wydobycie z tzw. łupków staje się głęboko nierentowne i grozi masowymi bankructwami amerykańskich nafciarzy. Akcje EOG Resources przeceniono o 32 proc. Marahthon Oil o prawie 47 proc., a Diamondback Energy o 45 proc. Subindeks sektora energetycznego S&P znalazł się na najniższym poziomie od 2004 roku.  Z punktu widzenia posiadaczy akcji jedynym plusem poniedziałkowej sesji był fakt, że po bardzo niskim otwarciu (i wstrzymaniu handlu po aktywacji pierwszego „bezpiecznika” przy spadku o 7 proc.) giełdowe indeksy nie pogłębiły już spadków. S&P500 zakończył dzień na poziomie 2746,56 pkt., tracąc 7,60 proc., czyli aż 225 punktów. Dow Jones zaliczył obsunięcie o dwa tysiące punktów, zniżkując o 7,79 proc.,  Nasdaq zanurkował o 7,29 proc. O skali paniki najlepiej świadczy fakt, że indeks zmienności VIX po zwyżce o 30 proc. osiągnął najwyższą wartość od upadku banku Lehman Brothers jesienią 2008 roku. Poprzedni tak głęboki spadek indeksu S&P500 miał miejsce w grudniu 2008 roku, podczas apogeum kryzysu finansowego. W najgorszym momencie poniedziałkowej sesji Dow Jones zniżkował ponad 8 proc. i gdyby zakończył dzień na tym poziomie, byłby to najsilniejszy sesyjny spadek od „Czarnego Poniedziałku” z 1987 roku.

 

Dzisiejsze tąpnięcie miało miejsce dokładnie 11 lat od rozpoczęcia ostatniej hossy. To właśnie w poniedziałek, 9 marca 2009 roku, S&P500 rozpoczął rajd, który zakończył dopiero 19 lutego 2020 r. na wysokości 3 393,06 pkt. Od tego szczytu S&P500 spadł już o 19,05 proc. W Ameryce przyjęto uważać, że spadek o ponad 20 proc. od ostatniego szczytu jest równoznaczny z giełdową bessą. Jeśli więc we wtorek S&P500 spadnie o kolejny procent, będziemy mieli do czynienia z iście ekspresowym przejściem od szalonej hossy do panicznej bessy. W tym momencie rynek rozpoczął dyskontowanie globalnej recesji, będącej wynikiem nawet nie samej pandemii Covid-19, co drakońskich działań administracyjno-policyjnych mających ją zahamować. Już teraz w Europie (Włochy) miliony ludzi objęte jest zakazami przemieszczanie się, a kwestia zamknięcia granic w strefie Schengen przestała być abstrakcją. A to groziłoby paraliżem gospodarczym, jaki od ponad miesiąca obserwujemy w Chinach.

 

Panikują także inwestorzy, którzy w ciągu ledwie trzy tygodnie temu bezrefleksyjnie kupowali rekordowo drogie akcje, przy wycenach amerykańskich spółek podobnych jak podczas szczytu bańki internetowej 20 lat temu. Teraz ci sami inwestorzy w pośpiechu wyprzedają akcje i kupują rekordowo drogie obligacje skarbowe. W ciągu ostatnich dwóch tygodni doszło do bezprecedensowego załamanie się krzywej terminowej w USA. W poniedziałek rentowność obligacji 10-letnich spadła do zaledwie 0,4 proc., by do końca dnia podnieść się do 0,6 proc. To jednak wciąż oznacza dzienny spadek o 17 pb.! Malejąca rentowność sygnalizuje rosnącą cenę rynkową obligacji. W tym tempie lada dzień cała krzywa dochodowości w USA może się „wypłaszczyć” w pobliżu zera lub nawet poniżej. Byłby to pierwszy taki przypadek w historii.

 

Gwałtowne spadki cen ropy naftowej to fatalna informacja dla rosyjskiego budżetu. Kreml próbuje uspokajać, jednak rubel w poniedziałek gwałtownie tanieje.  O 10 proc. drożał  wczoraj dolar względem rubla. Rosyjska waluta notowana jest tym samym najniżej od czterech lat. Tak gwałtowny ruch to pokłosie wydarzeń na rynku ropy naftowej. Rozprzestrzenianie się koronawirusa wiąże się ze spadkiem popytu na ropę, obawy z tym związane przełożyły się z kolei na mocne spadki cen ropy.  By dać im odpór, członkowie kartelu OPEC wraz z Rosją mieli uzgodnić cięcie produkcji surowca, fiasko rozmów i deklaracja Arabii Saudyjskiej, że będzie pompowała ropę pełną parą, sprawiły, że notowania i tak mocno przecenionego surowca załamały się. W poniedziałek za baryłkę ropy brent płacono 35 dolarów, poczas gdy w styczniu cena podchodziła pod $70, a jeszcze w ten czwartek za baryłkę płacono ponad $50.  Po raz ostatni ropę naftową poniżej 40 dolarów mieliśmy pod koniec 2008 roku oraz na przełomie 2015 i 2016 roku. Efekt? Między II kwartałem 2008 roku a I kwartałem 2009 roku oraz między III kwartałem 2014 roku a I kwartałem 2016 roku wartość dóbr eksportowanych z Rosji spadła o około 45 proc.  Waga ropy w rosyjskim budżecie sprawia, że ropa świetnie nadaje się na narzędzie politycznego nacisku. Tym razem sytuacja jest jednak inna, sprokurowała ją bowiem sama Rosja. Zgodnie z obowiązującym do końca marca porozumieniem OPEC i Rosja mają ograniczyć wydobycie ropy naftowej o 1,7 mln baryłek dziennie w stosunku do wydobycia z października 2018 roku. Nowa propozycja miała jednak, w związku z rozszerzaniem się koronawirusa i spadkiem popytu na ropę, zakładać jeszcze większe cięcia. Rosja miała wydobywać na poziomie z 2008 roku, po długich negocjacjach powiedziała jednak “nie”. Arabia Saudyjska odpowiedziala zapowiedzią produkcji ropy pełną parą. Stąd poniedziałkowe załamanie. Rosja chce pokazać, że tania ropa jej nie straszna. I choć propaganda może naciągać liczby, to jednak fakt jest taki, że Rosja nie podchodzi do negocjacji z gołymi rękami. Ma kapitał na to, by przedłużać spór, a nuż USA i kraje OPEC dojdą do wniosku, że cały spór nie ma sensu i pójdą Kremlowi na rękę? Na korzyść Rosji działa także fakt, że to nie tylko jej powinno zależeć na rozwiązaniu konfliktu.  Jeżeli pokerowa zagrywka się nie uda i naftowy pat będzie się przedłużał, to będzie to po prostu bardzo zła informacja dla rosyjskiej gospodarki. Plany budżetowe na lata 2020-22, choć konserwatywne w kwestii ropy (reguła 40 dolarów), są optymistyczne w kwestii wzrostu gospodarczego. W 2020 roku ma on sięgnąć 1,7 proc., a w latach 2021-22 przekroczyć 3 proc. Reakcja inwestorów pokazuje, że boją się, iż pat potrwa, a rosyjskie zabezpieczenie w postaci funduszu wcale nie wystarczy, by odpowiednio wesprzeć rosyjską gospodarkę. Ciekawa może być także reakcja rosyjskiej giełdy, tę jednak niestety poznamy dopiero jutro, poniedziałek jest bowiem dniem bez sesji z okazji wakacji po Dniu Kobiet. Na zachodzie notowania rosyjskich spółek takich jak Gazprom, Sberbank, VTB czy Rosneft spadają o ponad 10 proc.

 

Prezydent Donald Trump zapowiedział podjęcie zdecydowanych działań mających wesprzeć gospodarkę osłabianej przez epidemię koronawirusa. Zasugerował możliwość obniżki opodatkowania wynagrodzeń, donosi The Telegraph. – Będziemy dyskutowali o możliwości obniżki opodatkowania wynagrodzeń – powiedział Trump dziennikarzom. Prezydent nie podał żadnych szczegółów. Zapowiedział jedynie konferencję prasową we wtorek. Obniżka opodatkowania wynagrodzeń może zachęcić gospodarstwa domowe do większych wydatków, czy choćby złagodzić trudności finansowe tych, które są ofiarami np. zmniejszenia godzin pracy z powodu epidemii koronawirusa. Nancy Pelosi i Chuck Schumer, liderzy Demokratów w Kongresie USA powiedzieli dziennikarzom, że jakiekolwiek zmniejszenie opodatkowania wynagrodzenia powinno być ograniczone jedynie do grup, na które największy wpływ ma epidemia koronawirusa. W USA jak dotąd wykryto koronawirusa u 605 osób. Zmarło 25.

 

Jeśli Chiny w najbliższych dniach nie wznowią produkcji masek używanych do ochrony przed koronawirusem, w ciągu dwóch tygodni może ich zabraknąć. By zaspokoić wciąż rosnące globalne zapotrzebowanie, produkcja masek musi wzrosnąć o kolejne 40 proc. – uważa Tedros Adhanom Ghebreyesus, dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia. Specjaliści z WHO ostrzegają, że ograniczenia w obrocie środkami ochrony osobistej mogą znacząco utrudnić dostęp do m.in. maseczek biedniejszym państwom. W ten sposób będą one bardziej podatne na rozprzestrzenianie się koronawirusa. Najbardziej odczuwalny będzie brak masek typu N95, które blokują 95 procent cząstek zawieszonych w powietrzu i chronią w ten sposób przed kontaktem z groźnym koronawirusem. Według państwowych mediów Chiny przed epidemią wytwarzały 20 milionów sztuk masek, czyli połowę ówczesnej światowej produkcji. Od czasu wybuchu epidemii COVID-19 chińskie fabryki zwiększyły produkcję ponad pięciokrotnie, ale to wciąż za mało. Na rynkowe braki odpowiedziały również amerykańskie koncerny. DuPont, który produkuje maski i kombinezony ochronne noszone przez osoby udzielające pierwszej pomocy, oświadczył, że ostatnio zwiększył produkcję ponad trzykrotnie. Również 3M produkuje znacznie więcej poszukiwanych masek typu N95. Według specjalistów braki środków ochrony osobistej prawdopodobnie nie ustąpią do lata. Obecny kryzys może spowodować zmiany w łańcuchu dostaw środków medycznych, a Chiny przestaną być ich głównym dostawcą.

 

 

Elon Musk jest rozczarowany tempem realizacji misji jego spółki kosmicznej którą jest dotarcie na Marsa. 48-letni miliarder-wizjoner wziął w poniedziałek udział w konferencji Satellite 2020 w Waszyngtonie. – Jeśli nie zwiększymy tempa postępów, nie będę żył zanim ruszymy na Marsa – powiedział Musk, który według obserwatorów był tego dnia w kiepskiej formie. – Zajęło nam 18 lat przygotowanie się do wysłania pierwszych ludzi na orbitę, musimy zwiększyć tempo innowacji albo, opierając się na dotychczasowych trendach, zdecydowanie będę martwy przed Marsem – dodał. Szef i twórca Space Exploration Technologies Corp. (SpaceX) zbagatelizował spekulacje o możliwości wprowadzenia na giełdę spółki Starlink, satelitarnego biznesu, który miałby udostępniać szybki Internet w bardzo trudno dostępnych miejscach. – W ogóle o tym nie myślimy – powiedział Musk. – Najpierw musi to zacząć działać – dodał. O możliwości wprowadzenia na giełdę Starlink mówiła w ubiegłym miesiącu Gwynne Shotwell, dyrektor operacyjna SpaceX. Musk przyznał, że nie nadąża za tymi sprawami, bo zajmował się ostatnio przygotowaniami pojazdu, który ma być wykorzystany do lotu na Marsa.

 

Linie Virgin Atlantic przyznały, że z powodu epidemii koronawirusa jej samoloty latają prawie bez pasażerów. Władze przewoźnika tłumaczą, że pomimo dramatycznego spadku liczby pasażerów loty odbywają się, aby mógł on utrzymać się na dotychczasowych miejscach w grafiku startów i lądowań w  najważniejszych portach lotniczych, np. Heathrow. Według obowiązującego w Europie prawa, jeśli loty nie odbywają się, termin startu lub lądowania zostaje automatycznie utracony. Brytyjski minister transportu wystąpił z prośbą do Komisji Europejskiej, aby złagodzono regulacje w związku z epidemią koronawirusa. Inne linie lotnicze podobno również wysyłają z lotnisk „samoloty widma”, aby utrzymać się w grafiku.

Opracował: Sławek Sobczak