Zmienność nie opuszcza nowojorskich parkietów. Po potężnym odbiciu i pofedowskich spadkach w środę na Wall Street powróciła zieleń silnych wzrostów.  Środową sesję trzeba umieścić w szerszym kontekście. W ubiegłym tygodniu amerykański rynek akcji zaliczył najsilniejsze spadki od października 2008 roku, gdy szalał kryzys finansowy.  W poniedziałek mieliśmy do czynienia z mocarnym odbiciem – Dow Jones wzrósł najmocniej od marca 2009. A we wtorek rynek poszedł ostro w dół pomimo awaryjnego cięcia stóp procentowych przez Rezerwę Federalną. W środę mieliśmy do czynienia z kolejnym odcinkiem tego giełdowego rollercoastera. Dow Jones poszedł w górę o 4,53 proc., co przełożyło się na imponujący wzrost o blisko 1200 punktów i odzyskanie rubieży 27 000 pkt. S&P500 po zwyżce o 4,22 proc. znalazł się na wysokości 3 131,12 pkt. Nasdaq Composite wzrósł o 3,85 proc. i powrócił powyżej 9 000 pkt.

 

Rynek akcji jest obecnie (nomen omen) bardzo rozgorączkowany i kierowany raczej emocjami niż chłodną kalkulacją. Stąd też doszukiwanie się jakichś jednoznacznych przyczyn stojących za ruchami w dół i w górę jest w zasadzie pozbawione sensu. Odnotujmy jednak fakt, że z punktu widzenia posiadaczy akcji dobrą wiadomością były wyniki tzw. superwtorku. Umiarkowany kandydat Demokratów Joe Biden w wyścigu o nominację swojej partii wyborach prezydenckich wyprzedził turbo-socjalistę Bernie Sandersa. Maleje więc szansa na bardzo antyrynkowego gospodarza Białego Domu po 2020 r.

 

Tymczasem największy straszak ostatnich dni – czyli epidemia Covid-19 – zbiera kolejne ofiary na terytorium Stanów Zjednoczonych. Na koronawirusa zmarło już 11 ludzi, a nowe przypadki potwierdzono w Los Angeles i Nowym Jorku. Łączna liczba zakażonych w USA wzrosła do 148. Byłoby dość ryzykownym przypuszczać, że inwestorzy zapomnieli o potencjalnych konsekwencjach epidemii, z powodu której w ubiegłym tygodniu panicznie wyprzedawali akcje. U pracownika Facebooka w Seattle wykryto koronawirusa. Biuro, w którym pracował, zostało zamknięte do 9 marca. Właściciel najpopularniejszego na świecie serwisu społecznościowego zachęcił pracowników w Seattle, aby do końca miesiąca pracowali z domu.

 

 

Wsparciem dla „byczych” nastrojów były dane napływające z gospodarki. Wskaźnik ISM dla sektora usług wzrósł w lutym do 57,3 pkt, pozytywnie zaskakując rynek oczekujący spadku z 55,5 pkt. do 54,9 pkt. To o tyle ciekawe, że konkurencyjny „usługowy” PMI dla Stanów Zjednoczonych spadł z 53,4 pkt. do 49,4 pkt., sygnalizując spadek aktywności w sektorze usług. Niejednoznacznie wypadły statystyki z rynku pracy. Raport ADP pokazał, że w lutym sektor zwiększył zatrudnienie o 186 tys. etatów, czyli o 13 tys. więcej od mediany prognoz ekonomistów. Ale wynik za styczeń drastycznie zrewidowano w dół: z +291 tys. do 209 tys.  Liczba osób ubiegających się o zasiłek spadła w USA w ubiegłym tygodniu o 3 tys. do 216 tys. To sygnał, że epidemia wciąż nie wpłynęła znacząco na amerykańską gospodarkę.  W IV kw. 2019 wydajność pracy w amerykańskiej gospodarce wzrosła o 1,2 proc. w ujęciu kwartalnym, wynika z finalnych danych Bureau of Labor Statistics. Mediana prognoz ekonomistów zakładała wzrost o 1,4 proc. wobec spadku o 0,2 proc. kwartał wcześniej. Pogorszenie nastrojów inwestorów w czwartek znów jest widoczne w rosnącym popycie na obligacje. Rentowność obligacji 10-letnich USA znów spadła poniżej 1 proc. Rentowność „dziesięciolatek” spadała w czwartek nawet do 0,914 proc. W środę, dzięki mocnemu odbiciu na rynkach akcji, rosła do 1,04 proc. We wtorek po raz pierwszy w historii zeszła poniżej 1 proc.

 

W ramach skoordynowanej globalnie akcji banków centralnych Bank Kanady obniżył stopę procentową o 50 pb., do 1,25 proc. Dzień wcześniej na cięcie stóp zdecydował się Fed (też o 50 pb.) oraz Bank Rezerw Australii (o 25 pb.). Co ciekawe przecena akcji amerykańskich spółek w okresie siedmiu dni dała ponad 50 mld dolarów zysku inwestorom stosującym „krótką sprzedaż”, wyliczyła firma analityczna S3 Partners. „Krótka sprzedaż” polega na pożyczeniu akcji i ich natychmiastowej sprzedaży w oczekiwaniu, że spodziewany spadek ich kursu pozwoli odkupić je po niższej cenie.  Nieugięty pozostał natomiast Bank Anglii, który pozostawia na razie stopy procentowe bez zmian. Zyskuje na tym funt szterling, który umacnia się dziś w relacji do dolara o 0,3 proc.

 

Niemcy robią pierwsze kroki na drodze do budowy gospodarki opartej na wodorze zamiast paliw kopalnych. Władze w Berlinie dążą do zapewnienia wzrostu w sektorze zielonej energii jednocześnie szukając rozwiązań, które pozwolą uniknąć pułapki uzależnienia się od małej liczby dostawców. Rząd kanclerz Angeli Merkel dąży do osiągnięcia celów wynikających z porozumienia paryskiego w sprawie zmian klimatu. Ten ambitny plan będzie wymagał stawiania na paliwo takie jak wodór, który może być wykorzystywany w przemyśle ciężkim. Ponadto w najbardziej słoneczne i wietrzne dni wodór może być użyty jako magazyn nadwyżki energii elektrycznej wytwarzanej przez odnawialne źródła energii.  Ministrowie obawiają się jednak, że import większej ilości wodoru może uzależnić Niemcy od dostawców, którzy są w stanie wyprodukować i dostarczyć najwięcej paliwa, takich jak Rosja i kraje OPEC. Dlatego Berlin po cichu ustala porozumienia z różnymi krajami, w tym także z Nigerią, które w najbliższej przyszłości będą mogły wytwarzać wodór z odnawialnych źródeł energii.  Nad planem zastąpienia ropy, gazu ziemnego i węgla wodorem pracują cztery oddzielne ministerstwa w Berlinie. Program ma zostać ogłoszony w tym miesiącu przez ministra gospodarki Petera Altmaiera.

 

Gospodarka Republiki Południowej Afryki została zdetronizowana i nowym „królem” Afryki została Nigeria. Stało się tak ze względu na dwa istotne czynniki. Pierwszym jest poważne spowolnienie gospodarki RPA, zaś drugim kurs walutowy stosowany dla nigeryjskiego naira. Obecnie zarówno oficjalny kurs naira wynoszący 306 za dolara, jak i słabszy rynkowy kurs wymiany wynoszący około 360, jaki stosują prawie wszyscy inwestorzy w przeliczeniu plasują Nigerię na pierwszym miejscu na kontynencie.

 

Anthony Levandowski, pracujący przez lata w Google nad autonomicznymi samochodami, ogłosił bankructwo po tym jak sąd nakazał mu zapłacić spółce 179 mln dolarów za kradzież tajemnic spółki, donosi The New York Times. Levandowski pracował przez lata dla Google. W 2016 roku odszedł ze spółki i powołał do życia start-up Otto zajmujący się autonomicznymi pojazdami. Po sprzedaniu go za 600 mln dolarów zaczął pracować dla Ubera. Google oskarżyło go o kradzież tajemnic. Doszło do arbitrażu, w wyniku którego ustalono w grudniu, że Levandowski oraz jego kolega stosowali nieuczciwe praktyki wobec spółki. W środę sąd w San Francisco potwierdził werdykt nakazując Levandowskiemu zapłacenie Google 179 mln dolarów.  Levandowski ogłosił natychmiast bankructwo, twierdząc, że posiada aktywa wartości w przedziale 50-100 mln  dolarów, co nie wystarcza mu na zapłatę kary.

 

Jeep, amerykański producent SUV-ów i pojazdów terenowych chce zarobić na elektrycznych rowerach. Potencjalni klienci muszą jednak liczyć się ze sporym wydatkiem. Producenci samochodów lubią dodawać do swojej oferty różnego rodzaju akcesoria i dodatki. Spróbujcie zrobić konfigurację jakiegoś auta i nagle okazuje się, że można dokupić rzeczy za niezłą sumę. Jeep pomyślał, że w terenie może przydać rower się Jeśli ktoś nie będzie w stanie pojechać dalej wranglerem, wtedy rower będzie jak znalazł.

Opracował: Sławek Sobczak