Czwartkowa sesja miała przynieść spadki. Tak się przynajmniej wydawało tym, którzy śledzili notowania w Azji i Europie. Gdy WHO ogłosiła międzynarodowy alarm, można się było spodziewać, że to przypieczętuje los sesji. Ale w końcówce dnia amerykańskie giełdy wyszły na plus. Tematem dnia na rynkach finansowych znów był koronawirus z Wuhan. Inwestorzy śledzili rosnącą liczbę zachorowań (już ponad 8,2 tys.) i zgonów (171). Sytuacja jest chyba poważna, skoro Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła, że rozprzestrzenianie się koronawirusa stanowi zagrożenie zdrowia publicznego o zasięgu międzynarodowym. Podobnie myśleli inwestorzy z Azji i Europy, gdzie na giełdach dominowała czerwień spadków, a indeksy zniżkowały po 1-2 proc. Także sesja na Wall Street zaczęła się pod kreską. Amerykańska administracja poinformowała o pierwszym przypadku zarażenia się koronowirusem na terytorium USA. Jeszcze na dwie godziny przed końcem czwartkowego handlu S&P500 tracił ponad 0,6 proc. Ale potem zaczął szybko odrabiać straty. Końcówka była wręcz piorunująca w wykonaniu giełdowych byków. S&P500 zakończył dzień wzrostem o 0,31 proc. i z wynikiem 3 283,66 pkt. pozostaje ledwie 1,6 proc. poniżej rekordu wszech czasów. Nasdaq w końcówce sesji zdołał zyskać blisko sto punktów i finiszował 0,26 proc. nad kreską. Dow Jones urósł o 0,43 proc., ale pozostał poniżej 29 000 pkt. Na amerykańskie rynki akcji największy wpływ miały w czwartek doniesienia dotyczące wyników kwartalnych spółek i epidemii koronawirusa. W przypadku pierwszych mocno drożały akcje m.in. Tesli, Coca-Coli i Microsoftu, których raporty okazały się lepsze niż oczekiwano. Wśród przegranych pozostali akcjonariusze Facebooka, którego akcje po publikacji raportu za IV kwartał przeceniono o 6,1%. W dalszym ciągu trwał szalony rajd notowań Tesli. Po publikacji wyników kwartalnych akcje spółki Elona Muska podrożały o 10% i są już o 103 proc. droższe niż trzy miesiące temu. O 2,8 proc. podrożały walory Microsoftu, który także pochwalił się wynikami kwartalnymi. Na drugim biegunie znalazły się przecenione o 6,7 proc. papiery United Parcel Services po tym, jak kurierska firma rozczarowała całoroczną prognozą zysków.
Wall Street jest teraz w środku sezonu raportów kwartalnych. Jak dotąd wypadają one nieco lepiej od prognoz analityków. Ale wciąż bez rewelacji. Zamiast oczekiwanego na początku miesiąca kolejnego kwartału spadku zysków amerykańskich spółek analitycy liczą na wzrost o 0,7 proc. rdr. Dla porównania, przez poprzednie 12 miesięcy S&P500 urósł o 22,5 proc., w efekcie czego relacja cen akcji do zysków spółek znalazła się najwyższym poziomie od dekady. Nie zachwyciły także dane z gospodarki. Wstępny odczyt produktu krajowego brutto za IV kw. pokazał wzrost o 2,1 proc. (w ujęciu annualizowanym), czyli tak samo jak kwartał wcześniej. W całym 2019 roku PKB Stanów Zjednoczonych zwiększył się realnie o 2,3 proc. A więc wyraźnie poniżej 3 proc. obiecywanych przez prezydenta Donalda Trumpa. Po raz ostatni trójkę z przodu przy amerykańskim PKB oglądaliśmy w 2005 r.
Przez ostatnie dwa tygodnie zachowanie złotego przypominało odwrót Napoleona spod Moskwy. W pół miesiąca kurs euro wzrósł o 8 groszy, osiągając najwyższy poziom od blisko dwóch miesięcy. Równoczesne umocnienie franka wobec euro wyniosło kurs CHF/PLN powyżej 4 zł. W piątek kurs euro kształtował się na poziomie 4,2953 zł. Dzień wcześniej notowania euro poszły w górę o blisko jeden grosz, wydłużając niekorzystną dla złotego serię. Od 15 stycznia odnotowaliśmy tylko dwa dni, podczas których polska waluta nie straciła wobec euro. W nieco ponad dwa tygodnie kurs EUR/PLN podniósł się z nieco ponad 4,21 zł do przeszło 4,29 zł. Jeszcze mocniej podrożał frank szwajcarski, który na fali wzrostu awersji do ryzyka na światowych rynkach umocnił się wobec euro. To przełożyło się na wzrost kursu franka do złotego o ponad 10 groszy od początku 2020 roku. W piątek rano kurs franka wynosił ponad 4,01 zł. Dzień wcześniej helwecką walutą handlowano nawet po 4,02 zł, a więc najwyżej od 2 października. Wyraźnie umacniał się także dolar amerykański. Kurs „zielonego” podniósł się do przeszło 3,89 zł i był już o prawie 11 groszy wyższy niż w połowie stycznia. Najdroższy od połowy grudnia jest też brytyjski funt. Za szterlinga trzeba zapłacić już niemal 5,12 zł, a więc o prawie trzy grosze więcej niż w czwartek. Dziś w nocy Wielka Brytania oficjalnie przestanie być członkiem Unii Europejskiej. Niedawny wzrostu funta wynika przede wszystkim z osłabienia złotego względem euro i dolara. Na parze z amerykańską walutą szterling jest notowany bez większych zmian, od kilku tygodni oscylując wokół poziomu 1,30 USD za funta. W piątek rano kurs GBP/USD wynosił 1,3137. W przededniu brytyjskiego referendum “rozwodowego” z czerwca 2016 roku kurs GBP/USD wynosił ok. 1,48.
Pod koniec 2019 roku wzrost gospodarczy w strefie euro i Unii Europejskiej praktycznie zamarł. Tak słabego odczytu produktu krajowego brutto nie odnotowano od ponad 5 lat. Niemcy, Francja i Włochy znalazły się na krawędzi recesji. W IV kwartale 2019 roku PKB strefy euro był zaledwie o 0,1 proc. wyższy niż w poprzednim kwartale – podał wstępne dane Eurostat. To najsłabszy rezultat od II kw. 2014 roku oraz wynik słabszy od oczekiwanych przez ekonomistów 0,2 proc. kdk. Na pocieszenie Eurostat zrewidował dane za III kw., pokazując wzrost o 0,3 proc. kdk zamiast 0,2 proc. raportowanego pierwotnie. Roczna dynamika PKB eurolandu spowolniła do 1,0 proc. wobec 1,2% kwartał wcześniej. To najniższy wzrost od I kw. 2015 roku. Nie zachwyciły także statystyki dla całej Unii Europejskiej, której gospodarka w ostatnich trzech miesiącach 2019 roku urosła o 0,1 proc. kdk i 1,1 proc. rdr. Eurostat zastrzega, że jest to dopiero pierwszy szacunek, który będzie jeszcze podlegał rewizjom. Statystyki te bazują na danych z 17 krajów unijnych generujących 93 proc. PKB strefy euro i 90 proc. PKB Unii Europejskiej. Pierwsza rewizja danych o PKB pojawi się 14 lutego i wtedy też poznamy wyniki poszczególnych krajów. Na razie możemy bazować tylko na raportach przekazanych przez narodowe urzędy statystyczne. Negatywnie zaskoczyły dane z Francji, gdzie w IV kw. odnotowano spadek PKB o 0,1 proc. kdk wobec oczekiwanego wzrostu o 0,2 proc. Jeszcze większym rozczarowaniem były wyniki z Włoch, gdzie PKB zmalał o 0,3 proc. kdk (a dynamika roczna wyniosła 0,0 proc.) zamiast wzrosnąć o 0,1 proc. kdk. Jeśli w bieżącym kwartale kraje te znów zanotują spadek PKB, to znajdą się w tzw. technicznej recesji definiowanej jako dwa z rzędu kwartały malejącego PKB. Od roku na krawędzi recesji balansują też Niemcy, które w II kw. odnotowały spadek PKB o 0,2 proc. kdk, a w trzecim wzrost o 0,1 proc. kdk. Dane za IV kw. poznamy 14 lutego. Jedynym jasnym punktem w europejskich statystykach była dziś Hiszpania, gdzie wzrost PKB w IV kw. oszacowano na 0,5 proc. kdk i 1,8 proc. rdr.
Epidemia koronawirusa i świąteczna przerwa powodują, że niektóre zakątki Chin wyglądają jak wymarłe. Tymczasem opublikowano dość pozytywne dane o aktywności gospodarczej w styczniu. Jak to możliwe? Badanie zostało przeprowadzone przed 20. dniem miesiąca. Równo 50 punktów wyniosła w styczniu wartość indeksu PMI dla chińskiego przemysłu, publikowanego przez chińskie biuro statystyczne we współpracy z Federacją Logistyki (CFLP). Bariera 50 punktów oddziela ożywienie w sektorze, a poniżej – osłabienie aktywności. W poniedziałek “swój” wynik mają przedstawić Caixin. Analitycy spodziewają się odczytu na poziomie 51,5 punktów. Jeszcze lepszy był wynik sektora nieprzemysłowego – PMI sięgnął 54,1 punktów wobec 53,5 w grudniu. W usługach wzrósł o 0,1 p.proc. do 53,1 punktów, a w budownictwie aż o 3 p.proc. do 59,7 punktów. Tak wysokie odczyty mogą zaskakiwać w świetle informacji napływających w ostatnich dniach zza Muru. Tamtejsze władze podjęły ostrą walkę z rozprzestrzeniającą się epidemią koronawirusa, a od 25 stycznia trwa świąteczna przerwa z okazji obchodów Nowego Roku księżycowego, podczas której aktywność przemysłowa zamiera. Wyjaśnienie zagadki jest banalne. Badanie zostało przeprowadzone przed 20. dniem miesiąca – zanim rozpoczęły się noworoczne urlopy, władze zaczęły wprowadzać ograniczenia w przemieszczaniu się, a ludzie, w obawie przed zarażeniem, ograniczyli czas przebywania w miejscach publicznych do minimum. Jako że “prywatny” indeks PMI przygotowywany przez Caixin również jest opracowywany na podstawie odpowiedzi z połowy miesiąca, pierwsze dane o wpływie koronawirusa na chińską gospodarkę poznamy dopiero za miesiąc. W ostatnich kilku miesiącach wydawało się, że chiński przemysł wychodzi na prostą po ciężkim okresie. Niestety, teraz koronawirus odbije się na aktywności gospodarczej, a indeks PMI dla przemysłu znów spadnie poniżej granicy 50 punktów, być może nawet do 40 punktów. Kolejne regiony przedłużają świąteczną przerwę przynajmniej o tydzień – do 9 lutego. Podobne kroki podejmują firmy, zachęcając pracowników do pozostania w domu i ewentualnej pracy zdalnej.
W grudniu do Chin sprowadzono niemal 150 ton złota – więcej niż przez poprzednie trzy miesiące łącznie. To silny finisz fatalnego roku 2019, w którym import królewskiego metalu spadł o ponad jedną trzecią. Od maja do listopada trwała zapaść importu złota do Państwa Środka. Przez 7 miesięcy za Mur trafiło niespełna 400 ton – mniej niż połowa tego, co w analogicznym okresie 2018 r. Tymczasem w ostatnim miesiącu roku za Mur sprowadzono aż 146,8 tony – raportują tamtejsi celnicy. Więcej królewskiego metalu zaimportowano ostatnio do Chin w maju (158,8 t), a poprzednio – w czerwcu 2018 r. (199,4 t). Grudniowy wystrzał silnie wsparł wynik roczny – import w tym miesiącu stanowił ok. 15 proc. importu w 2019 r. i być może jest symbolem odwrócenia trendu (choć to tylko jeden odczyt). Nie zmienia jednak obrazu całego ubiegłego roku. Do Państwa Środka trafiło mniej niż 1000 t złota – o ponad 500 t mniej niż w 2018 r. Inne chińskie dane również potwierdzają obniżenie “gorączki złota” panującej za Murem – konsumpcja metalu obniżyła się o 13 proc. do 1002,78 tony – poinformowała China Gold Association. Był to najniższy wynik od 2016 r. Pozostała jednak najwyższa na świecie. Również według danych Światowej Organizacji Złota wyniosła niespełna 850 t, po spadku o 15 proc. wobec 2018 r. Podmioty z drugich w rankingu Indii kupiły niespełna 700 t.
Przyczyn spadku apetytu Chińczyków na złoto można się doszukiwać w:
gwałtownym wzroście cen złota (w drugiej połowie roku było o ok. jedną czwartą droższe niż w pierwszej, do czego przyczyniła się zwyżka cen surowca oraz osłabienie juana),
spadku tempa wzrostu dochodów do najniższego poziomu w tym stuleciu,
wzroście kosztów życia za Murem, ograniczającym możliwość oszczędzania,
administracyjnych ograniczeniach importu złota za Mur czy
mniejszej płynności na chińskim rynku finansowym.
Dwa najludniejsze kraje świata wyraźnie dominują pod względem łącznych zakupów nad resztą, ale pod względem ilości metalu “na głowę” pozostają daleko w tyle m.in. za krajami Zatoki Perskiej, Austrią i Niemcami czy Szwajcarią i Singapurem, gdzie w złoto mogą się zaopatrywać również obcokrajowcy. Rezerwy złota zwiększał Ludowy Bank Chin – w 2019 r. nabył blisko 100 ton i miał w skarbcu ok. 1950 t. W 2019 r. spadła produkcja złota w Państwie Środka – o 5,2 proc. do 380 ton – wynika z danych chińskiego zrzeszenia. Podobnie jak w przypadku konsumpcji Chiny utrzymały pozycję globalnego lidera. Są nim już od kilkunastu lat.
Akcje spółki Amazon, której dyrektor Jeff Bezos posiada ponad 57 milionów udziałów, wzrosły wczoraj o 12 proc. w godzinach przedłużonego handlu. Wszystko to za sprawą świetnych wyników spółki za IV kw. 2019 roku, które przebiły oczekiwania analityków. Bezos w ciągu zaledwie 15 minut zyskał na tym 13,2 mld dolarów, będąc już i tak najbogatszym człowiekiem świata wg Bloomberg Billionaires Index. Gigant branży e-commerce oraz technologicznej odnotował zysk w wysokości 6,47 USD na akcję i 87,44 mld dolarów przychodu w IV kwartale 2019 roku. Według Refinitiv, analitycy spodziewali się wzrostu zysku jedynie o 4,03 dolarów na akcję i 86,02 mld dolarów przychodów. Wystrzał notowań Amazona ponad poziom 2100 dolarów w trakcie przedłużonego handlu sprawił, że kapitalizacja rynkowa firmy znowu znalazła się powyżej 1 biliona dolarów. Tym samym AMZN ponownie dołączył do Alphabet, Apple i Microsoftu. Szacunki przychodu Amazona za pierwszy kwartał 2020 roku obejmują zakres od 69 do 73 mld dolarów. Analitycy szacują natomiast, że przychód wyniesie 71,7 mld dolarów. Jeff Bezos jest posiadaczem ponad 57 milionów akcji Amazon, co stanowi około 12 proc. wszystkich akcji. Udziały w Amazonie odpowiadają za większość jego fortuny, która warta jest blisko 130 mld dolarów. Na wzroście notowań AMZN zyskała także jego była żona MacKenzie Bezos, która w wyniku rozwodu stała się posiadaczką 4 proc. akcji firmy. W indeksie miliarderów Bloomberga znajduje się teraz na 24. miejscu.
Inwestorzy na całym świecie uważają Warrena Buffetta „bogiem inwestowania”. Wieloletni przedsiębiorca, filantrop, prelegent i właściciel funduszu hedgingowego Berkshire Hathaway jest jednym z najchętniej cytowanych ekspertów rynkowych, a z jego zdaniem liczą się nawet światowi przywódcy. Mimo, że dotychczas dość sceptycznie podchodził on do nowych technologii, przez co wielokrotnie zdarzało mu się krytykować np. Bitcoina, to jednak w ostatnim czasie zdał sobie sprawę, że postępu technologicznego nie da się zatrzymać. Jeden z najbogatszych ludzi na świecie, którego majątek prywatny szacowany jest na 89,9 mld dolarów całkowicie wycofuje się z prasy tradycyjnej. Jego firma Berkshire Hathaway pozbędzie się wszystkich, 31 należących do niej gazet. Sprzeda je za 140 mln dol. w gotówce. Mimo, że miliarder związany był z gazetami od dzieciństwa, kiedy dorabiał roznosząc dziennik “Washington Post”, to już przed rokiem doszedł do wniosku, że większość z nich “jest skończona”. Winny takiej sytuacji jest oczywiście internet, do którego przeniosła się zdecydowana większość mediów drukowanych. BH Media Group, będące częścią Berkshire Hataway zostanie w całości przejęte przez firmę z branży mediów Lee Enterprises. Transakcja ta jest niezwykle interesująca, gdyż środki na zakup BH Media Group pożyczy Lee Enterprises sam… Warren Buffett. Okazuje się więc, że miliarder może na tym zarobić podwójnie. Z jednej strony zysk przyniesie mu sama sprzedaż akcji, z drugiej zaś strony zarobi również na oprocentowaniu udzielonej Lee Enterprise pożyczki, które ma wynieść 9 proc. w skali roku.
Opracował: Sławek Sobczak