Przed wtorkową sesją zniżkujące kontrakty na S&P500 zapowiadały spadki także na rynku kasowym. Inwestorów coraz bardziej niepokoi uciekający czas i zbliżający się termin 15 grudnia. Pesymizmem powiało, gdy na rynku dominowali inwestorzy z Europy. Przed wejściem do gry Amerykanów kontrakty terminowe na indeks S&P500 zniżkowały o przeszło 1 proc. Komentatorzy tłumaczyli te spadki obawami przed tym, czy rządy Chin i USA zdążą sfinalizować porozumienie handlowe przed terminem wyznaczonym na 15 grudnia. Termin ten mija w najbliższą niedzielę, czyli już za 5 dni. A pomimo podobno trwających rozmów porozumienia w kwestii handlowych wciąż nie ma. I nie wiadomo, czy będzie. A jeśli nie będzie, to wciąż nie jest jasne, czy Amerykanie nałożą zapowiedziane już nowe cła na kolejne towary wyprodukowane w Chinach. Termin wprowadzenia nowych ceł na chińskie towary importowane do USA o wartości 160 miliardów dolarów mija 15 grudnia.

 

Przy braku danych z gospodarki i po zakończeniu  sezonu wynikowego na Wall Street liczą się głównie dwie kwestie: porozumienia handlowego z ChRL oraz tego, ile pieniędzy „dosypie” bankom Rezerwa Federalna. I o ile w tej pierwszej materii wciąż nic nie wiemy, to w drugiej sytuacja jest jasna. Tylko przez ostatnie trzy miesiące Fed dostarczył bankom blisko 300 miliardów dolarów.

To potężne paliwo do podnoszenia cen aktywów finansowych. Dzięki niemu nowojorskie giełdy znów biją rekordy wszech czasów, nie oglądając się na przeciętną kondycję gospodarki USA i mniejsze niż przed rokiem zyski giełdowych spółek. W takich warunkach naprawdę trudno o spadki, o czym przekonaliśmy się we wtorek. Pomimo kiepskich nastrojów przed otwarciem rynku kasowego nowojorskie indeksy szybko odrobiły straty i wyszły tuż ponad kreskę. Tam spędziły resztę dnia, by w końcówce handlu zabarwić się delikatną czerwienią.

S&P500 stracił 0,11 proc. i zakończył wtorek na poziomie  3 132,52 pkt. Dow Jones po utracie 0,10 proc. finiszował z wynikiem 27 881,72 pkt. A Nasdaq Composite po zniżce o 0,07 proc. osiągnął wartość 8 616,18 pkt. We wszystkich trzech przypadkach są to wartości nieznacznie niższe od rekordowych. Od początku 2019 roku S&P500 zyskał 25 proc., Dow Jones 19,5 proc., a Nasdaq prawie 30 proc. Dla inwestorów z amerykańskich rynków akcji ważne jest obecnie tylko jedno. Czy w najbliższą niedzielę, 15 grudnia, wejdzie w życie w USA zapowiadane cło na chiński import. Gdyby się tak stało, mogłoby to utrudnić toczące się negocjacje handlowe i opóźnić uzgodnienie zapowiadanej już dwa miesiące temu przez prezydenta Donalda Trumpa częściowej umowy handlowej. Dlatego nastroje poprawiły we wtorek doniesienia The Wall Street Journal o możliwym opóźnieniu nowego cła. Nie na tyle jednak, aby ceny zdecydowanie rosły. Sceptycyzm inwestorów hamował większy wzrost kursów, a na koniec sesji pogłębił się pesymizm. Uczestnicy rynku sygnalizują, że nie będzie zdecydowanej reakcji dopóki nie pojawią się konkretne decyzje. Rynkiem może jeszcze ruszyć Fed, który w środę ostatni raz w tym roku ogłosi decyzję w sprawie stóp. Dane makro nie były we wtorek w stanie tego zrobić, podobnie jak ogłoszenie przeglądu umowy handlowej między USA, Kanadą i Meksykiem. Złoto zdrożało po dwóch sesjach spadku. W górę poszła cena ropy. Obligacje USA najpierw taniały, ale pod koniec sesji wróciły do punktu wyjścia.

 

Pracujący dla amerykańskiego fiskusa prywatni windykatorzy ściągnęli prawie 213 mln dolarów zaległych podatków w ostatnim roku fiskalnym. To największa kwota od uruchomienia programu kilka lat temu. Wyniki windykatorów w roku fiskalnym 2019 są ponad dwukrotnie lepsze niż w poprzednim, kiedy odzyskali dla państwa 82 mln dolarów. W fiskalnym 2017 roku ściągnęli tylko 7 mln dolarów.

 

może się zbiec ze szczytem notowań funta, oceniają specjaliści. W drugim półroczu funt umocnił się do złotego już o 7,7 proc. i dzierży miano najsilniejszej w tym okresie z 32 ważniejszych walut świata. Wszystko dlatego, że inwestorzy, którzy jeszcze latem obawiali się, że twarda gra Borisa Johnsona wokół brexitu skończy się wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej bez umowy, mogli wreszcie odetchnąć. Były burmistrz Londynu doszedł do porozumienia z UE, wydźwignął jeszcze pod koniec premierostwa Theresy May fatalne dla torysów sondaże i przeforsował w podzielonym parlamencie rozpisanie na 12 grudnia nowych wyborów parlamentarnych.

 

Od wczorajszej gali królewskiej w sztokholmskiej filharmonii Polska ma — zgodnie z oficjalną wykładnią MSZ — siedmioro noblistów. Na honorowej liście laureatów Nagrody Nobla znajdują się: 1903 — Maria Skłodowska-Curie z Piotrem Curie (fizyka), 1905 — Henryk Sienkiewicz (literatura), 1911 — Maria Skłodowska-Curie (chemia), 1924 — Władysław Reymont (literatura), 1980 — Czesław Miłosz (literatura), 1983 — Lech Wałęsa (pokojowa), 1996 — Wisława Szymborska (literatura), 2018 — Olga Tokarczuk (literatura). Ta lista jest jednak dość względna, ponieważ można uwzględniać rozmaite kryteria — państwo urodzenia, narodowość, obywatelstwo w momencie przyznania nagrody etc. Dlatego w jedną stronę można ją spokojnie rozszerzyć o kilkunastu laureatów, m.in. w kategorii pokojowej Józefa Rotblata i Szimona Peresa oraz pisarza Isaaca Singera. Niestety, w drugą wypadałoby skreślić narodowe ikony, gdyby zajrzeć np. do francuskiego paszportu Marii Curie bez nazwiska rodowego czy imperialnego rosyjskiego Henryka Sienkiewicza… Komitet noblowski na wszelki wypadek na oficjalnej liście laureatów od 1901 r. nie podaje ich przynależności państwowej, a jedynie miejsce urodzenia. A szkoda – np. nobliści: Nichelson, Rabi, Reichstein, Hurwicz, Rotblat, Peres, Charpak, Begin, Singer, Hoffman to polscy Żydzi. Jest jeszcze Polak Andrzej Schally  –  syn gen. Kazimierza Schally , szefa sztabu prez. Mościckiego. Wszyscy urodzili się w granicach przedwojennej Polski.

Po 11 miesiącach roku liczba dostarczonych przez Boeinga samolotów była o więcej niż połowę mniejsza niż w tym samym okresie poprzedniego roku, donosi Reuters. Amerykański koncern dostarczył w okresie styczeń-listopad tylko 345 samolotów. Rok wcześniej dostawy w tym samym okresie wynosiły 704 maszyn. Spadek jest skutkiem perypetii z najlepszym samolotem koncernu, Boeingiem 737 Max. Od marca został on uziemiony po tym jak doszło do dwóch katastrof maszyn tego typu w okresie pięciu miesięcy. Przedstawiciele władz sygnalizowali ostatnio, że amerykański Federalny Urząd Lotnictwa nie zgodzi się na loty Boeinga 737 Max co najmniej do stycznia, wskazując na liczne kroki, której jeszcze trzeba podjąć w sprawie samolotu. Boeing śpieszy się aby zakończyć aktualizowanie oprogramowania maszyn i uzupełnić proceduty treningowe, co pozwoli przywrócić 737 Max do służby, pisze Reuters.

Długo musieliśmy czekać. Apple po raz kolejny przykuło uwagę branżowej prasy i sporej części internautów, w czerwcu tego roku prezentując nowy komputer Mac Pro oraz monitor Pro Display XDR. Wszystko za sprawą solidnej specyfikacji technicznej i oczywiście bardzo wysokich cen obu urządzeń. Niestety, sprzęt do tej pory nie trafił do oficjalnej dystrybucji. Przypuszczaliśmy, że jego sprzedaż rozpocznie się w grudniu, ale dokładna data jej uruchomienia nie była znana. Tymczasem Amerykanie ujawnili właśnie, że komputer Mac Pro i monitor Pro Display XDR są dostępne w sklepach już od wczoraj, czyli od 10 grudnia. Koszta zakupu urządzeń oczywiście pozostają niezmienione. Za nowego Maca Pro trzeba będzie zapłacić od 5999 dolarów wzwyż (kwota rośnie wraz z doborem coraz lepszych podzespołów), podczas gdy na ekran wydamy 4999 dolarów. W oficjalnej dystrybucji pojawi się także wyśmiewana przez internautów podstawka pod panel, którą Apple wyceniło na… 999 dolarów. Od razu można dodać, że jest to jedyny komputer Apple, który nie jest produkowany w Chinach – sprzęt składany jest w fabryce w Austin w Stanach Zjednoczonych (ostatnio odwiedził ją sam prezydent USA, Donald Trump). Podobnie było w przypadku poprzedniej generacji. Duża część podzespołów jednak i tak importowana jest z Państwa Środka.

„To najpiękniejsza bożonarodzeniowa choinka w Europie. Jest oszałamiająca!” — napisano na interaktywnym portalu European Best Destinations, autora rankingu. Metalowa choinka na placu Katedralnym w Wilnie ma 27 m wysokości, skomponowano ją z 6 tys. świerkowych gałęzi, a sznur ze światełkami jest długi na 5 km — czytamy w uzasadnieniu do werdyktu brukselskiego serwisu internetowego. Natomiast najdroższa choinka na świecie znajduje się w miejscowości Estepona koło Malagi, na południu Hiszpanii. Ma 3,5 m wysokości i jest udekorowana wartymi 12 mln euro diamentami, szmaragdami i innymi drogimi kamieniami znanych firm jubilerskich, m.in Bulgari, Cartier i Chanel, oraz płatkami śniegu impregnowanymi 24-karatowym złotem. Bombki dekorowane kamieniami szlachetnymi inspirowane były stylem art deco.

Opracował: Sławek Sobczak